środa, 31 października 2012

Rozdział 31 :)


Gdy ja z Cher zwiedzałam teatr, Troy ustawiał głośność... W każdym pomieszczeniu roiło się od ludzi, za sceną stało mnóstwo różnych skrzyń. Istny burdel!- nazywając rzecz po imieniu, ale mi się to podobało. Wszędzie coś się  działo. Zdaje sobie sprawę, że po pewnym czasie staje się to rutyną, jednak póki co mi to nie przeszkadzało. Poznałam chyba wszystkie możliwe osoby, które zajmują się wizerunkiem Lloyd. Rozmawiałyśmy właśnie o jej pracy, gdy ktoś ją zawołał.
-Cher, chodź. Wszystko gotowe...- powiedział Troy podbiegając do nas. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i wyszła na scenę, a ja stanęłam za kulisami. Cher zaśpiewała fragment „Want U Back” następnie „Superhero”
-Troy! Prawie siebie nie słyszę. Weź coś z tym zrób.- powiedziała do mikrofonu.  Potem zaśpiewała „Oath”.- Wielkie dzięki za dzisiaj. Widzimy się jutro o 5 pm.
-Wow! Jesteś świetna.- powiedziałam gdy podeszła do mnie.
-Wcale, że nie... i całkiem sporo osób tak twierdzi.
-Ale ja nie.
-Cher, wszystko ok., czy mam coś pozmieniać?- powiedział Troy, obejmując ją ramieniem.
-Spoko. Jutro na generalnej jak coś to ci powiem. Macie jakieś plany na wieczór?
-Z tego co ja wiem to nie...- odpowiedział mój ochroniarz, a ja mu tylko przytaknęłam.
-Skoro tak... To może pójdziemy na jakąś imprezę? Co Wy na to? Ja się z chęcią od stresuje.
-Świetny pomysł!- krzyknął Troy.
Chwile potem zaczęliśmy omawiać szczegóły. Wyszło na to, że Cher weźmie z garderoby jakieś ubrania i jedziemy do nas. Tam się wszyscy przygotujemy i pojedziemy się ‘od stresować’. Muszę przyznać, że strasznie podobał mi się ten pomysł, ale w dalszym ciągu nie docierało do mnie, że poznałam Cher. To jest jakieś dziwne... Najpierw poznaję 1D  a teraz ona. Przypadek? Nie wiem... Ale jednego jestem pewne tego, że gdyby ktoś powiedział mi kogo tu poznam i co przeżyję to chyba bym go wyśmiała. No w końcu mało kto ma szansę przeżyć własną śmierć, być na własnym pogrzebie i zacząć nowe  życie z dala od wcześniej poznanych mu osób... prawda?
Po chwili wróciła Cher z torbą w ręce. Poszliśmy do samochodu. Dziewczyna cały czas dyskutowała z Troy’em do którego klubu idziemy. Gdy dojechaliśmy do domu, ja poszłam od razu do swojego pokoju, żeby znaleźć jakieś ciuchy.  Całą drogę nad tym myślałam, ale żaden strój mi się nie podobał. Stanęłam zdezorientowana przed szafą i zaczęłam przeglądać ubrania. Stwierdzam fakt, że moja szafa pęka w szwach a ja i tak nie mam się w co ubrać. Po jakiś 15 minutach zdecydowałam się na to:

Potem poszłam do łazienki, żeby się przebrać i trochę pomalować.

  
 
Oczami Troy’a:
-Troy... Mogę cię  o coś zapytać?-  powiedziała Cher, zaraz po tym jak Mela poszła na górę. Skinąłem lekko głową.- Ale trochę mi głupio...
-Oj Cher! Pytaj... Przecież znamy się nie od dziś.
-Wiem, ale zastanawiam się czy ty będziesz mógł na mnie odpowiedzieć.- początkowo nic nie rozumiałem, stałem i patrzyłem się na nią wyczekująco. Po chwili dostałem olśnienia.
-Aaaaaa... Chyba już wiem o co ci chodzi. Chciałabyś wiedzieć skąd ona się u mnie wzięła? Tak?- zapytałem. Dziewczyna niepewnie się uśmiechnęła.- No więc...- zacząłem przypominając sobie historię, którą wymyśliła Alice. Ta kobieta powinna zacząć pisać książki. Gdy ułożyłem sobie w głowie wszystkie fakty zacząłem mówić dalej:- Mela właśnie jechała z rodzicami za miasto i mieli wypadek. Jej rodzice zginęli na miejscu, ona prawie sama wyszła z samochodu. Potem wzięli ją do szpitala na badania i takie tam. Dość często ją odwiedzałem. W między czasie policja starała się odnaleźć jej rodzinę, ale jak się okazało nikogo nie miała jedynie jakąś daleką ciotkę w Polsce, do której nie chciała jechać. W czasie tego wypadku, była niepełnoletnia i chcieli oddać ją do domu dziecka.- starałem się mówić dość przekonująco.- Ale ja się nie zgodziłem, po prostu było mi jej szkoda i przejąłem nad nią opiekę prawną. I w ten o to sposób znalazła się u mnie w domu.
-Wow. Ciekawa historia...  A jak długo już z tobą mieszka?
-Jakieś 2 miesiące. Ale pewnie już nie długo bo 2 dni temu miała 18.- powiedziałem z lekką ulgą . chyba mi uwierzyła. Co jak co, dobrym kłamcą to ja nie jestem, poza tym głupio mi było okłamać przyjaciółkę.
-No kto by pomyślał, że twoja ‘córka’ będzie tylko o 6 lat od ciebie młodsza... Szybki jesteś.- powiedziała z zadziornym uśmiechem, a ja rzuciłem w nią poduszką.- Dobra! Już uspokój się.
-Ja jestem spokojny! Macie 15 minut, żeby się przygotować. Zaraz wychodzimy.
-Tak jest!- dziewczyna oznajmiła teatralnie i poszła na górę a ja za nią.

