piątek, 24 maja 2013

Rozdział 45


-Hej i jak po wczorajszej rozmowie z... no wiesz.- powiedziała Bonnie wchodząc do domu.
-Nijak. Przez godzinę musiałam im wmawiać, że nie wycofam się z branży i czegoś przypadkiem nie chlapnę, co mogło by mnie zrujnować. Potem Simon zaczął dyskusję z Alice jak mogła powiedzieć Liamowi prawdę. Gdy oni sobie rozmawiali ja ze Scottem zajęłam się int...
-Stój!- krzyknęła Bon.- Czy ty przez przypadek nie powiedziałaś, że Liam wie o wszystkim?- spojrzała na mnie zdziwiona. Przywołałam w głowie słowa, które przed chwilą powiedziałam i przytaknęłam twierdząco głową.- Kiedy! Czego ja nic nie wiem?
-Nie wiem kiedy mu powiedziała!- skierowałam się w stronę swojego pokoju.- Może dzień przed wyjazdem do Francji... A nie powiedziałam ci bo... po pierwsze nie chciałam mówić tego przy chłopakach bo oni, przynajmniej mi się tak wydaje, nic jeszcze nie wiedzą. Po 2 nie miałam czasu zbytnio o tym myśleć.- poprawka, myślałam o tym zdecydowanie zbyt dużo.
-No ok... To się wszystko pochrzaniło co?- mruknęła dziewczyna wchodząc do mojego pokoju, który nie wyglądał jak ten do którego obie byłyśmy przyzwyczajone. Teraz wszędzie panował bałagan. Pootwierane szafki, w których prawie wcale nie był ubrań. Walizki na środku pokoju. Wszędzie porozrzucane jakieś papiery, kilka magazynów, ze mną na okładkach (trzeba mieć jakieś pamiątki). W skrócie. Miałam taki malutki bałaganik.- A mogę wiedzieć po co mnie ściągałaś tu.- Dziewczyna wskazała na mój pokój.- o tak wczesnej porze?
-No bo...- zaczęłam zbierając dokumenty z łóżka, żebym mogła na nim usiąść.- Wczoraj jak nawiedziła mnie „trójca święta”, to oznajmiła mi, że Simon wraz ze Scottem kupili mi dom, w chronionej dzielnicy, więc... mam się t am przeprowadzić do soboty... A dziś jedziemy go oglądać i kazał mi już zabrać kilka rzeczy.- Moja przyjaciółka stała jak wryta. W sumie sama tak zareagowałam. Tego na pewno się nie spodziewałam, po wykładzie na temat co by się stało z moją karierą gdyby...
-WoooW!- powiedziała podekscytowana Bonnie.- no to do roboty. Co chcesz dziś zabrać?- zapytała, zeskakując z łóżka. Wzruszyłam ramionami.
-Może na początek jakieś rzeczy, które będą mogły zostać nam już na stałe, np. miśki, trochę ciuchów, książki i takie tam.- Dziewczyna skinęła twierdząco głową. Wyjęła z szafy kilka pudełek. Ja w tym czasie włączyłam laptopa i puściłam muzykę.
Po godzinie zbierania moich rzeczy mogłam stwierdzić, ze w moim pokoju panuje względny porządek. Pomijając kurz, który leżał na szafkach. Poza tym to pomieszczenie wydało mi się obce... puste. Do pudełek schowałam zdjęcia i pamiątki. Spojrzałam na Bonnie, która trzymała w rękach album od chłopaków. W pewnym momencie wypadło z niego zdjęcie, na którym byłam ja, Lindsey, Daisy, Max i piątka uśmiechniętych chłopaków.  Powoli je podniosłam.
-Myślisz, ze mogłoby być tak jak kiedyś?- zapytałam, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że wypowiedziałam to na głos. Poczułam dłoń mojej przyjaciółki na ramieniu.
-Może... To zależy od ciebie. Ale na pewno nie będzie dokładnie tak samo.- westchnęła i objęła mnie w pasie.- Ty się zmieniłaś... Masz nowa tożsamość. Wtedy byłaś 18-latką która zwiała od ojca, żeby zarobić trochę kasy, a teraz... A teraz maż multum fanów, kontrakty, media interesują się twoim życiem. Ale gdybyś chciała, to z całą pewnością moglibyście się znowu zaprzyjaźnić...- dała mi buziaka w policzek. Przez chwilę rozważałam jej słowa.
