niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 43 ;)

Telefon, laptop, płyta, wstępne umowy, kalendarz...
-Trooooy! Gdzie są CV tych ochroniarzy i te katalogi od Scotta?- zawołałam biegając po pokoju.- Jak byś mógł to przynieś mi coś od bólu głowy!- dodałam po chwili wrzucając ubrania do  walizki. Przez wczorajszą wizytę Justina i Scotta nie zdążyłam się spakować. Dodatkowo złapałam małego kaca. Właśnie tak kończy się opijanie sukcesów oraz załatwianie spraw zawodowych, takich jak: zatrudnianie ochroniarzy, poszukiwania grupy tanecznej, plany co do następnego teledysku, kompletowanie zespołu i szukanie nowego domu. Pół nocy spędziłam na przeglądaniu dokumentów i zapewne zajmie i to jeszcze drugie tyle czasu.
-Masz. Nasz świeżo upieczony menager nie może się wyrobić.- Zaśmiał się Roy podając mi to o co prosiłam. Na widok tabletek i szklanki wody mimowolnie się uśmiechnęłam.- Trzeba było tyle pić?!- rzucił rozbawiony. Zaśmiałam się pod nosem. Nie zbyt mocne pulsowanie w mojej głowie sprawiło, że mój mózg wywiesił tabliczkę „Wracam za 5 min. Jak mnie nie będzie to przeczytaj to jeszcze raz”.
-Pić mi się chciało. Poza nie wypiłam wiele bo mi nie wolno. Jestem też zmęczona. Bo ty zamiast nam pomóc spałeś z Justinem na kanapie!- pokazałam mu język.- A na stole nie było nic innego. A tak na marginesie, to jakiem cudem pan Gilbert został menagerem? Trasa jeszcze się nie zaczęła, a on już sobie nie daje rady...- Zamyśliłam się.
-Trzeba sobie jakoś radzić...- Roy wzruszył ramionami i pokazał mi język. Spojrzałam na niego kątem oka.- A Troy da sobie jakoś radę... Ale to będzie później.- No w to, to akurat nie wątpię, pomyślałam.- Za pół godziny w samochodzie.- uśmiechnął się i wyszedł.
Przez cały czas powtarzałam sobie w głowie plan dzisiejszego dnia. Najpierw do mojej szkoły tanecznej, żeby porozmawiać z Ashem o moim pomyśle, na który nie wiem jakim cudem Scott zgodził się bez problemu. Potem do studnia na spotkanie z moją trenerką wokalną. Ok. 12:20 mam być na lotnisku. A reszta ( czyli wywiady i jakieś spotkania) są na głowie Troy’a.  Wyjęłam z szafy to:


 Przeczesałam ręką moje loki i weszłam na dół. Do wyjścia zostało jeszcze jakieś 10 minut. Sam biegał, podobnie jak  Troy, po całym domu. Tylko Roy siedział przy stole i spokojnie jadł śniadanie. Biedak musiał zostać, bo dziś ekipa remontująca jego mieszkanie kończyła pracę, więc ktoś musiał posprzątać. Podeszłam do stołu. Zabrałam mu jedną kanapkę z szynką i serem oraz upiłam łyk kawy z jego kubka. Chłopak, chyba, próbował zabić mnie swoim wzrokiem, ale mu to nie wyszło. Zanim zdążyłam zjeść moje ‘śniadanie’ Troy oraz Sam byli już gotowi.
-To nie fair! Wy jedziecie sobie do Francji a ja muszę bawić się w sprzątaczkę!- zaczął marudzić Roy.
-Kupimy ci jaką pamiątkę, przyślemy kilka zdjęć... stary, dasz radę!- Troy poklepał go po ramieniu.
-Wynagrodzę ci to...- Sam poruszał brwiami.- Tylko pomyśl... Własne mieszkanie. Zero głupich zasad.- Obaj spojrzeli na mnie. Zaczęłam się głośno śmiać. Ach te moje ‘bezlitosne’ zasady. Roy pokiwał twierdząco głową.