Oczami Melisy:
Właśnie przeglądałam zawartość mojego kuferka z biżuterią gdy ktoś zapukał do drzwi. Jak się okazało to była Cher. Przyszła do mnie się przebrać  bo jak oznajmiła nie ufała Troy’owi pomimo wieloletniej znajomości.
-A tak w ogóle to jak się poznaliście?- zapytałam Lloyd gdy wyszła z łazienki.
-Tak właściwie to mieszkaliśmy niedaleko siebie, potem chodziliśmy razem do podstawówki, już wtedy miał zadatki na ochroniarza...- lekko się uśmiechnęła- Prawdę mówiąc to dokładnie nie pamiętam, ale na pewno on czasów piaskownicy.
-Wow. I od tamtej pory się przyjaźnicie?
-W sumie to tak. Pomijając jakieś tam drobne kłótnie.- odpowiedziała. Ja w między czasie wybrałam kolczyki ( nieduże gwiazdki)- Chodź bo Troy nas rozszarpie.- powiedziała i zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili zeszłyśmy na dół. Chłopak siedział na szafce w kuchni i bawił się telefonem. Gdy nas zauważył od razu wyszliśmy z domu. Jak się okazało do klubu wybraliśmy się pieszo, ponieważ najbliższy znajdował się zaledwie kilka dzielnic dalej. Już 2 przecznice wcześniej można było usłyszeć muzykę dochodzącą z tego budynku. Wpuścili nas bez żadnych problemów. Na początku usiedliśmy przy stoliku. Troy poszedł zmówić coś do picia. W koło było pełno tańczących ludzi. Z głośników wydobywała się głośna muzyka. Ostatnio w klubie byłam z chłopakami. Na samą myśl przeszły mnie ciarki. Kurcze! Czy wszystko mi musi o nich przypominać?! Dziewczyno musisz się z nich wyleczyć, powiedziałam sobie w  myślach.
-Proszę bardzo...- powiedział Troy podając mi i Cher sok pomarańczowy.
-Ty sobie jaja robisz co nie?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Człowieku my tu przyszliśmy zaszaleć a nie sok pić... Taki sam mam w lodówce.- dokończyła Cher.
-Pragnę ci przypomnieć, że ty masz jutro koncert i musisz być na chodzie tak samo jak ja, a ty- tym razem zwrócił się do mnie.- Masz juto ok. 12 zabieg i byłoby lepiej gdybyś nie była na kacu.- Prychnęłam pod nosem. Szczerze to kompletnie zapomniałam o tym zabiegu.
-Jaki zabieg?- zapytała dziewczyna.
-Usuwania blizn, bo mam na ręce kilka brzydkich i chcę je usunąć.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-A po tym wypadku?- byłam trochę zaskoczona gdy usłyszałam to pytanie. Spojrzałam na Troy’a, on tyko skinął głową.
-Tak. Ej! Nie będziemy chyba cały wieczór tak siedzieć i gadać... Chodźcie potańczyć.- spojrzałam na nich błagalnym wzrokiem. Cher nie musiałam wcale namawiać, ale Troy powiedział, że zaraz do nas dołączy. Poszłyśmy na parkiet i zabawa rozpoczęła się na dobre. Tańczyliśmy 2 godziny bez przerwy. W końcu postanowiłyśmy trochę odpocząć. Mój ochroniarz właśnie gadał z jakąś dziewczyną przy barze. Niestety na moje nieszczęście nie mogłam się jej przyjrzeć. A to wszystko przez te klubowe kule i lasery! W pewnym momencie podszedł do naszego stolika jakiś chłopak. Przyznam, że całkiem ładny. Taka tania podróbka Hazzy, chociaż może jednak się od niego różnił, ale to przez te loki!
-Mogę się dosiąść?- zapytał posyłając nam uśmiech. Od razu się zgodziłyśmy.- George jestem.
-Cher, a to Mela. Miło poznać...- I tak zaczęła się nasza rozmowa, a potem z nowo zapoznanym kolegą poszliśmy tańczyć. W ten oto sposób zleciało nam kilka ładnych godzin.
Około 1 nad ranem wyszliśmy z klubu wszyscy o własnych siłach. Co jak co ale sokiem nie da się upić. Gdy tylko doszliśmy do domu ja od razu poszłam do siebie, a Troy odwiózł Cher.
 
Kilka godzin później:
Wstałam ok. 10. Ledwo się doprowadziłam do porządku i już jechaliśmy na ten cały zabieg. Nawet nie zjadłam śniadania! Po jakiś 30 minutach wyszłam ze szpitala z nadgarstkiem owiniętym w bandaże. Zabieg nie był przyjemny i jeszcze będę musiała go kilka razy powróżyć, ale mówi się trudno i żyje się dalej. Przynajmniej nie będę już miała tych blizn.
-No to teraz jedziemy na zakupy!- powiedział uradowany Troy. Mało nie wybuchłam śmiechem, powiedzial to z takim entuzjazmem, że wydawało się, że ma tylko kilka lat i właśnie zobaczył świętego Mikołaja. Jak się okazało pojechaliśmy do Tesco...

