poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Rozdział 11 ;P

Obudziłam się o koło 6. Wyszłam na balkon. Akurat wschodziło słonce. Stałam w szlafroku oparta o barierkę. Promienie ogrzewały moją zaspaną twarz. Na trawie mieniły się kropelki rosy. Zapowiadała się piękna pogoda... Wróciłam do środka i zeszłam na dół. W całym domu panowała błoga cisza. Byłam święcie przekonana, że wszyscy jeszcze śpią, ale nie miałam racji. W kuchni na krześle siedział Tom, ubrany w garnitur.
-Cześć. A ty już nie śpisz?- zapytał upijając łyk kawy.
-A no jakoś tak. Ty dzisiaj idziesz do pracy? Przecież jest sobota.
-Niestety idę, ale wcześniej wrócę.- odpowiedział Tom, a ja podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej butelkę Coca- Coli.
-Ja spróbuję się jeszcze położyć. Miłego dnia.
-Dobrze. Do zobaczenia.- powiedział i poszłam na górę.
Kilka sekund później wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Zgrałam zdjęcia z ogniska, a potem zaczęłam przeglądać wszystkie które zrobiłam od początku mojego pobytu w Anglii. Cały czas mimowolnie się uśmiechałam. To chyba były najpiękniejsze dni w moim życiu... Mam nadzieję, że to szybko się nie skończy. Bardzo fajnie jest mieś takich przyjaciół. Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwoniący telefon. To była babcia. Porozmawiałam z nią. Opowiedziałam jej o tym co się ostatnio działo. W między czasie wysłałam jej maila wraz ze zdjęciami z ogniska. Babcia bardzo mnie zaskoczyła, okazało się, że ona od razu rozpoznała chłopaków. Nawet poprosiła mnie, żebym załatwiła jej ich autografy... Jakiś czas potem poszłam do łazienki w celu doprowadzenia się do porządku. Po 15 minutowym prysznicu poszłam się przebrać. Jak zwykle miałam problem na co się zdecydować. Po dłuższej chwili namysłu postawiłam na białe spodenki i biały T-shirt z flagą Stanów Zjednoczonych. Ok. 8 ponownie zeszłam na dół i postanowiłam zrobić śniadanie. 20 minut później gofry były już gotowe. Gdy nakrywałam do stołu na dół przyszła Alice z Max’em i Lucy.
-Witaj. Widzę, że zrobiłaś śniadanie... Ale wiesz, że nie musiałaś.
-Tak wiem, ale chciałam.- powiedziałam podają talerz z goframi.
-Pycha!- krzyknął Max.
-To miło z twojej strony.- powiedziała Alice.- Są pyszne.
-Co tak pięknie pachnie?!- zawołała Daisy zbiegając ze schodów.
-Anita gofry zrobiła!- powiedziała Lucy.- Są genialne! Przepraszam cię mamo, ale ona zrobiła lepsze od twoich.
-Anitko... My dzisiaj wieczorem wybieramy się do restauracji na kolację. Może wybrałabyś się z nami? Oczywiście jeżeli nie masz planów.
-To miło z waszej strony, ale nie chciałabym przeszkadzać... Może innym razem.
-Dobrze. Trzymam cię za słowo...- odpowiedziała Alice z uśmiechem na twarzy.- Czy wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś się czymś martwiła.
-Tak... Właściwie to nie...- opowiedziałam całą historię z tą dziewczyną z parku. Porozmawialiśmy chwilę na ten temat. Potem posprzątaliśmy wszyscy razem po śniadaniu.
Ok. 10 Alice wraz ze swoimi dziećmi gdzieś wyszła, a chwilę później przyszły sprzątaczki... Tak dokładniej to 5. Siedziałam u siebie w pokoju i czytałam książkę. Gdy nagle zadzwonił telefon.
-Halo?
-Hej skarbie ty moje...- powiedział dobrze mi znany głos. To był Louis.
-Skarbie? No dobra mów co chcesz.
-Tak skarbie... Więc co robisz dziś po południu i wieczorem?
-Jeszcze nie wiem, ale pewnie będę czytała książkę albo coś. A co?
-Nie, nic. Tak się tylko pytam.
-Louis!
-Oj skarbie no... to będzie niespodzianka. Pa.
-Weź nie mów do mnie skarbie! Pa.
-Do zobaczenia skarbie.
-Lou! Uduszę cię. Pa.- po tych słowach się rozłączyłam. Naprawdę jak będzie tak do mnie mówił to do uduszę. Co oni znowu wymyślili?! Prawdę mówiąc to się trochę tego boję. Odłożyłam książkę i postanowiłam pójść na spacer. Należy korzystać z ładnej pogody! Wzięłam MP4 i słuchawki i wyszłam z domu. Szłam powoli, więc dojście do parku zajęło mi ok. 40 minut. Zaczęłam chodzić bez celu. Po chwili przystanęłam na moście, na którym pierwszego dnia wpadł na mnie Liam, gdy uciekał przed fankami. Patrzyłam przez pewien czas na wodę, po której pływały 2 łabędzie. Nagle po drugiej stronie zobaczyłam Lindsey siedziała skulona na brzegu stawu. Postanowiłam do niej podejść.
-Hej. Co ty tu robisz?
-To znowu ty? Czego ty ode mnie chcesz!- powiedziała ze złością.
-Chcę ci pomóc...
-O no proszę! Odezwała się dobroduszna dziewczynka...
-Czego ty taka jesteś?!- Zapytałam siadając koło niej. Ona spojrzała na mnie pytająco.- Taka wredna i egoistyczna... Nie dajesz sobie pomóc.
-O serio? Daj sobie ze mną spokój.
-Nie! Czego ty nie rozumiesz? Chcę ci pomóc. Przecież widzę...
-No i co z tego, że widzisz! Weź się ode mnie odwal! Co?!
-Trzymaj. Jak coś to dzwoń o każdej porze dnia i nocy.- powiedziałam, podając jej kartkę z moim numerem telefonu.
-Dlaczego to robisz?
-No bo chce ci pomóc. Już ci to mówiłam.- z niechęcią wzięła kartkę do ręki. Wstałam i skierowałam się w stronę ścieżki.
-Dzięki.- usłyszałam za sobą cichy głos dziewczyny. Na serio chcę jej jakoś pomóc. To nie jest normalne, że dziewczyna w tym wieku śpi, pobita, w parku. Mam złe przeczucia...
-Nie ma za co.- odpowiedziałam i skierowałam się w stronę willi.
 