Pożegnałam się z nim i poszłam do samochodu. Po chwili dołączył do mnie Troy. Oparłam głowę o szybę. Chłód zaczął coraz bardziej łagodzić ból. Powieki zaczęły mi opadać, ale mimo to mój wzrok utkwił na dwóch żegnających się chłopakach. Obaj stali wtuleni w siebie, a gdy Sam chciał odejść Roy w ostatniej chwili złapał go za rękę. Przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował. Uśmiechnęłam się. Czasami żałowałam, że nie mogą mieć dzieci. Z całą pewnością byłaby to urocza rodzinka. Zaśmiałam się pod nosem z mojej własnej głupoty. Gdy tak im się przyglądałam przypomniałam sobie identyczną scenę, ale ze mną w roli głównej. Nagle w moim gardle pojawiła się wielka gula, której nie mogłam przełknąć. „Możesz im powiedzieć kim jesteś...” głos Alice odbijał się echem w mojej głowie. Ostatnio nawet zastanawiałam się czy tego nie zrobić, ale doszłam do wniosku, że im nie powiem... Przynajmniej na razie. Sama nie wiem czego bałam się bardziej. Tego jak zareagują, czy tego, że moje już ułożone życie znowu przewróci się do góry nogami i znowu będę musiała sprzątać ten cały bałagan. Wzdrygnęłam się gdy wyobraziłam sobie ich reakcję. Nie, nie zrobię tego...
Z rozmyślań wyrwało mnie trzaśnięcie  drzwi, za co byłam wdzięczna Samowi. Po kilku sekundach odjechaliśmy spod domu.
Niedługo po tym byliśmy już na miejscu. Zobaczyłam duży, szary budynek. W którym jeszcze całkiem niedawno spędzałam wieczory z Bonnie i Ashem na męczących treningach. Czasami mi tego brakuje... Otworzyłam szklane drzwi. W środku panowała niemal idealna  cisza. We trójkę poszliśmy na drugie piętro. Już na schodach usłyszałam pierwsze dźwięki muzyki klasycznej. Właśnie o tej porze jedna z najmłodszych grup baletowych rozpoczynała zajęcia. Od początku zastanawia mnie jakiem cudem chce im się wstawać tak wcześnie rano na lekcje tańca potem
jeszcze biec do szkoły. Szliśmy długim korytarzem mijając kolejne puste sale. Uśmiechałam się sama do siebie, gdy przed oczami pojawiały mi się obrazy z naszych treningów. Naprawdę polubiłam grupę ludzi z którymi tańczyłam. Gdy doszliśmy do ostatniej sali w której zwykle miałam zajęcia, zajrzałam przez szybę do środka. Tak jak myślałam Ash już tam był i próbował ułożyć nowy układ . Szarpnęłam mocno drzwi. Chłopak początkowo nas nie zauważył dopiero gdy skończyła się piosenka i zaczęliśmy klaskać zwrócił na nas uwagę.
-Kogo to moje oczy widzą! Czym spowodowana jest wizyta naszej gwiazdy?- zaśmiał się witając się ze mną oraz chłopakami.
-Interesy.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.- Masz chwilę?- Ash skiną twierdząco głową. Pokazałam mu wszystkie dokumenty i wytłumaczyłam na czym miałaby polegać nasza współpraca. Doskonale wiedziałam, że nie podpisze od razu umów. Musiał to jeszcze ustalić z grupa i właścicielem szkoły. Po ok. 40 minutach przegnaliśmy się.
Następnym punktem na mojej liście był wyjazd do studia. Gdy tylko weszłam do środka moja trenerka wokalna- Gabriella- już na mnie czekała. Latynoska po mimo tego, że była już w starszym wieku czasami potrafiła zachowywać się jak dziecko, przez co świetnie się dogadywałyśmy. Niestety czasami tez potrafiła mnie przycisnąć. Dopiero po 2 godzinach prób mogłam wyjść. Z lekko nadwerężonymi strunami głosowymi pojechaliśmy na lotnisko gdzie czekała już na nas Bonnie.

