Telefon,
laptop, płyta, wstępne umowy, kalendarz...
-Trooooy!
Gdzie są CV tych ochroniarzy i te katalogi od Scotta?- zawołałam biegając po
pokoju.- Jak byś mógł to przynieś mi coś od bólu głowy!- dodałam po chwili
wrzucając ubrania do walizki. Przez wczorajszą
wizytę Justina i Scotta nie zdążyłam się spakować. Dodatkowo złapałam małego
kaca. Właśnie tak kończy się opijanie sukcesów oraz załatwianie spraw
zawodowych, takich jak: zatrudnianie ochroniarzy, poszukiwania grupy tanecznej,
plany co do następnego teledysku, kompletowanie zespołu i szukanie nowego domu.
Pół nocy spędziłam na przeglądaniu dokumentów i zapewne zajmie i to jeszcze
drugie tyle czasu.
-Masz.
Nasz świeżo upieczony menager nie może się wyrobić.- Zaśmiał się Roy podając mi
to o co prosiłam. Na widok tabletek i szklanki wody mimowolnie się
uśmiechnęłam.- Trzeba było tyle pić?!- rzucił rozbawiony. Zaśmiałam się pod
nosem. Nie zbyt mocne pulsowanie w mojej głowie sprawiło, że mój mózg wywiesił
tabliczkę „Wracam za 5 min. Jak mnie nie będzie to przeczytaj to jeszcze raz”.
-Pić
mi się chciało. Poza nie wypiłam wiele bo mi nie wolno. Jestem też zmęczona. Bo
ty zamiast nam pomóc spałeś z Justinem na kanapie!- pokazałam mu język.- A na
stole nie było nic innego. A tak na marginesie, to jakiem cudem pan Gilbert
został menagerem? Trasa jeszcze się nie zaczęła, a on już sobie nie daje
rady...- Zamyśliłam się.
-Trzeba
sobie jakoś radzić...- Roy wzruszył ramionami i pokazał mi język. Spojrzałam na
niego kątem oka.- A Troy da sobie jakoś radę... Ale to będzie później.- No w
to, to akurat nie wątpię, pomyślałam.- Za pół godziny w samochodzie.-
uśmiechnął się i wyszedł.
Przez
cały czas powtarzałam sobie w głowie plan dzisiejszego dnia. Najpierw do mojej
szkoły tanecznej, żeby porozmawiać z Ashem o moim pomyśle, na który nie wiem
jakim cudem Scott zgodził się bez problemu. Potem do studnia na spotkanie z
moją trenerką wokalną. Ok. 12:20 mam być na lotnisku. A reszta ( czyli wywiady
i jakieś spotkania) są na głowie Troy’a.
Wyjęłam z szafy to:
Przeczesałam ręką
moje loki i weszłam na dół. Do wyjścia zostało jeszcze jakieś 10 minut. Sam
biegał, podobnie jak Troy, po całym
domu. Tylko Roy siedział przy stole i spokojnie jadł śniadanie. Biedak musiał
zostać, bo dziś ekipa remontująca jego mieszkanie kończyła pracę, więc ktoś
musiał posprzątać. Podeszłam do stołu. Zabrałam mu jedną kanapkę z szynką i
serem oraz upiłam łyk kawy z jego kubka. Chłopak, chyba, próbował zabić mnie
swoim wzrokiem, ale mu to nie wyszło. Zanim zdążyłam zjeść moje ‘śniadanie’
Troy oraz Sam byli już gotowi.
-To
nie fair! Wy jedziecie sobie do Francji a ja muszę bawić się w sprzątaczkę!-
zaczął marudzić Roy.
-Kupimy
ci jaką pamiątkę, przyślemy kilka zdjęć... stary, dasz radę!- Troy poklepał go
po ramieniu.
-Wynagrodzę
ci to...- Sam poruszał brwiami.- Tylko pomyśl... Własne mieszkanie. Zero
głupich zasad.- Obaj spojrzeli na mnie. Zaczęłam się głośno śmiać. Ach te moje
‘bezlitosne’ zasady. Roy pokiwał twierdząco głową.