Oczami Alice:
Ok. 4 po południu siedziałam z mężem i dziećmi w salonie. Najstarsza córka poszła do swojej koleżanki i nie długo powinna wrócić. Anita siedzi u siebie w pokoju. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Nikt nie spodziewała się gości. Poszłam otworzyć drzwi... Zobaczyła pięciu uroczych młodzieńców, których skądś znam.
-Dzień dobry! Dostawa pizzy.- powiedział uradowany blondyn o niebieskich oczach, który trzyma 3 pudełka z pizzą. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
-Dzień dobry... Ale nikt nie zamawiał pizzy...
-Wiemy... Sami ją zamówiliśmy.- powiedział chłopak w bluzce w paski.
-Aha...
-Czy jest Anita?- zapytał młodzieniec w koszuli w kratę.
-Jest. A wy do niej?
-Tak.- odpowiedział chłopak z burzą loków na głowie.
-No to wchodźcie.- powiedziałam i wpuściłam ich do środka.
-Ooo... Wujek Liam!- krzyknął Max biegnąc w naszą stronę. Otworzyłam szeroko oczy. Wujek Liam? To trochę dziwne...
-Zayn! Harry! Niall! Lou!- krzyknęła Lucy rzucając się na szyję chłopakowi o czarnych  włosach.
-Cześć dzieciaki!- podpowiedzieli wszyscy razem. Przywitali się jeszcze z moim mężem i zaprowadziłam ich na górę.