-Tylko, nie wiem czy tego chcę...- mruknęłam i włożyłam zdjęcie spowrotem do albumu. Włożyłam go do pudła, przyrzucając teczkami z moimi dokumentami.
Zawołałam Troy’a, żeby pomógł nam znieść pudła. Fakt, że było ich, tylko albo aż, trzy i nie należały do ciężkich, ale nie chciało mi się wracać na górę po jedną z nich i gitarę.
Pół godziny później siedzieliśmy już w samochodzie. Zastanawiałam się co będzie dalej. Tak. Nad tym to zastanawiałam się już od kilku dni. Żadne z nas się nie odzywało. Z radia cicho sączyła się muzyka. Chcąc zabić czas wybrałam numer do babci. Przez dość długi czas opowiadałam jej co u mnie się działo, jak było we Francji. Powiedziałam jej również o przeprowadzce. Cieszyłam się słysząc jej głos, ale jedna myśl mnie ciągle przytłaczała. Pokochałam swoich fanów i traktowałam ich jak rodzinę i chciałabym im powiedzieć o mojej babci. Chciałabym, żeby była częścią mojego obecnego życia, a nie kimś z zewnątrz. Chciałabym, żeby mogła przeżywać to wszystko razem ze mną.
-Dojechaliśmy.- oznajmił Troy. Przegnałam się z babcią i schowałam telefon do kieszeni. Wyjrzałam nie pewnie przez okno. Staliśmy na podjeździe białego domu. Dookoła rosły drzewa. Mimo to, ze względu na porę roku, było dość ponuro. Tak jak chciałam dom spełniał, z zewnątrz postawione przeze mnie warunki, miał nie być zbyt duży oraz nie rzucać się w oczy. Wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w stronę wejścia. Zanim zdążyliśmy zapukać mój menager otworzył nam drzwi. Weszliśmy do środka. Od razu zobaczyłam duży, przestronny, nowoczesny salon, który był czarno- biały. Taki o jakim marzyłam.
-I jak?- zapytał mężczyzna.
-Jak na razie bomba!- powiedział Troy rozglądając się dookoła. Bonnie mu tylko przytaknęła. Ja zrobiłam to samo.
-Macie tu pięć umeblowanych pokoi i tyle samo łazienek, przy 3 pokojach są garderoby. Macie,  z zresztą jak widzicie, salon połączony z kuchnią, jadalnią i salonem. A teraz chodźcie ze mną. Zaraz sobie spokojnie obejrzycie dom, ale najpierw zapoznam was z ochroniarzami.- uśmiechnął się Scott wychodząc z domu. Bonnie spojrzała na mnie pytająco. Machnęłam tylko ręką dając jej znać, że opowiem o wszystkim później.  Będzie się nieźle czepiała skoro przemilczałam przed nią kilka tak istotnych faktów. Scott zaprowadził nas do niewielkiego domku który znajdował się kilka metrów od naszego. Gdy tylko weszliśmy zobaczyliśmy 3 wielkich, dosłownie wielkich, gości. Menager machnął na nich ręką, żeby podeszli, co też posłusznie uczynili. Jednego z nich od razu rozpoznałam. Za czasów mojego starego życia Zayn przedstawił mi go jako ich dawnego ochroniarza, którego zwolnił ich managament. O ile dobrze pamiętałam miał na imię Andy. Je był fajny.
Scott przedstawił nas sobie. Tak jak mówiłam jeden z nich to Andy, pozostali dwaj to Mark i Toby.
-Mel...- zwrócił się do mnie Scott.- Andy będzie mieszkał tu.- wskazał ręką na domek w którym się obecnie znajdowaliśmy.- Masz bez niego nie wychodzić, no chyba, że ci pozwolę. Oni wiedzą wszystko, więc o nic się nie martw. Toby i Mark, będą nam potrzebni na kilku dniowe wyjazdy, żeby w razie czego zmienić Andy”ego. A teraz oddaję was  w ich ręce, idę Justina pilnować.- pożegnał się z nami i już po chwili go nie było.