Pożegnałam
się z nim i poszłam do samochodu. Po chwili dołączył do mnie Troy. Oparłam
głowę o szybę. Chłód zaczął coraz bardziej łagodzić ból. Powieki zaczęły mi
opadać, ale mimo to mój wzrok utkwił na dwóch żegnających się chłopakach. Obaj
stali wtuleni w siebie, a gdy Sam chciał odejść Roy w ostatniej chwili złapał
go za rękę. Przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Uśmiechnęłam się.
Czasami żałowałam, że nie mogą mieć dzieci. Z całą pewnością byłaby to urocza
rodzinka. Zaśmiałam się pod nosem z mojej własnej głupoty. Gdy tak im się
przyglądałam przypomniałam sobie identyczną scenę, ale ze mną w roli głównej.
Nagle w moim gardle pojawiła się wielka gula, której nie mogłam przełknąć.
„Możesz im powiedzieć kim jesteś...” głos Alice odbijał się echem w mojej
głowie. Ostatnio nawet zastanawiałam się czy tego nie zrobić, ale doszłam do
wniosku, że im nie powiem... Przynajmniej na razie. Sama nie wiem czego bałam
się bardziej. Tego jak zareagują, czy tego, że moje już ułożone życie znowu
przewróci się do góry nogami i znowu będę musiała sprzątać ten cały bałagan.
Wzdrygnęłam się gdy wyobraziłam sobie ich reakcję. Nie, nie zrobię tego...
Z
rozmyślań wyrwało mnie trzaśnięcie
drzwi, za co byłam wdzięczna Samowi. Po kilku sekundach odjechaliśmy
spod domu.
Niedługo
po tym byliśmy już na miejscu. Zobaczyłam duży, szary budynek. W którym jeszcze
całkiem niedawno spędzałam wieczory z Bonnie i Ashem na męczących treningach.
Czasami mi tego brakuje... Otworzyłam szklane drzwi. W środku panowała niemal
idealna cisza. We trójkę poszliśmy na
drugie piętro. Już na schodach usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki klasycznej.
Właśnie o tej porze jedna z najmłodszych grup baletowych rozpoczynała zajęcia.
Od początku zastanawia mnie jakiem cudem chce im się wstawać tak wcześnie rano
na lekcje tańca potem
jeszcze
biec do szkoły. Szliśmy długim korytarzem mijając kolejne puste sale.
Uśmiechałam się sama do siebie, gdy przed oczami pojawiały mi się obrazy z
naszych treningów. Naprawdę polubiłam grupę ludzi z którymi tańczyłam. Gdy
doszliśmy do ostatniej sali w której zwykle miałam zajęcia, zajrzałam przez
szybę do środka. Tak jak myślałam Ash już tam był i próbował ułożyć nowy układ
. Szarpnęłam mocno drzwi. Chłopak początkowo nas nie zauważył dopiero gdy
skończyła się piosenka i zaczęliśmy klaskać zwrócił na nas uwagę.
-Kogo
to moje oczy widzą! Czym spowodowana jest wizyta naszej gwiazdy?- zaśmiał się
witając się ze mną oraz chłopakami.
-Interesy.-
odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Masz chwilę?- Ash skiną twierdząco głową.
Pokazałam mu wszystkie dokumenty i wytłumaczyłam na czym miałaby polegać nasza
współpraca. Doskonale wiedziałam, że nie podpisze od razu umów. Musiał to
jeszcze ustalić z grupa i właścicielem szkoły. Po ok. 40 minutach przegnaliśmy
się.
Następnym
punktem na mojej liście był wyjazd do studia. Gdy tylko weszłam do środka moja
trenerka wokalna- Gabriella- już na mnie czekała. Latynoska po mimo tego, że
była już w starszym wieku czasami potrafiła zachowywać się jak dziecko, przez
co świetnie się dogadywałyśmy. Niestety czasami tez potrafiła mnie przycisnąć.