Oczami Louisa:
Wczoraj przenieśliśmy się do naszego apartamentu w centrum Londynu z porodu naszej pracy. Nie było zbyt wielu zapasów spożywczych, więc z za samego rana, czyli ok. 12, wyciągnąłem Harry’ego z łóżka i zabrałem na zakupy. Chodziliśmy od działu do działu. Warzywa, napoje, napoje z procentami, chemia i tak dalej.
-Harry... Coś jeszcze? Czy już wszystko kupiliśmy?- zapytałem kumpla, który wpatrywał się w podłogę. Nie odpowiedział.- Harry!- powiedziałem trochę głośniej, ale to tez nic nie dało.- Styles!- krzyknąłem mu do ucha i lekko popchnąłem.
-Kurwa, Lou!- warknął na mnie, a ja nie wiedziałem o co mu chodzi.
-Pytałem się o coś.
-Wiem! Nie wiem! Przez ciebie się pomyliłem!
-A niby w czym?- zapytałem i spojrzałem na niego jak na kosmitę.
-Płytki liczyłem pacanie! Byłem przy 2 tysiące sto coś tam, ale przez ciebie się pomyliłem!- powiedział z wyrzutem. Naszą dyskusję przerwaliśmy jak przez przypadek  w coś wjechałem, albo raczej w kogoś.
-Weźcie do jasnej cholery uważajcie jak chodzicie z tym wózkiem..- powiedziała szczupła brunetka z jasnymi końcówkami. Gdy się do nas odwróciła, zamarła na chwilę. W tym czasie się jej przyznałem. Wyglądała znajomo, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie ją wcześniej mogłem spotkać.
-S... sorry... – Zająknął się Harry. Ona tylko wywróciła teatralnie oczami.
-Co się tak gapicie?- zapytała jakby zdziwiona. Dopiero wtedy mój układ nerwowy zaczął ponownie działać i uświadomiłem sobie, że cały czas bacznie się jej przyglądam.
-Po porostu kogoś mi przypominasz, ale nie wiem kogo.
-Poza tym rzadko spotykamy dziewczyny, które nie piszczą na nasz widok.-Wtrącił Harry.
- Jeszcze raz najmocniej cię przepraszamy.
-Dobra dajcie sobie spokój!- powiedziała i zaczęła wybierać żelki.
-A może dałabyś się zaprosić na kawę?- zapytał Harry z wielkim uśmiechem. Czy mi się wydaje, czy ktoś tu komuś wpadł w oko?!- No wiesz w ramach rekompensaty?
-Nie dzięki. Nie mam czasu. -powiedziała obojętnie i sobie poszła. Staliśmy przez chwilę w tym samym miejscu i patrzyliśmy jak znika za rogiem kolejnej alejki.
-Harry! Mamy coś jeszcze kupić?- zapytałem patrząc na kumpla, który w dalszym ciągu gapił się w kierunku, w którym odeszła nasza piękna nieznajoma.
-Że co? A! Żelki dla Horana, dla mnie Twix’a i dla Liam’a chrupki serowe.- powiedział. Po chwili gdy doszedł do siebie, wzięliśmy z półek to co nam było potrzebna i poszliśmy w stronę kasy.

Oczami Melisy:
Stałam przed regałem ze słodyczami i zastanawiałam się które żelki wybrać, gdy ktoś wjechał we mnie wózkiem. Nie będę ukrywała, że mnie to nie wkurzyło, ale doznałam szoku gdy się odwróciłam i zobaczyłam KTO to zrobił. O Matko! Lou i Hazz! Przez chwile się na nich gapiłam. Kurde to jakaś klątwa czy co!? Zaledwie kilka dni temu ich zostawiłam, a tu znowu oni. Prawdę mówiąc ucieszyłam się na ich widok, no ale... No właśnie to ‘ALE’ musiałam się szybko stamtąd zmyć. Miałam ochotę rzucić im się na szyję,  mocno przytulić i powiedzieć, że ja żyję...
Oni wcale nie byli lepsi. Też mi się bacznie przyglądali modliłam się w duchu, żeby mnie nie poznali. Louisowi jednak kogoś przypominałam. Wielbię moje soczewki choć są strasznie niewygodne! Wzięłam to co miałam wziąć i poszłam szukać Troy’a. Na całe szczęście był w następnej alejce.
-Troy... Błagam cię, zmywajmy się stąd!- powiedziałam wrzucając żelki do wózka.
-Ale o co ci chodzi?- zapytał zdezorientowany.
-Dopiero co Harry z Louis’em wjechali we mnie wózkiem. Styles nawet na kawę mnie zapraszał... Błagam chodźmy stąd!- powiedziałam błagalnym tonem, a chłopak zaczął się śmiać.
-Hahahaha... Ty to masz szczęście... Hahaha... dobra chodź i tak już chyba wszystko wzięliśmy. Ktoś chyba rzucił na ciebie jakąś klątwę związaną z One Direction...
-A wiesz, że o tym samym wcześniej pomyślałam... Ale to wcale nie jest śmieszne!- szturchnęłam go w ramię i poszliśmy do kasy...
Kilka godzin później zaczęliśmy się zbierać na koncert Cher. Szybko się ogarnęłam i pojechaliśmy go KFC cos zjeść. To teatru odjechaliśmy punktualnie. Troy poszedł pomóc jakimś chłopakom z ustawianiem głośników, a ja poszłam do garderoby Cher. Dziewczyna siedziała na kanapie i z kimś rozmawiała przez telefon. Gestem ręki pokazała żebym weszła i usiadła. Chwilę później odłożyła telefon i się ze mną przywitała.
-Jak tam wyspałaś się?- zapytała z uśmiechem.
-Nawet... Chociaż wolałabym dłużej pospać. Widzę, że ty jesteś tego samego zdania...
-Noooom...- powiedziała i ziewnęła. Zaczęłyśmy się śmiać. Potem poszła na próbę generalną. Ja w między czasie chodziłam po całym teatrze.
2 godziny później zaczął się koncert. Miałam honorowe miejsce w pierwszym rzędzie. Śmiało mogę stwierdzić, że ta dziewczyna ma talent, a jeżeli ktoś się ze mną nie zgadza niech zamilknie. Wkoło dziewczyny krzyczały i piszczały... No nie tak jak na koncercie JB, bo on to co innego, ale tu było również dość głośno. Po występie Lloyd się ukłoniła i zeszła ze sceny. Gdy sala trochę opustoszała sama poszłam za kulisy jej pogratulować.
Posiedzieliśmy jeszcze przez chwilę we 3 w garderobie umówiłam się z Cher jutro na zakupy. Potem wróciłam z Troy’em do domu i resztę wieczoru, może raczej nocy, spędziliśmy przed telewizorem.
-------------------------
Hej.... :) Tak, wiem, że rozdział beznadziejny.... -,- Ale mam zamiar się poprawić :)
Nie wiem kiedy będzie kolejny. Mo że w weekend albo za tydzień,
Pozdrawiam :)

 