Oczami Liama:
Zaraz po tym jak weszliśmy na teren lotniska od razu JĄ zauważyłem. Poczułem się co najmniej dziwnie. Ta świadomości kim ona tak naprawdę jest wcale mi nie pomagała. Zwłaszcza, że to jeszcze do mnie nie dotarło. W dodatku czułem się beznadziejne, bo przez ostatni kilka miesiące robili ze mnie... z nas idiotów. Niby Alice wszystko mi wytłumaczyła, ale nadal nie wiedziałem dlaczego Anita... to znaczy Melisa nie powiedziała nic ani mi, ani chłopakom. Nagle stanąłem w pół kroku. Ja na serio jestem wielkim idiotą! Przecież nawet sam jej powiedziałem, że mi przypomina Anitę. Miałem ochotę głośno się roześmiać. Na ziemie ściągnęła mnie kolejna myśl. Jak ja mam ją teraz traktować? Alice prosiła, żebym nie mówił Meli, że znam prawdę. Jakaś część mnie chciała do niej podbiec i ją przytulić, ale mój mózg protestował, bo wiedział, że nie może mi na to pozwolić.
-Payne idziesz?!- krzyknął Paul. Wyrwany z myśli, lekko zdezorientowany ruszyłem w jego stronę.
-Wszystko w porządku?- zapytał Niall. Skinąłem twierdząco głową. Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Jest okey. Ale chyba złapałem jakieś przeziębienie.- próbowałem się uśmiechnąć, lecz mi to wcale nie wyszło. Nie lubiłem okłamywać chłopaków ale nie mogłem i o TYM powiedzieć. Jeszcze nie... Zrobię to gdy sam sobie to wszystko poukładam. A może lepiej im o tym nie mówić?
-Liam... Uśmiech... hieny w tłumie.- powiedział mi na ucho Harry. Prychnąłem pod nosem. Gdy Zayn witał się z Melisą uświadomiłem sobie, że nie wiem jak mam się zachować. Nie byłem w stanie zachowywać się przy niej tak jak wcześniej. Nie mogłem też podejść do niej i powiedzieć jak bardzo mi jej brakowało. To jakaś porażka.
-Hej.- powiedziałem do Melisy i pocałowałem w policzek. Świadomość, że ona jest tą sama dziewczyną, w której się zakochałem sprawiała, że zaczynałem wariować.
Gdy przeszliśmy przez odprawę udaliśmy się w stronę naszego samolotu. Zająłem takie miejsce z którego mógłbym spokojnie obserwować Melisę. Zrobiłem to specjalnie... Czułem się wtedy jak jakiś psychopata, który poszukuje ofiary i chce lepiej ją poznać. Co za absurd! Przez cały lot w głowie odbijały mi się słowa Alice. Zakryte tatuaże, specjalne soczewki itd. Niby tak nie wiele, a może sprawić, że nie zdajemy sobie sprawy z kim się zadajemy. Najgorsze w tym wszystkim było to, że miałem ja cały czas od nosem, a ona mnie. I pewnie gdyby nie Alice nigdy bym się o tym nie dowiedział.
Mela przeglądała w uwagą jakieś papiery, czasami mówiła coś do Troy’a lub śmiała się z tego co powiedziała do niej Bonnie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo brakowało mi jej śmiechu. Taaak. Zachowuje się jak kompletny psychopata.
Żeby zagłuszyć myśli włożyłem słuchawki w uszy. Miałem nadzieję, że to pozwoli mi oderwać się od moich myśli. Ale tak nie było. Przed oczami pojawiała mi się Anita. I wszystkie chwile, które z nią spędziłem.
Muszę z nią porozmawiać!

Oczami Melisy:
Po nie zbyt długim locie, kilku wywiadach i sesji zdjęciowej przyjechaliśmy w końcu do hotelu. Od razu pobiegłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i włączyłam laptopa. Po chwili dołączyła do mnie Bonnie. Nath był już dostępny na skype. Jeszcze nie zdążyłam się wygodnie usadowić a już wyświetlał mi się komunikat o połączeniu. Szybko odebrałam i zaczęliśmy rozmawiać. U nas już była noc a u nich dopiero południe. Chłopakom dopisywał humor. Pomimo strasznego zmęczenia obie śmiałyśmy się jak opętane.
-Za ile wracacie?- zapytała Bonnie gdy nastała krótka chwila ciszy.
-Za 2 dni... Najpóźniej za 3.- powiedział Nath i w tym samym momencie oberwał piłką w głowę. Max zaczął się śmiać. Tom biegał cały czas za Jay’em  a Seev „oglądał” jakiś film. Nagle ktoś zapukał do drzwi. 