Bez problemu złapałam dobrzy kontakt z moimi ochroniarzami. Skoro miałam być zdana na nich przez najbliższych parę lat, wypadałoby być w przyjaznych stosunkach. Resztę dnia spędziliśmy, na rozmowach, zwiedzaniu domu i wypakowywaniu naszych rzeczy...

Liam:
-Mamy coś do jedzenia?- zapytał Niall gdy tylko weszliśmy do apartamentu. Skinąłem twierdząco głową. Blondyn od razu poszedł w kierunku kuchni.
-A może zamówimy pizze?- zapytał Louis.- Mam ochotę na pizzę!- krzyknął. Wszyscy spojrzeliśmy na niego.
-Tomlinson, może starczy tego śmieciowego żarcia, co? Wy macie o siebie dbać, a nie wżerać same kalorie!- upomniał go Paul.
-Oj daj spokój! Dla ciebie zamówimy oddzielną... z podwójnym serem i trzema sosami... tymi co tak je lubisz.- wtrącił się Harry.
-Ostatni raz!- mruknął Paul.- Ale weźcie mi cole go tego.- powiedział i usiadł przed telewizorem. Wyjąłem z lodówki butelkę z wodą i siadłem obok niego. Niall z Louisem i Harrym, kręcili się w kuchni, a Zayn zamawiał pizzę.
Nie wiem czemu, ale od samego rana miałem jakieś dziwne przeczucie. Cala czwórka prawie wcale się do mnie nie odzywała i dziwnie mi się przyglądała. Znałem ich zbyt dobrze i wiedziałem co z tego może wyniknąć. Rozmowa i to baaardzo poważna rozmowa! Ta myśl wcale mnie nie cieszyła.
Po 2 godzinach Paul poszedł do siebie. Ja zebrałem pudełka po pizzy i wyrzuciłem je do kosza.
-Ja zaklepuję łazienkę.- rzuciłem i udałam się w tym kierunku. Miałem nadzieję, ze dadzą mi spokój. Nie miałem siły z nimi dziś gadać na jakikolwiek temat. Prawie cały dzień spędziliśmy na przygotowywaniu się do trasy koncertowej i występu na BRIT. Marzyłem tylko o tym, żeby znaleźć się jak najszybciej w łóżku. Prawdę mówiąc miałem też cichą nadzieję, że zanim wyjdę oni będę już w swoich pokojach i nie będę miał dziś przesłuchania.
Po pół godzinnym gorącym prysznicu wyszedłem z łazienki. W salonie panowała ciemność, nikogo nie było. Uśmiechnąłem się. Mogę iść spać! Pewnym krokiem poszedłem do swojego pokoju. Gdy zapaliłem światło zobaczyłem moich przyjaciół siedzących na moim łóżku. Zakląłem pod nosem i jak gdyby nigdy nic podszedłem do szafki i wyjąłem z niej parę szarych dresów. Cały czas czułem na sobie wzrok chłopaków. Co było strasznie irytujące.
-Nie chcę być niegrzeczny, ale czy moglibyście stąd wyjść. Jestem zmęczony i chcę pójść spać.- jęknąłem. Lecz żaden z nich nie zareagował.- Dobra. Co wy ode mnie do choler chcecie?!- mruknąłem. Czyli moja radość była przed wczesna.
-Pogadać...- powiedział spokojnie Niall uważnie mi się przyglądając. Posłałam mu spojrzenie typu :”no co ty?!” i usiadłem w fotelu, który stał w kącie mojego pokoju.
-Co się dzieje. Nie Payne nie wciskaj nam żadnego kitu! Dobrze wiemy, że coś jest nie tak. Paulowi możesz wmawiać, że źle się czujesz ale z nami to nie przejdzie. Liam, znam cię zbyt dobrze. Znamy cię zbyt dobrze.- powiedział z irytacją Zayn.
-Wszystko jest w porządku. Jestem przemęczony i tyle.- powiedziałem naturalnie, przynajmniej miałem taka nadzieję.
-Liam, nie pieprz głupot!- krzyknął Harry.