 

piątek, 19 października 2012

Rozdział 30

Rano obudziło mnie pukanie, wręcz walenie do drzwi. Leniwie otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Byłam w nie swoim pokoju, tylko Troy’a. Przez kilka pierwszych sekund nie wiedziałam jak się tu znalazłam, gdy nagle dostałam olśnienia.
-Anita, jesteś tam?!- usłyszałam zdenerwowany głos babci dochodzący zza drzwi.
-Jestem...- odpowiedziałam po Polsku. Podniosłam się z łóżka i wyszłam z pokoju.- Co tam?- zapytałam zaspana.
-Śniadanie zaraz będzie, twój ochroniarz kazał cię obudzić, a za godzinę wychodzimy.
-Co?- spojrzałam na nią zdziwiona.- Aaaa Ok. Już. Babciu za jakieś 10- 15 min zajdę ale najpierw idę się doprowadzić do porządku.- Kobieta skinęła głową i poszła. Wzięłam z łóżka moją bluzę i telefon, po chwili udałam się do mojego pokoju. Po 5 minutowym prysznicu, z ręcznikiem na głowie, wróciłam do pokoju i stanęłam przed szafą. Prawdę mówiąc pogoda nie była najgorsza. Nie podało i czasami było widać słońce. Nawet nie zauważyłam kiedy weszła moja babcia.
-Śniadanie.- powiedziała z uśmiechem. To chyba było spowodowane tym, że ja nadal żyję...
-Zaraz no... Nie wiem w co się ubrać.- powiedziałam zrezygnowana i szczelniej otuliłam się szlafrokiem i usiadłam na łóżku. Moja babci podeszła do szafy i zaczęła przeglądać moje ubrania.
-To powinno być wygodne.- powiedziała zamyślona i wyjęła mi to:
 
-Idealne.- powiedziałam i pocałowałam ją w policzek. Wzięłam ciuchy i poszłam się przebrać.
-Wiesz, fajny jest ten twój kolega. Bierz się za niego! Drugiego takiego nigdzie nie znajdziesz.- Za pierwszym razem gdy usłyszałam jej słowa z lekka mnie zatkało. Dopiero po chwili to do mnie darło. Uchyliłam drzwi.
-Babciu!
-No co? Mówię jak jest... A niby co ci się w nim nie podoba? Przystojny, jest, miły, kulturalny, opiekuńczy, ma dom, samochód, całkiem dobra prace...- gdy tak wyliczała ja mało ze śmiechu nie zeszłam w tej łazience. Całe szczęście, że mówiła po polsku, nie mogę sobie wyobrazić jakby to było gdyby Troy, to usłyszał.
-Hahahaha... Babciu, już?- zapytałam wychodząc z łazienki.
-A to zależy... Ale niby dlaczego nie?
-Jest wiele powodów... Po pierwsze, jest moim ochroniarzem i nawet jeśli nie mógłby się ze mną związać. Po drugie płacą mu żeby mnie pilnował. Po trzecie, jest ciut dla mnie za stary. Po czwarte... Ja kocham kogoś innego.- dokończyłam ze smutkiem. Babcia mnie mocno przytuliła i pocałowała w czoło.
-A o ile jest od ciebie starszy?
-O ile umiem liczyć to o jakieś 6 lat...
-Masz race wnusiu... Jest za stary.- powiedziała i obie zaczęłyśmy się śmiać.
-Idziecie czy nie? Śniadanie czeka!- powiedział dziadek z udawaną złością.
Zeszłyśmy na dół i zjadłyśmy śniadanie. Zaraz potem wróciłam do pokoju, wysuszyłam włosy i lekko się pomalowałam. Pół godziny później siedzieliśmy już w samochodzie. W miedzy czasie prowadziliśmy zawziętą dyskusję, co mamy zamiar zwiedzić. W końcu i tak nie ustaliliśmy kolejności. Wyszło na to, że to Tory, będzie decydował.
Zwiedziliśmy chyba wszystkie najpopularniejsze miejsca w Londynie, ale London Eye zostawiliśmy na sam koniec. Ok. 5 pm poszliśmy do centrum handlowego na zakupy i przy okazji coś zjeść. Usiedliśmy przy stoliku nieopodal wielkiego, wspaniałego akwarium. Wszyscy zamówiliśmy spaghetti. Zanim dostaliśmy zamówione danie rozmawialiśmy na różne tematy, ale jednak głównie na temat Troy’a. Dziadek doszedł do wniosku, że musi wiedzieć pod czyją opieką pozostawia soją jedyną wnuczkę, a babcia z wielka chęcią słuchała jego historii i co jakiś czas lekko kopała mnie pod stołem. Ja sama z wielką ciekawością słuchałam chciałam wiedzieć o nim jak najwięcej. Nawet dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy miedzy innymi, że ukończył szkołę muzyczną, ma znajomych którzy mają jakiś zespół i czasami z nimi gra, dobrze się uczył i takie tak...
W pewnym momencie zobaczyłam, że cała trójka patrzy się gdzieś z zaciekawieniem i lekkim zdezorientowaniem. Odwróciłam głowę i od razu wszystko się wyjaśniło. Kilkadziesiąt metrów dalej znajdował się sklep muzyczny, w którym przygotowywali reklamę nowego singla One Direction. Na samą myśl o tych pięciu idiotach coś mnie zabolało. I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno temu przyjaźniłam się z nimi, i spędzałam każdą wolną chwile. A teraz myślą... Ugh... Może raczej twierdzą, że nie żyję. Babcia spojrzała na mnie ze smutkiem po chwili dołączył do niej dziadek, a Troy wyglądał tak jakby zawzięci nad czymś myślał.
-Ej. No co jest grane?- spytałam próbując się zaśmiać, ale nie za specjalnie mi to wyszło.
-Nic...- odpowiedzieli wszyscy chórem,
-Tak. Uważajcie bo wam uwierzę. Ej! Dam sobie radę! A jak będziecie tak reagować, na każdą wzmiankę o nich to mi tym nie pomożecie.
-Przepraszam.- uśmiechnęła się babcia.- Ale ja naprawdę ich polubiłam...
-Proszę.- powiedziała młoda, szczupła czarnooka kelnerka podając nam zamówienie, przy czym puściła oczko do Troy’a. Chłopak jednak nie zareagował. Chwilę potem odeszła. Szturchnęłam lekko chłopaka.
-Co?
-Wpadłeś jej w oko...- podsumowała babcia. Troy patrzyła się na nas zdziwiony jakby nie wiedział o kogo chodzi.- Chłopcze, k-e-l-n-e-r-c-e. – przeliterowała, a on się odwrócił. Dziewczyna stała przy barze i rozmawiała z koleżką. Uśmiechnął się do niej a ona odwzajemniła gest.
-E tam. Nie w moim typie...- powiedział i zaczął nawijać makaron na widelec.
-Tak? A niby co jest z nią nie tak? Nogi ma za długie, czy może za niska...- zaczął wyliczać mój dziadek. Po chwili wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
-Jest zbyt pewna siebie, małostkowa i stawia swoje przyjaciółki nade wszystko... Poza tym była by droga w utrzymaniu...- powiedział Troy i wszyscy po raz kolejny zaczęliśmy się  śmiać. I w ten oto sposób dowiedziałam się dlaczego przyjęli go pracy w policji. Zjedliśmy naszą kolację i pojechaliśmy w stronę London Eye. Kupiliśmy bilety i weszliśmy do kapsuły. Mój ochroniarz początkowo nie chciał iść z nami, gdyż stwierdził, że ma lęk wysokości, ale po niezbyt długo trwających namowach zgodził się. Akurat zdążyliśmy na zachód słońca. To jest po prostu coś niesamowitego. Nie można opisać tego prostymi słowami.
Zaraz potem wróciliśmy do domu. Moi dziadkowie wzięli tylko swoje walizki i skierowaliśmy się na lotnisko. Przez całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim. Nawet nie zauważyliśmy kiedy dojechaliśmy na miejsce.
-Jeszcze nie wiem jak to będzie, ale mam nadzieję, że przyjedziecie do nas na święta... Troy nie będzie miał nic przeciwko. Prawda?- spojrzałam na niego.
-Oczywiście.- powiedział i zaczęliśmy się żegnać. Oczywiście  nie obyło się bez łez. Jak ja nienawidzę rozstań... To mogę śmiało powiedzieć.  Po raz ostatni pomachałam moim dziadkom i po chwili zniknęli w tłumie ludzi. Przez chwile stałam i wpatrywałam się w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stali. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nieprędko się z nimi spotkam. A najgorsze było w tym wszystkim to, że zostałam całkiem sama w Londynie, z moim nowym życiem... Nagle poczułam jak Troy obejmuje mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się lekko przez łzy i poszliśmy do samochodu. Tym razem nic nie mówiliśmy. Ciszę przerywało jedynie radio.
Po pewnym czasie dojechaliśmy do domu. Pomimo tak wyczerpującego dnia nie byłam zmęczona. Poszłam do swojego pokoju i wzięłam letni prysznic. Jakieś 15 minut później przebrałam się w T-shirt i dresy. Usiadłam na łóżku. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jednej rzeczy byłam pewna, że nie chcę teraz tak siedzieć sama, więc zeszłam na dół do kuchni. W szafce znalazłam Nutelle.  Usiadłam na kanapie i zaczęłam jeść.
 