-Proszę!- krzyknęła  Bonnie. Po chwili w pokoju zobaczyłam Liama. Nie zwracając na niego większej uwagi wróciłam do rozmowy z Nathanem. Jedynie moja przyjaciółka wymieniła z nim kilka słów poczym wyszła. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że Liam wciąż tu jest.
-Anita, możemy porozmawiać?- zapytał. Jego słowa odbiły mi się głośnym echem w głowie. Zrobiło mi się gorąco.
-Nath. Pogadamy później.- powiedziałam do kamerki. Zamknęłam laptopa i wzięłam głęboki oddech, żeby się opanować. Odwróciłam się w jego stronę.
-A ty znowu to samo?- zapytałam chłodno.- Chłopcze... powinieneś pójść się leczyć, z tobą jest coraz gorzej.- dumna, że udało mi się to powiedzieć w taki sposób lekko się uśmiechnęłam. Liam zaśmiał się nerwowo i wsunął ręce w kieszonki od bluzy.
-Spoko... Może faktycznie mi się to przyda.- spojrzał na mnie niepewnie.- Wiesz niezła jesteś. Nigdy bym się tego po tobie nie spodziewał...- Zdziwiłam się słysząc jego słowa. Serce zaczynało walić jak oszalałe, a w pokoju zrobiło się strasznie duszno.
-O co ci chodzi?- zapytałam najspokojniej jak tylko mogłam.
-Melisa... A może raczej Anita, wiem o wszystkim, więc daj już spokój z tą gierką.- powiedział to z takim chłodem i wyrzutem, że aż przeszedł mnie dreszcz. Otworzyłam szeroko oczy.  O cholera! Tego się nie spodziewałam.- Wiem, że nie powinienem tu przychodzić, ale chce wiedzieć dlaczego? Nic więcej od ciebie nie oczekuję.- zaczął łamać mu się głos.- Dlaczego?- Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. I tak nie byłam w stanie nic mówić. Patrzyłam się na niego. Wszystko działo się w zwolnionym tempie. Nagle zaschło mi w gardle. Staliśmy w ciszy przyglądając się sobie. Wiedziałam, że kiedyś się dowie, ale nie myślałam, że tak szybko.
-Proszę cię, wyjdź stąd.- powiedziałam cicho. Liam jednak na to nie zareagował. Stał cały czas w tym samym miejscu i czekał na odpowiedź.- Wyjdź!- krzyknęłam. Wiedziałam, że takim zachowaniem go ranie i w dodatku nie tylko jego. Jeszcze nie byłam gotowa na taką rozmowę.- Wyjdź!- powtórzyłam, ale tym razem spokojniej. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Chłopak spojrzał na mnie z wyrzutem i wyszedł bez słowa. Nie miałam siły się ruszyć. Rogi  odmówiły mi posłuszeństwa. Jak głupia wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Liam. On wie... pomyślałam i mój cały, zbudowany od podstaw, świat po raz kolejny legł w gruzach.

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 42 :)


-Bonnie!- krzyknęłam uchylając drzwi przebieralni.  Po chwili zza rogu wyłoniła się moja przyjaciółka.-Chodź zapniesz mi zamek.- Dziewczyna tylko pokręciła głową i weszła do pomieszczenia. Zrobiła to o co ją poprosiłam. Zrobiła 2 kroki do tyłu i zaczęła mi się przyglądać.
-Chodź a nie się gapisz!- pociągnęłam ją za rękę.
-Gdybym nie była hetero, to zerwałabym z ciebie tą sukienkę...- powiedziała z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam na nią zdziwiona. Bonnie zaczęła się śmiać.- Wyluzuj! Po prostu  świetnie wyglądasz.
-Weź mnie nie strasz! Już zaczynałam myśleć...
-Ty nie myśl tylko chodź!- rzuciła rozbawiona.
Ledwo wyszłyśmy z garderoby, a już zdążył wpaść na nas półnagi Harry.  Zanim biegł, ubrany w białą koszulę i czarne eleganckie spodnie, Niall, który rzucał w swojego kumpla butami. Mało brakowało a moja twarz by na tym ucierpiała. Nie wiele brakowało, bo bym się roześmiała. Na szczęście się opanowałam. Oparłam ręce na biodrach i zaczęłam się im przyglądać.