Dopiero po 2 godzinach prób mogłam wyjść. Z lekko nadwerężonymi strunami
głosowymi pojechaliśmy na lotnisko gdzie czekała już na nas Bonnie.
Oczami
Liama:
Zaraz
po tym jak weszliśmy na teren lotniska od razu JĄ zauważyłem. Poczułem się co
najmniej dziwnie. Ta świadomości kim ona tak naprawdę jest wcale mi nie
pomagała. Zwłaszcza, że to jeszcze do mnie nie dotarło. W dodatku czułem się
beznadziejne, bo przez ostatni kilka miesiące robili ze mnie... z nas idiotów.
Niby Alice wszystko mi wytłumaczyła, ale nadal nie wiedziałem dlaczego Anita...
to znaczy Melisa nie powiedziała nic ani mi, ani chłopakom. Nagle stanąłem w
pół kroku. Ja na serio jestem wielkim idiotą! Przecież nawet sam jej
powiedziałem, że mi przypomina Anitę. Miałem ochotę głośno się roześmiać. Na
ziemie ściągnęła mnie kolejna myśl. Jak ja mam ją teraz traktować? Alice
prosiła, żebym nie mówił Meli, że znam prawdę. Jakaś część mnie chciała do niej
podbiec i ją przytulić, ale mój mózg protestował, bo wiedział, że nie może mi
na to pozwolić.
-Payne
idziesz?!- krzyknął Paul. Wyrwany z myśli, lekko zdezorientowany ruszyłem w
jego stronę.
-Wszystko
w porządku?- zapytał Niall. Skinąłem twierdząco głową. Chłopak spojrzał na mnie
podejrzliwie.
-Jest
okey. Ale chyba złapałem jakieś przeziębienie.- próbowałem się uśmiechnąć, lecz
mi to wcale nie wyszło. Nie lubiłem okłamywać chłopaków ale nie mogłem i o TYM
powiedzieć. Jeszcze nie... Zrobię to gdy sam sobie to wszystko poukładam. A
może lepiej im o tym nie mówić?
-Liam...
Uśmiech... hieny w tłumie.- powiedział mi na ucho Harry. Prychnąłem pod nosem.
Gdy Zayn witał się z Melisą uświadomiłem sobie, że nie wiem jak mam się
zachować. Nie byłem w stanie zachowywać się przy niej tak jak wcześniej. Nie
mogłem też podejść do niej i powiedzieć jak bardzo mi jej brakowało. To jakaś
porażka.
-Hej.-
powiedziałem do Melisy i pocałowałem w policzek. Świadomość, że ona jest tą
sama dziewczyną, w której się zakochałem sprawiała, że zaczynałem wariować.
Gdy
przeszliśmy przez odprawę udaliśmy się w stronę naszego samolotu. Zająłem takie
miejsce z którego mógłbym spokojnie obserwować Melisę. Zrobiłem to
specjalnie... Czułem się wtedy jak jakiś psychopata, który poszukuje ofiary i
chce lepiej ją poznać. Co za absurd! Przez cały lot w głowie odbijały mi się
słowa Alice. Zakryte tatuaże, specjalne soczewki itd. Niby tak nie wiele, a
może sprawić, że nie zdajemy sobie sprawy z kim się zadajemy. Najgorsze w tym
wszystkim było to, że miałem ja cały czas od nosem, a ona mnie. I pewnie gdyby
nie Alice nigdy bym się o tym nie dowiedział.
Mela
przeglądała w uwagą jakieś papiery, czasami mówiła coś do Troy’a lub śmiała się
z tego co powiedziała do niej Bonnie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo
brakowało mi jej śmiechu. Taaak. Zachowuje się jak kompletny psychopata.
Żeby
zagłuszyć myśli włożyłem słuchawki w uszy. Miałem nadzieję, że to pozwoli mi
oderwać się od moich myśli. Ale tak nie było. Przed oczami pojawiała mi się
Anita. I wszystkie chwile, które z nią spędziłem.