Oczami Troy’a:
Zaraz po powrocie do domu, poszedłem wziąć prysznic. Po kilkunastu minutach postanowiłem zejść na dół, żeby coś zjeść. Jeszcze gdy byłem na schodach zauważyłem Melę siedząca na kanapie. Siedziała w kompletnej ciszy i jadła Nutelle. Wpatrywała się tępo w ścianę. Nie dziwi mnie jej zachowanie... Ja ją podziwiam. Zmienić a właściwie straci swoje dotychczasowe życie, zmienić tożsamość, zacząć wszystko od początku... To jest potwornie trudne. Nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie co ona czuje.
Cicho przedostałem się do kuchni. Zrobiłem sobie kilka kanapek i wziąłem dwie szklanki z woda mineralną.
-W trans wpadłaś?- zapytałem siadając obok.
-W pewnym sensie to tak.- odpowiedziała. Podałem jej wodę. Dziewczyna się lekko uśmiechnęła i zaczęła pić. Potem doszliśmy do wniosku, że nie ma co tak siedzieć, więc postanowiliśmy obejrzeć jakiś film. Mela poszła coś znaleźć a ja w między czasie udałem się do kuchni, w celu przygotowania popcornu.
-Troy! Twój telefon dzwoni!- krzyknęła z salonu.- Jakaś Cher... A mówiłeś, że nie masz nikogo na oku.- podał telefon i pokazała mi język. W tym samym czasie usłyszałem dźwięk mikrofalówki. Szybko poszedłem do kuchni i odebrałem.
-Hej. Mam nadzieję, że cię nie obudziłam...- powiedziała dziewczyna.
-Cześć... Nie obudziłaś mnie. Czym to spowodowane, że do mnie dzwonisz o tak późnej porze?
-Bo problem i wielką prośbę.
-No to słucham...
-Dźwiękowiec mi nawalił... I chciałam cię prosić, żebyś przyjechał jutro na moją próbę i wszystko ustawił oraz podłączył. Proszę cię!
-No dobra... Ale pod jednym warunkiem...
-Ok...
-Wezmę ze sobą jeszcze kogoś...
-Nie ma problemu... Jutro ci napiszę, gdzie i o której. Dobranoc.- powiedziała i się  rozłączyła.
Wsypałem popcorn do miski i poszedłem do salonu. Melisa siedziała już na kanapie i na mnie czekała. Usiadłem koło niej. Dziewczyna spojrzała na mnie kątem oka z wielkim uśmiechem.
-No co się tak patrzysz?!- zapytałem lekko poirytowany. Nic nie powiedziała tylko się do mnie odwróciła i czekała aż coś powiem.- Ugh! Dzwoniła moja znajoma tylko i wyłącznie znajoma! I poprosiła mnie o pomoc... Więc jutro ja poznasz!! Wystarczy...
-Nie! Jak ma na imię. Ładna jest? Jak się poznaliście?- zalała mnie potokiem pytań i tym razem to ja zacząłem się śmiać.
-Dowiesz się jutro! A terasz oddaj pilota!- powiedziałem i zaczęliśmy oglądać film.
 