-Wow!- wyrwało się z ust Hazzy. Jego mina była nie go opisania. To najlepszy przykład co może zrobić z chłopakiem krótka kiecka i szpilki.- Wyglądasz tak... Tak...
-Sexy!- dokończyła Bonnie. Spiorunowałam ja wzrokiem. Styles szeroko się uśmiechną i „puścił” do niej oczko.
-No dokładnie!- przytaknął.
-Zabije cię!- usłyszałam zdyszany głos Nialla, który wyrwał jakiś materiał z rąk kumpla.- Debilu coś ty zrobił z moja marynarką!- Harry głośno się roześmiał. Wziął z podłogi buta, którym prawie oberwałam w twarz, i rzucił go za blondynem. Nie stąd ni zowąd, za ich plecami pojawił się, ubrany w garnitur, Liam lustrując ich wzrokiem.
-Przepraszam was za nich...- powiedział patrząc na mnie i na Bonnie.- A wy idziecie ze mną! Chłopaki do cholery nie mamy czasu.- syknął. Złapał Harry’ego za koszule a Nialla za pasek od spodni i zaczął ich ciągnąć w stronę garderoby.
-A ponoć to dziewczyny nigdy nie mogą się wyrobić na czas! A tu proszę... niespodzianka!- krzyknęłam. Styles pokazał mi język i zniknął za drzwiami do ich garderoby.
Poszłam do wielkiej sali, w której miała się odbyć sesja. Po drodze spotkałam Simona i zaczęliśmy rozmawiać o moich planach na przyszłość. Dopiero po jakiś 15 minutach zjawiła się cała piątka ubrana w garnitury. Faceci w czerni, pomyślałam ironicznie.
-Liam, mogę cię na chwilę prosić. Twój telefon dzwoni.- powiedziała drobna brunetka w okularach. Simon tylko skinął głową, dając mu znak, że może iść. Ledwo zdążyliśmy się ustawić na tle, a Payne był już spowrotem. Perfidnie się nad czymś zastanawiając stanął obok mnie, jak kazał mu fotograf. Nie zbyt podobał mi się ten pomysł, no ale cóż trzeba robić dobrą minę do złej gry... Zwłaszcza w moim zawodzie. Mi to przychodziło z łatwością, a Liamowi- nie.  Już miałam się go zapytać o co chodzi, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Dookoła nas kręciło się wiele osób. W tłumie dojrzałam Bonnie rozmawiająca z jedną ze stylistek. Lekko się uśmiechnęłam. Po chwili przyszedł fotograf i sesja rozpoczęła się na dobre. Na początku robili naszej 6 zdjęcia z Simonem, gdyż miał jakieś ważne spotkanie. Wybraliśmy kilka najlepszych zdjęć i naszego „wujka” już nie było. Potem mini sesję z każdym z chłopców. Ten pomysł kompletnie mi się nie podobał. Skręcało mnie w żołądku na samą myśl, że mają robić zdjęcia mi i Liamowi. Na całe szczęście on był ostatni na „liście” więc mogłam przygotować się na to psychicznie.
Gdy już nie byłam potrzebna poszłam się pozbyć tej sukienki, która była całkiem ładna, i szpilek.
-Jakie plany na później?- zapytała Bonnie.
-Hym... Teraz jadę do Alice spotkać się z dziadkami. Ok. 2:30 mam wywiad, 2 godziny później kolejny wywiad, tylko że z nimi. A potem wolne, czyli będę się pakowała na jutro.- uśmiechnęłam się lekko na samą myśl, że lecę jutro do Francji. Niestety był dwa minusy. Po pierwsze lecę tam na jeden dzień, a po 2 razem z NIMI. Nagle ktoś zapukał. W pomieszczeniu pojawił się Louis
-Matko! Myślałem, że was nie złapię.- spojrzałam na niego pytająco.- No bo Hazz ma za kilka dni urodziny. No i my robimy imprezę. Chcielibyśmy żebyście przyszły.
-Spoko! Ja przyjdę!- krzyknęła z entuzjazmem Bonnie.
-Sama nie wiem...- mruknęłam. Było wiele powodów dlaczego nie mogłam się tam pojawić.
-No nie daj się prosić! Harry na pewno się ucieszy!- prychnęłam pod nosem. Westchnęłam.