 Oczami Anity:
Siedziałam na dywanie i kontynuowałam czytanie książkę. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.- powiedziała Alice wchodząc do mojego pokoju.
-Oczywiście, że nie.
-Przy prowadziłam ci gości.- spojrzałam na nią pytająco. Za jej plecami zobaczyłam całe One Direction.
-Suprise!- krzyknęli wszyscy razem.
-Cześć chłopaki.
-To ja was zostawię.-powiedziała Alice i wyszła z pokoju.
-Pomyśleliśmy, że jesteś głodna, i że ci się nudzi...- zaczął Hazza z wielkim uśmiechem.
-... więc... tatararam! Obiad przyjechał!- Krzyknął uradowany blondyn.
-Wy mnie przerażacie! Hahaha... Skąd wiedzieliście, że jestem głodna?
-Telepatia złotko... Telepatia.- powiedział Louis, pocałował mnie w policzek i objął ramieniem..
-No widzisz co byś ty bez nas zrobiła.- odparł Liam z uśmiechem.
-A tak swoją drogą urocze warkoczyki...- dorzucił Zayn.- O coś do picia też zadbaliśmy...
-Zadziwiacie mnie!- odpowiedziałam i podeszłam do barku. Wyjęłam z niego 6 szklanek. Rozsiedliśmy się na dywanie. Te 3 pizze uniknęły w mgnieniu oka. Oczywiście najwięcej zjadł Niall. Na szczęście obyło się bez bitwy na jedzenie. Zagroziłam im, że będą musieli posprzątać... Zayn, Lou i Niall rozłożyli się na dywanie, ja z Liam’em sprzątałam, a Harry robił nam wszystkim zdjęcia i nagrywał filmiki.
- Wiecie co! Nie chce mi się tak bezczynnie siedzieć. I mam pomysł...- wszystkie oczy skierowały się na leżącego Tomlinson’a.- Dzisiaj jest... Sobota! Więc może poszlibyśmy...
-Przepraszam, ale pomyślałam, że chce wam się pić.- powiedziała Alice podając mi butelkę soku.
-... na imprezę...- dokończył zrezygnowany Loui.
-Wybieracie się na imprezę? To super!- powiedziała Alice, czym wszystkich zaskoczyła. Kobieta rozejrzała się po pokoju i po chwili dodała:- Ty, podejdź tutaj. Tak, ty w koszule w kratę podejdź do mnie... Jak masz na imię chłopcze, bo zapomniałam...
-Liam.- powiedział Payne podchodząc do Alice. Wszyscy popatrzyliśmy na siebie. Nikt nie wiedział co ona ma na myśli.
-No to słuchaj...- zaczęła i objęła go ramieniem.- Wyglądasz na najporządniejszego z tej całej bandy, więc masz ich wszystkich pilnować, a Anity w szczególności. Puszczam ją pod warunkiem, że jutro najpóźniej o 8 pm. Będzie tu spowrotem i będzie trzeźwa. Rozumiemy się?
-Tak.- odpowiedział Liam, a reszta chłopaków zerwała się z podłogi i rzucili się na Alice.
-Bardzo dziękujemy!- krzyczeli.
-Dziękuję.- powiedziałam i też podeszłam do Alice.
-No już, już... Nie ma za co. My już wychodzimy. Wrócimy jutro to jeszcze odwiedzimy moich rodziców.
-Dobrze. Jeszcze raz wielkie dzięki.
-Do widzenia.- powiedziała kobieta i wyszła.
-Szkoda, że Paul nie jest tali wyrozumiały...- mruknął pod nosem Zayn.
-Nom...- przytaknął mu Harry.- Ile czasu potrzebujesz żeby się wybrać.
-Mi wystarczy pół godziny, ale... nie wiem jak Zayn...- odpowiedziałam i pokazałam Malik’owi język.
-Spadaj!- krzykną i rzucił we mnie poduszką.- Ale masz racje.
-No tak. To Zayn ile ci czasu zejdzie?- zapytał Niall.
-Yyy... Półtorej godziny?
-No ok.
-Ej! A może jeszcze wstąpimy do Milk Shake City?- zapytał Lou i popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Ja się zgadzam.
-My też!- krzyknęli chórem.
-No to za jakieś półtorej godziny będziemy u ciebie pod domem.
-Ok. Cześć.- powiedziałam i odprowadziłam ich do drzwi. Czyli zapowiada się ciekawy wieczór...
Chwilę później poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, podkręciłam włosy i trochę mocniej się pomalowałam... Następnie poszłam do garderoby. Wybrałam czarne dopasowane rurki, białą luźną tunikę z jakimś nadrukiem a do tego czarną sztruksową kurteczkę i w tym samym kolorze szpilki. Nie całą godzinę później już byłam gotowa. Nigdzie mi się nie śpieszyło, więc włączyłam jeszcze telewizor. Jakieś pół godziny później usłyszałam klakson samochodu. Na podjeździe stała ta sama limuzyna, którą kilka dni temu jechaliśmy do wesołego miasteczka.
-Czy wy nie możecie jeździć normalnym samochodem?!- zapytałam próbują udawać poważną.
-Możemy... Ale po co...- odpowiedział mi Zayn z uśmiechem.
-Ale ślicznie wyglądasz...- powiedział Louis i Harry. Taa... Oni i ta ich telepatia.
Chwilę później wyjechaliśmy. I tak jak było to już wcześniej ustalone najpierw pojechaliśmy do MSC. Posiedzieliśmy tam jakąś godzinę, a potem wybraliśmy się do klubu. Po 20 minutach jazdy zatrzymaliśmy się przed dużym budynkiem z którego dobiegała głośna muzyka...

------------------------------------------
Hej :*
Nam się ten rozdział ajkoś zbytnio nie podoba, a nawet wcale... Jest nuuuuudy. ALe w następnym postaramy się to nadrobić... Jak na razie kompletny brak weny.
Prosimy o komentarze :D
















3 komentarze:

  1. CO Wam się tu nie podoba ? Jest mega ! <3 Błagam o opis party hard z udziałem chłopaków i Anity ! :D Czekam na nowy ! xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!! Dziewczyno masz talent!! Czekam na następny! XX

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!!! Czekam na następny. Kocham i ubóstwiam...<3

    OdpowiedzUsuń