Następny dzień,
Oczami Melisy:
Wstałam około południa i w kompletnej rozsypce zeszłam na dół. Na stole była karteczka a obok niej było śniadanie.
-Ale fajnie, przynajmniej nie będę musiała sama nic robić- powiedziałam sama do siebie. Zrobiłam sobie tylko herbatę i zaczęłam jeść kanapki. Wzięłam kartkę do ręki i zaczęłam czytać, „Pojechałem na zakupy, wrócę za jakieś 2-3 godziny bo muszę jeszcze coś załatwić. Ok. 3pm jedziemy do mojej znajomej, więc się przygotuj J. Pa.” Przeczytałam i zaczęłam się zastanawiać, kim jest ta Cher... Pół nocy nad tym myślałam. Zjadłam szybko śniadanie. I  poszłam do pokoju. Wzięłam prysznic i odprowadziłam się do względnego porządku. Zaraz potem założyłam soczewki, jak ja nie lubię ich nosić, i podeszłam do szafy w której zaczęłam przeglądać ciuchy. Nawet nie wiedziałam gdzie idziemy a co się z tym wiązało nie wiedziałam co wybrać. W końcu zdecydowałam się na to:  

 

Ubrałam się i zrobiłam sobie lekki makijaż.  Nawet nie wiem kiedy zleciała mi godzina. Prawdę mówiąc nigdy mi to nie zajmowało tak wiele czasu...  Potem włączyłam laptopa. Założyłam sobie nowego maila,  konto na tt. Od razu follnęłam Troy’a, który chwilę potem wpadł do mojego pokoju.
-Za 10 minut wychodzimy! Tylko się przebiorę.- oznajmił i poszedł do siebie. Zwlokłam się z łóżka. Wzięłam telefon i portfel. Po chwili zeszłam na dół i wyszliśmy z domu. Przez całą drogę próbowałam coś od niego wyciągnąć, ale niczego się nie dowiedziałam. Po 30 minutach jazdy dojechaliśmy na miejsce.
-Teatr? Ty chyba sobie jaja robisz.- powiedziałam wyglądając przez okno.
-Nie. Jesteśmy na miejscu, tylko błagam cię nie piszcz i bądź grzeczna...
-Mówisz tak jak bym miała 5 lat.- mruknęłam po nosem i wysiadłam. Weszliśmy do wielkiego holu potem wejściem dla personelu dostaliśmy się za ‘kulisy’ teatru. Wydawało mi się, że Troy doskonale zna te wszystkie korytarze. Szedł pewnie gdy nagle zatrzymał nas jakiś ochroniarz. Chłopak podszedł do niego i zaczęli rozmawiać.
-On cię zaprowadzi do garderoby, w której na mnie poczekasz. Przyjdę za jakieś 5 minut bo możesz mi się przydać...- powiedział i zaraz gdzieś zniknął. Ja w tym czasie poszłam za tym facetem do jakiegoś pokoju w którym zostawił mnie samą. Zawsze spoko, pomyślałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Moja uwagę przykuł białe pianino stojący w kącie. Usiadłam na stołku i zaczęłam mi się przyglądać. Przypomniało mi się jak Louis uczył mnie grać na klawiszach. Uśmiechnęłam się lekko i prychnęłam. Dziewczyno, musisz o nich zapomnieć- powtarzałam sobie w kółko, ale to nic nie dawało. Przecież trudno czasami jest wymazać jeden dzień a co dopiero miesiąc, który był najfajniejszy w twoim życiu. Rzecz niewykonalna. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk sms-a. Wyjęłam telefon. Alice... Ciekawe co ona chce, pomyślałam i zaczęłam czytać: „Nie wiem czy cię to interesuje, ale zapadł w śpiączkę...” Nie musiała pisać kto, bo doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Może nie powinnam, ale się z tego cieszyłam. Przynajmniej na razie nic nie zrobi... Z drugiej strony ta wiadomość zadała mi cios prosto w serce, ponieważ przypomniała i o wydarzeniach tego tygodnia, o których staram się zapomnieć.
Nic nie odpisałam tylko schowałam telefon. Odwróciłam się w stronę fortepianu i zaczęłam grać melodię dobrze znanej mi piosenki Cher Lloyd „Beautiful people”... Oczywiście nauczył mnie jej Louis. Nawet nie wiem czemu to właśnie ona zaczęła mi rozbrzmiewać w głowie. Może dlatego, że mówiła o osobie, która kogoś zraniła? Nie mam pojęcia... Dotknęłam palcami klawiszy i się lekko uśmiechnęłam, po chwili ostrożnie nacisnęłam. Rozbrzmiał cichy dźwięk ‘c’. W tej samej chwili przypomniał mi się Tomo, który na naszej pierwszej ‘lekcji’ powiedział: „Nie bój się tych klawiszy i weź w nie pieprznij!” i do tego ten jego ton. Miałam ochotę zacząć się śmiać. Po raz kolejny nacisnęłam klawisze tylko że tym razem cały akord i dźwięk rozbrzmiał znacznie mocniej niż za pierwszym razem.
-Cacko...- powiedziałam na głos.- Dynamiczna klawiatura, ośmiooktawowe i w dodatku dobrej firmy Yamaha.- Początkowo nie mogłam sobie przypomnieć poszczególnych akordów, jednak gdy ‘znalazłam’ już jeden dalej poszło jak z płatka. Najpierw jeden raz zagrałam piosenkę a potem już zaczęłam sobie pod nosem śpiewać.
It’s my last big beath, what you want me to do?
When you act all cool like you already knew...
Z każdym kolejnym wersem zaczynałam śpiewać coraz pewniej. Przed oczami przewijały mi się ostatni zdarzenia... Głównie związane  z moim ojcem. Poczułam jak po policzku spływa mi pojedyncza łza.
Cause it’s beautiful people like you, who get whatever they want,
Cause it’s beautiful people like you, who suck the life right outta my heart
And it’s beautiful people like you, who make me cry