-Zobaczę... Jak będę mogła to przyjdę.
-Świetnie!- Tomlinson klasnął w dłonie.- Damy wam znać co i jak.- wraz z Bonnie kiwnęłam twierdząco głową.
Zabrałam swoje rzeczy i po chwili wyszliśmy z budynku. Troy czekał  już na nas w samochodzie. Odwieźliśmy Bonnie do domu, a sami pojechaliśmy do biura Alice, które znajdowało się 30 min drogi od mojej przyjaciółki. Wjechaliśmy windą na 6 piętro. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę babcie i dziadka. Ostatnio spędziłam z nimi święta, więc zdążyłam się za nimi stęsknić. Szliśmy długim oświetlonym korytarzem. Mijaliśmy kolejne drzwi. Czasami zastanawiałam się dlaczego gabinet Alice znajduje się prawie na samym końcu. Bez pukania weszłam do biura Alice. Moi dziadkowie już tam byli. Przywitałam się z nimi. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły 2 godziny i musiałam jechać na wywiad. Poczułam się lepiej. Na początku bałam się, że zaczną rozmawiać o pogrzebie mojego ojca, który odbył się parę godzin wcześniej. Na  szczęście tak nie było.
Przez wywiady przebrnęłam bez większych problemów. Po za jednym, z którym borykam się od dłuższego czasu. Liam rzadko odpowiadał na pytania, a przecież to on zazwyczaj to robi. Tym razem ciągle się nad czymś zastanawiał. Pomijając, że traktował mnie jak powietrze. Z jednej strony pasowało mi to, a z drugiej trochę bolało. Ale nie dziwiłam się jego zachowaniu. Po tym jak potraktowałam go kilka dni wcześniej sama bym się do sienie nie odzywała.
Ok. 8 pm byłam już w domu. Zmęczona padłam na kanapę. Nie miałam siły się ruszyć. Roy i Sam zrobili kolację. Gdy jedliśmy rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałam na chłopaków. Nie tylko ja byłam zdziwiona. Czy oni nie widzą kiedy przychodzić! Albo, że wynaleźli takie cudowne urządzenie jak telefon! Sam wstał od stołu i poszedł otworzyć drzwi. Po chwili wrócił z uśmiechem na twarzy.
-Mamy gości.- oznajmił. Mnie tym czasem zżerała ciekawość kto to może być.- Roy... Dobrze, że zrobiliśmy większą porcję!- Zza jego pleców wyskoczył Justin. Otworzyłam szeroko oczy. Kilka sekund później zobaczyła Scotta.
-Cześć wam!- krzyknął Bieber. Zaczęłam się śmiać. Przywitałam się z nimi.
-Co was do mnie sprowadza?
-Sprawy służbowe...- zaczął Scott.
-Ugh... A mnie wszędzie za sobą ciąga, żebym się nie nudził...- zaczął marudzić Justin. „Sprawy służbowe” czyli co dokładnie, pomyślałam. Nie musiałam długo czekać. Okazało się, ze chodzi o moją nominację na Brit i prę innych związanych z tym spraw.

Oczami Liama:
-Paul... możesz mnie podwieźć do Alice?- zapytałem. On przyjrzał mi się uważnie.- Dzwoniła do mnie, żebym do niej przyjechał jak będę miła czas.
-A to nie za późno już?
-Nie? Mówiłem jej, że najwcześniej będę mógł po 8.- westchnąłem. Wcale nie chciało mi się nigdzie iść. Byłem strasznie zmęczony. Najchętniej położyłbym się do łóżka. Ale ten telefon od Alice nie dawał mi spokoju. Nic nie chciała mi powiedziesz. Po prostu kazała mi przyjechać i tyle. Zmarnowałem cały dzień zastanawiając się o co może chodzić.
-Dobra. Liam za 10 min w samochodzie. Tylko tylnim wyjściem.- skinąłem twierdząco głową. Poszedłem do kuchni. Z lodówki wziąłem butelkę wody. W między czasie zabrałem Niallowi jedną kanapkę. Jak nigdy na to nie zareagował, tylko dalej jadł. Wziąłem z pokoju telefon i włożyłem bluzę z kapturem.
-Zayn... Ja wychodzę. Nie czekajcie na mnie.- powiedziałem do Malika, który oglądał jakiś film popijając piwo.