-Przecież nam możesz powiedzieć.- westchnął Horan.- Ufasz nam? Prawda?- zapytał. Skinąłem twierdząco głową. Ufałem im bardziej niż własnym rodzicom. To była prawda oni wiedzieli o mnie niestety wszystko.
-Więc o co chodzi.- uśmiechnął się Lou. Byłem w potrzasku. To pewne. Schowałem twarz w dłoniach. Nie wiem przez jaki czas tak siedziałem. Zastanawiałem się co mam zrobić.
-Liam... gryzie cię coś o czym dowiedziałeś się jakieś 2 dni temu. Przed spotkaniem z Alice wszystko było w jak najlepszym porządku.- powiedział Zayn.
-Co ona ci powiedziała?!- powiedzieli chórem. I tak się dowiedzą, tylko pytanie, czy ode mnie, czy od Alice. Chyba lepiej by było gdybym ja to zrobił. Wziąłem głęboki wdech.
-Anita żyje.- powiedziałem szybko. Cała czwórka spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Pierdolisz?- wymknęło się Louisowi, za co oberwał os Nialla w głowę.
-Hahaha... – zaśmiałem się.- Serio. Nawet nie wiesz jak bym chciał!- warknąłem.- Czy ty w ogóle wiesz jak ja się czuję?! Alice najpierw mi tłumaczy, że mam się zebrać do kupy po jej śmierci, a te 2 dni temu powiedziała mi, że żyje i to w dodatku pod naszym nosem!- krzyknąłem. Musiałem to z siebie wyrzucić, bo czułem jak To zżera mnie od środka.
-Nic nie czaję...- powiedział Harry. Westchnąłem.
-Podnieś dupę.- powiedziałem do niego. Z robił to co od niego zażądałem. Przyglądali mi się z uwagą. Wyjąłem spod materaca teczkę, którą dostałem od Alice i im ja rzuciłem. Zayn, Niall, Louis i Harry znowu rozsiedli się na moim łóżku i zaczęli przeglądać jej zawartość. Usiadłem na swoim wcześniejszym miejscu. Obserwowałem ich reakcję. Non stop podawali sobie kolejno kartki.
-O cholera!- pisnął Niall.- Nie żartujesz?- pokręciłem przecząco głową.- Nie dziwię ci się. Niezły szok. Zwłaszcza dla ciebie.
-Ona mnie zabiję! Obiecałem jej, że nigdy nie będę do niej zarywał, a ja... O Matko!- Harry złapał się za głowę. Zaśmiałem się cicho.
-Jakim cudem my jej nie rozpoznaliśmy?
-Zayn... Ona nie żyła, aż do dzisiaj, więc o co ci chodzi.- powiedział Louis.
-Liam i Niall wcześniej coś podejrzewali.- uśmiechnął się przepraszająco Styles.
-Ale jest sprawa. Nie mówcie jej nic. Wystarczająco skołowała ją wiadomość, że ja się o tym dowiedziałem.- westchnąłem ciężko. Nawet nie zauważyłem kiedy moi przyjaciele znaleźli się obok mnie i nie przytulili.
 ________________________
Hej :D Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam :)

sobota, 11 maja 2013

Rozdział 44


Z niechęcią wstałam z łóżka. Ciągle miałam w głowie wczorajszą  rozmowę z Liamem. O ile to ‘coś’ można nazwać rozmową. Gdy zwrócił się do mnie, moim starym imieniem, poczułam się co najmniej dziwie. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zwracał się do mnie w ten sposób. Jednak tym razem miałam jakieś dziwne przeczucie, miałam ochotę zacząć się śmiać. Ale kiedy powiedział, żebym przestała udawać, już nie było mi do śmiechu. Poczułam jak  znów wszystko się rozpada. Nie chciałam mu powiedzieć, więc ktoś zrobił to za mnie. Była 8 rano, a ja bez celu krążyłam po pokoju. Byłam bardzo zdenerwowana (ładnie mówiąc ), zszokowana i za razem przerażona. Jak by mi było mało naprawdę się bałam, ale sama siebie, bo jakaś malutka część mnie jednak cieszyła się, że Liam się dowiedział. Ale to nie zmienia faktu, że wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko. W dodatku miałam zaraz zejść do restauracji na śniadanie. A Oni niestety też tam będą. Zastanawiałam się czy pozostali też wiedzą. Miałam nadzieję, że nie.