Cause nobody else could be nearly as cruel as you...
Po moich policzkach łzy spływały coraz częściej. Nie śpiewałam już drugiej zwrotki, jakos tak po prostu. Powtórzyłam jeszcze raz refren. Gdy skończyłam otarłam łzy i usłyszałam za sobą oklaski. Niepewnie się odwróciłam i zobaczyłam uradowanego Troy’a a obok niego... Cher! Tak tą Cher! Samą Cher Lloyd. Nie wiedziałam jak mam zareagować. Siedziałam jak słup.
-Jesteś genialna! Widzę, że mam poważną konkurencję.- powiedziała Cher podchodząc do mnie z wielkim uśmiechem.- Miło mi cię poznać Maliso.
-Mów mi Mela.- lekko się do niej uśmiechnęłam. Nadal nie mogłam uwierzyć, że Ona stoi przede mną!
-Ok. Chodź zabierzemy cię stąd, żebyś się nie nudziła. Przy okazji oprowadzę cię i pokaże co i jak. A Troy zajmie się nagłośnieniem.- powiedziała dziewczyna. Pociągnęła mnie za ręką, tak, że prawie spadłam z krzesła. Chwyciłam w pośpiechu torebkę i dosłownie wybiegłyśmy z tego pomieszczenia...
***********************************************
 
Kolejny rozdział! Jakos nie za specjalnie mi wyszedł... -,-   No ale cóż. Mówi się trudno i żyje się dalej. Przepraszam za opóźnienie, ale wiecie jak to bywa... Dodatkowo chciałam powiedzieć, że w kilku najbliższych rozdziałach będzie mało o 1D a trochę więcej o TW. Mam nadzieję, że się nie obrazicie. Później wrócę do 1D! ;) Mogę wam powiedzieć, się następnym rozdziale jeszcze raczej się pojawią xD.
Kiedy będzie następny rozdział? Nie mam zielonego pojęcia, ale chciałabym dodać w weekend, Pozdrawiam :*

 

poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 29 :)