Muszę
z nią porozmawiać!
Oczami
Melisy:
Po
nie zbyt długim locie, kilku wywiadach i sesji zdjęciowej przyjechaliśmy w
końcu do hotelu. Od razu pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i
włączyłam laptopa. Po chwili dołączyła do mnie Bonnie. Nath był już dostępny na
skype. Jeszcze nie zdążyłam się wygodnie usadowić a już wyświetlał mi się
komunikat o połączeniu. Szybko odebrałam i zaczęliśmy rozmawiać. U nas już była
noc a u nich dopiero południe. Chłopakom dopisywał humor. Pomimo strasznego
zmęczenia obie śmiałyśmy się jak opętane.
-Za
ile wracacie?- zapytała Bonnie gdy nastała krótka chwila ciszy.
-Za
2 dni... Najpóźniej za 3.- powiedział Nath i w tym samym momencie oberwał piłką
w głowę. Max zaczął się śmiać. Tom biegał cały czas za Jay’em a Seev „oglądał” jakiś film. Nagle ktoś
zapukał do drzwi.
-Proszę!-
krzyknęła Bonnie. Po chwili w pokoju
zobaczyłam Liama. Nie zwracając na niego większej uwagi wróciłam do rozmowy z
Nathanem. Jedynie moja przyjaciółka wymieniła z nim kilka słów poczym wyszła.
Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że Liam wciąż tu jest.
-Anita,
możemy porozmawiać?- zapytał. Jego słowa odbiły mi się głośnym echem w głowie.
Zrobiło mi się gorąco.
-Nath.
Pogadamy później.- powiedziałam do kamerki. Zamknęłam laptopa i wzięłam głęboki
oddech, żeby się opanować. Odwróciłam się w jego stronę.
-A
ty znowu to samo?- zapytałam chłodno.- Chłopcze... powinieneś pójść się leczyć,
z tobą jest coraz gorzej.- dumna, że udało mi się to powiedzieć w taki sposób
lekko się uśmiechnęłam. Liam zaśmiał się nerwowo i wsunął ręce w kieszonki od
bluzy.
-Spoko...
Może faktycznie mi się to przyda.- spojrzał na mnie niepewnie.- Wiesz niezła
jesteś. Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał...- Zdziwiłam się słysząc
jego słowa. Serce zaczynało walić jak oszalałe, a w pokoju zrobiło się
strasznie duszno.
-O
co ci chodzi?- zapytałam najspokojniej jak tylko mogłam.
-Melisa...
A może raczej Anita, wiem o wszystkim, więc daj już spokój z tą gierką.-
powiedział to z takim chłodem i wyrzutem, że aż przeszedł mnie dreszcz.
Otworzyłam szeroko oczy. O cholera!
Tego się nie spodziewałam.- Wiem, że nie powinienem tu przychodzić, ale chce
wiedzieć dlaczego? Nic więcej od ciebie nie oczekuję.- zaczął łamać mu się
głos.- Dlaczego?- Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. I tak nie byłam w
stanie nic mówić. Patrzyłam się na niego. Wszystko działo się w zwolnionym
tempie. Nagle zaschło mi w gardle. Staliśmy w ciszy przyglądając się sobie.
Wiedziałam, że kiedyś się dowie, ale nie myślałam, że tak szybko.
-Proszę
cię, wyjdź stąd.- powiedziałam cicho. Liam jednak na to nie zareagował. Stał
cały czas w tym samym miejscu i czekał na odpowiedź.- Wyjdź!- krzyknęłam.
Wiedziałam, że takim zachowaniem go ranie i w dodatku nie tylko jego. Jeszcze
nie byłam gotowa na taką rozmowę.- Wyjdź!- powtórzyłam, ale tym razem
spokojniej. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Chłopak spojrzał na mnie z
wyrzutem i wyszedł bez słowa. Nie miałam siły się ruszyć. Rogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jak głupia
wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Liam. On wie...
pomyślałam i mój cały, zbudowany od podstaw, świat po raz kolejny legł w
gruzach.