-Wszystko w porządku?- zapytał nagle Troy. Nawet nie usłyszałam jak wszedł. Skinęłam twierdząco głową i odwróciłam się w stronę okna.- Cos cię gryzie?- bardziej stwierdził, niż zapytał. Nie odpowiedziałam.- Mela, do cholery, co jest grane?!- usłyszałam cichy trzask oznaczający, że nas zasuną.
-Nic.- powiedziałam z przekonaniem. Chłopak złapał mnie za ramiona i odwrócił w swoją stronę.
-A teraz mów o co chodzi.
-Odpieprz się... Co, Gilbert?!- warknęłam. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać.
-Tak to my nie będziemy się bawić, skarbie! Nie wypuszczę cię dopóki nie powiesz mi co się stało... Lepiej się zastanów. Bo jak się spóźnisz na ten wywiad, to Ty będziesz się tłumaczyła przed Simonem i wytwórnią.- powiedział, patrząc mi w oczy.
-Szlag by cię trafił, Troy.- Usiadłam na łóżku. On staną przede mną i skrzyżował ręce na piersi i z uwagą mi się przyglądał. Przez kilka minut panowała kompletna cisza. Starałam się zebrać wszystkie myśli w jedna, na ile to możliwe, spójną całość. Wiedziałam, że mu się to nie spodoba. Prawdopodobnie to go bardziej zdenerwuje, niż to, gdy mu powiedziałam Nathanie. Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że nie żartował, a nie chciałam się tłumaczyć przed wytwórnią. Wiedziałam, że z tymi ludźmi niestety trzeba grzecznie.- Liam wie...- tylko tyle byłam w stanie mu powiedzieć.
-O czym?- zapytał zdezorientowany. Wskazałam palcem na siebie.
-Był u mnie wczoraj. Wyraźnie dał mi to zrozumienia, że wie o wszystkim. To się stało...- Troy nagle zesztywniał i zbladł. Wyglądał jakby zobaczył ducha. Przejechał ręka po włosach, czym trochę zniszczył sobie fryzurę.
-Ale, że jak...? Kto... mu... powiedział?- wydukał.
-Z mojej dedukcji wynika, że Alice. Truła mi, żebym mu o tym powiedziała. – Troy zaklął pod nosem. Położył się na łóżku. Ja zrobiłam to samo. Oboje wiedzieliśmy, jak bardzo może się wszystko skomplikować.
-A reszta?
-Nie wiem. Nie widziałam ich, ani żaden nie przyszedł. Co będzie dalej.- zapytałam opierając się na łokciach.
-Nie wiem... Ale niestety musimy zejść na dół.- Wstałam z łóżka. Nie musiałam ukrywać, że niestety ma rację. Nagle ktoś zaczął szarpać z klamkę. Po chwili rozległo się pukanie, a raczej zniecierpliwione walenie w drzwi. Wywróciłam oczami i poszłam otworzyć.
-Czekamy na was od ponad 15 minut! Gdzie wy się podz... czy na wam w czymś przeszkadzam?- zapytała zdezorientowana Bonnie. Odwróciłam się. Faktycznie to wyglądało dość dwuznacznie. Troy poprawiał swoją koszulę. Potem podszedł i objął mnie ramieniem.- Sory. Nie wiedziałam, że byliście zajęci.- zaśmiała się Bonnie. Troy posłał jej wymowne spojrzenie. Dziewczyna podniosła ręce do góry.- Ja już nic nie mówię.- skinęłam głową i poszliśmy za nią w stronę windy.
Po chwili zjechaliśmy na najniższe piętro na którym znajdowała się restauracja. Im bardziej się do niej zbliżaliśmy tam bardziej skręcał się mój żołądek. Czułam się jakby od tego spotkania zależało całe moje życie. Poniekąd tak było. Bałam się. I to bardzo. Najchętniej bym zamówiła śniadanie do pokoju, ale Paul koniecznie chciał z nami wszystkimi porozmawiać. Troy wziął mnie za rękę i weszliśmy do środka. Wszyscy siedzieli przy stole i zawzięcie o czymś dyskutowali. Czasami od ścian odbił się głośnym echem śmiech Nialla, który gadał z Samem.