-Jasne... Do Alice?- odwrócił się w moją stronę. Skinąłem tylko głową. Wziąłem z wieszaka kurtkę i wyszedłem.
Paul siedział w samochodzie i bacznie mi się  przyglądał. Oparłem głowę o chłodną szybę. Moja ciekawość wygrywała ze zmęczeniem. Nawet nie zauważyłem kiedy dojechaliśmy na miejsce. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz.
-Poczekam na ciebie.- skinąłem twierdząco głową. Przecież jakby to było gdyby nie poczekał. Niepewnie wszedłem do budynku. Portier lekko uśmiechnął się na mój widok, ale go zignorowałem. Szybko wszedłem do windy. Już po paru minutach myłem od drzwiami do jej gabinetu. Alice siedziała za biurkiem i pustym wzrokiem wpatrywała się w okno.
-Dobrze, że jesteś... Musimy pogadać.- powiedziała niepewnie. Coś mi mówiło, że powie mi coś z czego zbytnio się nie ucieszę. I wcale nie się myliłem.

-Że niby co?- podniosłem głos.- Hahaha. Alice proszę nie rozśmieszaj mnie!.
-A czy ja wyglądam jak bym żartowała?- powiedziała sucho. Przyjrzałem jej się uważnie. Była poważna. Jej mina mówiła sama za siebie, ale to co przed chwilą usłyszałem było tak cholernie nieprawdopodobne, że... Wszystko mówiło mi, że to prawda, ale mózg nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
-Czekaj... Bo nie wiem czy dobrze zrozumiałem.- potarłem się po karku.- Czyli tak. Anita nadaj żyje i jest nią Melisa Maynard... Śmierć była sfingowana a potem tylko program ochrony świadków i zmiana tożsamości. Tak?- kobieta pokiwała twierdząco głową nie odrywając wzroku od biurka. Miałem kompletny mętlik w głowie.- Ale, że jak? Że to tak ujmę nie zgadza się kilka rzeczy.
-Liam! Litości. No więc ma soczewki, które zmieniają kolor oczy, tatuaże przykrywa specjalnym pudrem i kremem. To takie skomplikowane? Blizny z nadgarstka i ta po postrzale usunęliśmy laserowo. O to cała filozofia.
-Hahaha... To jest chore! Najpierw wmawiasz mi, że ona nie żyje... chodziłem na terapię... A jak już się jakoś pozbierałam do kupy to ty mi mówisz, że ona żyje i w dodatku cały czas mam ja pod nosem. Do cholery czy ty wiesz jakie to niedorzeczne?!- Alice nic nie powiedziała.
-Przepraszam, ale nie mogliśmy ci wcześniej nic powiedzieć dziś był pogrzeb jej ojca, a przed wczoraj wycofaliśmy program ochrony...
-To ja przepraszam... Nie powinienem...- schowałem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem co mam myśleć. Jakąś część mnie cieszyła się, że Ona żyje, ale już oswoiłem się z myślą, że jej już nigdy nie zobaczę. Miałem mętlik w głowie. Chciało mi się śmiać! Bo przecież sam powiedziałem Melisie, że przypomina mi Anitę. Cholera jasna!
-Spokojnie. Rozumiem się.- poklepała mnie po placach.
-Czy ona...
-Nie, nie wie. Mogłaby ci to sama powiedzieć, ale ona tego by nie zrobiła.- westchnęła. Podniosłem na nią wzrok. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Już sam nie wiedziałem czy to łzy radości, czy nie. Targały mną sprzeczne emocje.- No może dopiero za kilka lat.
-Dlaczego mi o tym powiedziałaś?- zapytałem łamiącym się głosem.
-Liam! Przecież widziałam jak ci na niej zależy i jak cierpiałeś. Uwierz mi. Z nią wcale nie było lepiej. Potem nauczyła się ukrywać to co czuje i tak zostało. I do cholery weź się w garść, i zrób coś z tym. Ostrzegam, że nie będzie łatwo.- znowu usiadła z a biurkiem.- Liam... Nie idź z tym do niej od razu.
-Jasssne.- mruknąłem. Odchyliłem głowę do tyłu.- Wytłumacz mi to jeszcze raz. Tylko powoli...