-Cześć!- krzyknął Louis, a ja aż podskoczyłam. Wszyscy spojrzeli na naszą trójkę.
-Wszystko w porządku?- zapytał Zayn, przyglądając mi się podejrzliwym wzrokiem. Skinęłam twierdząco głową. Bonnie wskazała na wolne krzesło obok niej, więc tam usiadłam. Na stole czekały już na mnie naleśniki z truskawkami, wyglądały przepysznie, ale ja i tak nie miałam ochoty nic jeść. A raczej nie byłabym w stanie niczego przełknąć.  Wszyscy wrócili do swoich wcześniejszych zajęć. No, prawie wszyscy. Liam, który wcześniej rozmawiał z Paulem, teraz grzebał widelcem w talerzu z jajecznicą. Dopiero teraz zorientowałam się, że on się ze mną nie przywitał. Wcale mu się nie dziwię. Na jego miejscu sama bym się do siebie też nie odezwała. Wiem jak to głupio brzmi. Chłopak spojrzał na mnie znad szklanki z sokiem pomarańczowym. Przez chwilę mi się przyglądał, po czym upił nie duży łyk i odwrócił wzrok. Nie pomagasz, pomyślałam. Wzięłam nie duży kęs mojego śniadania do ust. Rozejrzałam się po reszcie zespołu. W ich zachowaniu nie było nic dziwnego, więc pewnie nic nie wiedzieli.
-Przepraszam was. Ja już pójdę do pokoju... Kiepsko się czuję.- powiedział Liam wstając od stołu. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Mnie Payne nie okłamiesz, pomyślałam i wróciłam do jedzenia. Kątem oka zobaczyłam jak Paul kiwa twierdząco głową pozwalając chłopakowi odejść. Żyję... marnie, ale nadal żyję. Ciekawe tylko jak długo.
W końcu Paul zaczął mówić co dziś mamy zrobić i jaki mamy plan. Troy czasami coś wtrącał posyłając w moją stronę wymowne spojrzenie. Po skończonym śniadaniu wszyscy poszliśmy do swoich pokoi.

Oczami Liama:
Jest źle. Bardzo źle! Po co ja wczoraj do niej poszedłem? Tylko wszystko utrudniłem i nie dostałem żadnej odpowiedzi.
Ledwo wszedłem do pokoju, rzuciłem się na łóżko. Schowałem głowę pod poduszkę. Najchętniej bym spod niej nie wychodził. Nie dość, że i tak już byłem wyczerpany swoją pracą, to jeszcze od kilku dni źle spałem i zdecydowanie zbyt dużo myślałem. Czułem się jak by przejechał po mnie pociąg. Wszystko mnie bolało a najbardziej głowa. Jedyne o czym teraz marzyłem to było ucieknięcie z tej zapyziałej planety w jak najdalszy zakątek galaktyki. Zostawić wszystko za sobą i zrobić dobie długie wakacje, i wymazać kilka ostatnich miesięcy z pamięci.
Zamknąłem oczy starając się zrelaksować, gdy drzwi do pokoju otworzyły się z hukiem. Uchyliłem lekko poduszkę i warknąłem. Sprawcą tego hałasu okazał się sam Niall Horan we własnej osobie.
-Stary, wyluzuj! Co się z tobą ostatnio dzieje?!- zapytał uradowanym głosem.
-Daj mi spokój...- westchnąłem i przekręciłem się na drugi bok.
-Ej! Paniusiu wyłaź z łóżka! Zaraz jedziemy.- rzucił we mnie poduszką, ale na to nie zareagowałem. Nagle drzwi, po raz drugi, otworzyły się z hukiem. Zakląłem pod nosem i jeszcze mocniej przyciągnąłem poduszkę do głowy.
-Gdzie jest Payne!- usłyszałem zirytowany głos Paula. No pięknie, jeszcze jego mi tu brakowało.- Dobra Liam, koniec tego dobrego. Musimy już jechać!- zabrał mi poduszkę. Spojrzałem na niego od niechcenia. Był zdenerwowany, ale w jednej chwili jego twarz złagodniała.- Wszystko w porządku?- zapytał spokojnie. Nie? Wszystko jest źle.
-Źle się czuję. Tyle.- mruknąłem.
-Właśnie widzę.- potarł się po karku. Obserwowałem go przez zmrużone oczy. Niall stał oparty o szafkę i przyglądał mi się z uwagą.- Boli cię coś?
-Głowa i to jak diabli.- przyłożyłem rękę do czoła.
-Uh... Payne! Czy ty nie miałeś kiedy się rozchorować? Wytwórnia się nieźle wkurzy!- syknął.
-Daj mu spokój, Paul. Niech on zostanie, a my i tak damy sobie radę.- Paul spojrzał na niego zdezorientowany.- Chyba lepiej, żeby nie było go jeden dzień niż żeby potem wylądował na dwa tygodnie w szpitalu, co nie?- mężczyzna niechętnie przyznał mu rację.
-No dobra. Zadzwonię do kogo trzeba i im wytłumaczę twoją nieobecność.- skinąłem głową. Obaj skierowali się w stronę drzwi. Niall jedynie posłał mi spojrzenie mówiące:” Pogadamy o tym później”. Nie byłem z tego zadowolony, ale przynajmniej przez kilka najbliższych godzin będę mógł pobyć sam.
-Dzięki wielkie!- krzyknąłem zanim blondyn zamknął drzwi. Wziąłem poduszkę i położyłem ją na głowę... Teraz miałem zamiar się przespać...

Oczami Melisy:
Po paru godzinach wywiadów, sesji zdjęciowych i kilku godzinnym locie samolotem byłam spowrotem w domu. W którym panowała kompletna cisza... Sam i Roy już byli w swoim mieszkaniu, a Troy pojechał na zakupy. Rzuciłam się na kanapę i zaczęłam „skakać” po kanałach. Standardowo nie było nic interesującego. W pewnym momencie usłyszałam sygnał mojego telefonu, który oznaczał  nową wiadomość. Spojrzałam na wyświetlacz. Sms był od Liama. Przez chwilę zastanawiałam się czy mam go przeczytać, czy po prostu zignorować. Niestety ciekawość wzięła górę.
„Kiedy masz zamiar IM o tym powiedzieć?”
Wpatrywałam się tępo w wyświetlacz. Cóż za trafne pytanie! Żebym ja o tym wiedziała... Nie miałam pojęcia co mu mam podpisać. W między czasie poszłam do kuchni po sok.
„Nie wiem... To nie takie proste.”
Wcisnęłam ‘wyślij’ i odłożyłam telefon  na stół. Gdy tylko to zrobiłam wrócił Troy z dwiema reklamówkami pełnymi jedzenia. Bez słowa poszedł w kierunku kuchni żeby rozpakować zakupy. Przez jakiś czas bezmyślnie wpatrywałam się w telewizor, gdy tym razem rozległ się dzwonek do drzwi. Z niechęcią podniosłam się z kanapy zastanawiając się, kto to może być. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Za drzwiami zobaczyłam nikogo innego jak Simona, Scotta i Alice. Cholerna trójca święta... Mam nadzieję, ze nie powiedziałam tego na głos.
-Musimy porozmawiać.- powiedział niespokojnie Simon. Szerzej otworzyłam drzwi, żeby wpuścić ich do środka. Wszyscy poszliśmy do salonu.
-Co dalej?- zapytał Scott. Czy to jest dzień podchwytliwych pytań?!
-Czyli wszystko już wiecie.- pokiwali twierdząco głowami.- Nie wiem co dalej, ale jednego jestem pewna... Moje podejście do pracy się nie zmieni, jeśli o to wam chodzi, a o resztę chyba zadba Alice...- powiedziałam cicho.- Mam tylko nadzieję, że nie tak jak o Liama.- Simon spojrzał zszokowany na kobietę. Ups! Chyba o tym nie wiedział. Niech teraz ona się tłumaczy!
 ______________________________
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam ;)