2 dni później:
Wstałam bardzo wcześnie rano i kręciłam się cały czas po domu. Ten dzień jest tak strasznie dołujący. Dziś jest pogrzeb i to ‘mój’! Nie wiem czy dobrze robię ale się na niego wybieram. Zapewne będę tego potem żałowała ale chcę ich wszystkich zobaczyć ten ostatni raz... Początkowo Troy nie chciał się zgodzić, żebym tam szła ale po kilku godzinnych namowach wymiękł. Jeśli chodzi o dzisiejszy pogrzeb to policja miała się wszystkim zając. Będę pochowana na jakimś cmentarzu kilka kilometrów od miasta. Oczywiście w trumnie nie będzie mojego ciała, tylko jakaś NN znaczy ciało dziewczyny w moim wieku, której nikt nie szukał i nie udało się ustalić kim jest. Nie wiem czego, ale czegoś się boję. A może po portu za bardzo panikuję?? Spojrzałam na zegarek. 9:30 kurcze! Pobiegłam szybko na górę i poszłam do pokoju mojego ochroniarza... Czuję się jak jakaś gwiazda, mam prywatnego ochroniarza, ale ja jestem w lepszej sytuacji bo nie muszę mu płacić.
-Wstawaj! Człowieku czy ty wiesz która jest godzina?!
-Daj mi spokój...- mruknął pod nosem i przekręcił się na drugi bok. Po prostu jak z Niall’em lun Zayn’em ich tez nie dała się tak po prostu kulturalnie obudzić, pomyślałam.
-No weź! Zaraz się spóźnimy.- nie zareagował.- Serio tego chcesz?- powiedziałam sama do siebie i poszłam do kuchni wyjęłam z lodówki butelkę zimnej wody a gdy wróciłam do pokoju wylałam mu ja prosto na twarz.
-Czy wszystko z tobą w porządku?!- zapytał oburzony.- Mogłaś przynajmniej wziąć ciepła wodę!
-Zimna jest lepsza... Taka orzeźwiająca...- powiedziałam z uśmiechem.- chłopak tylko pokręcił przecząco głowa i zgramolił się z łóżka. Zadowolona poszłam do kuchni. Przeszukałam wszystkie szafki i w końcu doszłam do wniosku, że mam ochotę na płatki z żelkami. Taki zły nawyk żywieniowy przechwycony od Niall’a. Wzięłam mleko z lodówki i wlałam je do miski, potem wsypałam płatki kukurydziane i kilka żelków haribo.
-Co ty jesz?- zapytał zdziwiony Troy siadając naprzeciwko mnie.
-Płatki z żelkami chcesz trochę?
-Blee... Jak ty to możesz jeść? I skąd w ogóle ty wzięłaś na to pomysł?
-Jak dziecko. A odpowiadając na twoje pytania. Możemy powiedzieć, że to zły nawyk żywieniowy który nabyłam w ciągu ostatnich 2 miesięcy od pewnej bandy idiotów, a właściwie to od jednego. A jeśli chodzi o to jak ja to mogę jeść to odpowiem ci, że normalnie.- pokazałam mu język.- To jest całkiem dobre chcesz spróbować?
-Nie dzięki. Nie przekonuje mnie to.- odpowiedział i poszedł po kawę, ja w tym czasie zaczęłam jeść moje śniadanie. W między czasie zastanawiałam się jak będzie wyglądał mój dzisiejszy dzień. Najpierw pogrzeb, potem Alice przyjedzie z moimi dziadkami ( którzy formalnie już nimi nie są), żeby porozmawiać i im to wszystko wytłumaczyć, i przywiozą resztę moich ubrań z domu Brownów. A potem pewnie zamknę się w pokoju z laptopem na kolanach...
-Masz zajebiste oczy...- wyrwał mnie głos Troy’a z rozmyślań.
-Że co?
-Masz ładne oczy...- nie zrozumiałam o co mu chodzi. Dziwnie nie na niego popatrzyłam a on podał mi lusterko. Spojrzałam na swoje odbicie. Dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Miałam swoje niebieskie oczy, bo jeszcze nie założyłam soczewek, jakoś nie mogę się do nich przyzwyczaić...
-Daruj sobie.- powiedziałam bez emocji. Chwilę potem poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic i doprowadziłam do względnego porządku moje włosy. Ubrałam się w czarne rurki, szary T-shirt i również czarny żakiet i botki na niedużym obcasie w tym samym kolorze. Wyjęłam również z szafy płaszcz, bo dziś pogoda była typowo brytyjska, prawie cały czas padało. Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie. Po chwili przypomniałam sobie, że nie założyłam soczewek. Właśnie wchodziłam po schodach gdy wpadłam na Troy’a. Ubranego w garnitur.
-Do twarzy ci...- powiedziałam z lekkim uśmiechem i weszłam do pokoju z którego kilka sekund później wyszłam.
-Co to było?- zapytał zdziwiony.
-Nic powiedziałam prawdę.
-Ale mi nie oto chodzi... Prawie mnie zabiłaś.
-Weź ty mi lepiej nic nie mów o zabijaniu! Po prostu soczewek nie wzięłam.- odpowiedziałam a chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie. Po 30 minutach jazdy byliśmy już na miejscu. Stanęłam kilkadziesiąt metrów dalej nad jakimś grobem i obserwowałam. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się tylu osób. Była cała rodzina Brownów, chłopaki ze swoimi rodzicami, moi dziadkowie i kilku policjantów...
-Masz tu kluczyki, jak coś to idź do samochodu.- powiedział Troy i poszedł do pozostałych. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, widok płaczącej babci łamał mi serce. Jak na razie dziadkowie nie wiedzą, że żyję, ale to tylko dla lepszego efektu, dowiedzą się jak to się skończy. W pewnym momencie spostrzegłam Liam’a. Nogi się pode mną ugięły. Stał mocno wtulony w swojego tatę i trzymał swoją mamę z rękę. Chciałam podejść i mocno go przytulić, powiedzieć, że to nie prawda, że ja nadal żyję a to tylko ustawała. Ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę togo zrobić i najprawdopodobniej nigdy mu tego nie powiem. Gdy skończy się to całe śledztwo będę mogła zrezygnować z programu ochrony świadków, ale jako normalna dziewczyna nie będę miała już do nich ‘dostępu’... Obserwowałam wszystko co się działo dookoła mnie. Może Troy miał racje? Może byłoby lepiej gdybym została w domu? Stałam jak wmurowana. Czas się nagle zatrzymał. Wydawało mi się, że każda sekunda trwa kilka minut, że obserwuję wszystko klatka, po klatce, jak w filmie. Spuścili trumnę do dołu. Moje serce zaczęło walić. Do oczu napłynęły mi łzy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ich straciłam... Tak na zawsze, bez powrotu. Nie będę już miała takich wspaniałych przyjaciół. Właśnie straciłam najwspanialszą rodzinę na świecie. Rozpłakałam się na dobre. Nie ocierałam łez. Kapały sobie swobodnie. W pewnej chwili zaczął padać deszcz. Nie miałam nawet siły naciągnąć sobie na głowę kaptura. Wbiłam swój wzrok w ziemię. W głowie miałam różne obrazy. Odwróciłam się i spojrzałam w ich stronę. Liam właśnie brał na ręce zapłakanego Maxa i mocno go przytulał. Ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. Było mi ich wszystkich żal. I to tak strasznie. Wpatrywałam się w ten uroczy a zarazem smutny obrazek. W pewnej chwili uchwyciłam wzrok Liam’a. Może i stałam dość daleko, ale i tak widziałam te jego przepełnione smutkiem, czekoladowe oczy. Po chwili odwróciłam głowę. Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Nie mogłam patrzeć na niego! Na jego cierpienie! Na cierpienie ich wszystkich! Wiedziałam, że dłużej tu nie wytrzymam, chciałam stąd wyjść i nie wrócić, ale z drugiej strony chciałam zostać z nimi jak najdłużej. Spojrzałam na nich ten ostatni raz i poszłam do samochodu. Deszcz rozpadał się na dobre. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam się jak krople wody uderzają o szkoło. Wyjęłam z kieszeni telefon i podpięłam słuchawki. Włączyłam ‘Lost In The Echo’- Linkin Parku. Podgłosiłam najgłośniej jak się tylko dało i wyłączyłam się. O niczym nie myślałam, nic nie czułam. Byłam bezmyślną, żywą lalką, która wpatruje się w jeden punkt, ale łzy cały czas spływały po moich policzkach. Nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł Troy. Zorientowałam się dopiero wtedy gdy położył rękę na moim ramieniu. Wyjęłam słuchawki z uszu.
-Wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie.
-Tak... Raczej tak. A może nie? Ugh... Nie wiem...- powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.- Jak się trzymają?
-Szczerze?- skinęłam głową.- To nie najlepiej. Wszyscy to bardzo przeżywają...- powiedział mi mnie przytulił. Wybuchłam płaczem. Byłam mu wdzięczna, że nie powiedział nic w stylu „A nie mówiłem?!”. Gdy się trochę uspokoiłam pojechaliśmy w kierunku MSC. Troy wziął dwa czekoladowe Shake i pojechaliśmy do domu. Od razu poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w luźne dresy z niskim kroczem i za dużą bluzkę. Siadłam na parapecie i obserwowałam ludzi. Po chwili podjechał po nasz dom samochód z którego wysiadła Alice z Tomem, moją babcią i dziadkiem. Wyjęli z bagażnika walizkę i skierowali się w stronę drzwi. Prawdę mówiąc bałam się zejść na dół. Szukałam motywacji. Po chwili wyszłam  pokoju. I usłyszałam rozmowę. „Ale ja nic z tego nie rozumiem”, powiedziała moja babcia. Niepewnie zeszłam na dół.
-Cześć babci, cześć dziadku.- powiedziałam cicho. Byli wyraźnie zszokowani tym co powiedziałam.
-C- c- co?- wydukała babcia. Usiadłam przy stole i Alice zaczęła im wszystko tłumaczyć. Gdy zrozumieli, że to naprawdę ja, mocno mnie przytulili. Lekko się uśmiechnęłam. Może i już nie mogę nazywać ich publicznie moimi dziadkami, ale i tak są nadal moją najbliższą rodziną.
-No to skoro już wszystko jasne.- powiedział Tom i uśmiechnął się do Troy’a.- Mela, mamy dla ciebie niespodziankę.- zaskoczyli mnie tym nie miałam pojęcia o co może chodzić.  Po chwili obaj wyszli z domu.
-O co chodzi?- zapytałam Alice, ale ona tylko się uśmiechnęła. Kilka minut później wrócili.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!- powiedział Troy wyjmując  z pudełka tort. Stałam jak wryta. Nie widziałam co mam powiedzieć byłam kompletnie tym zaskoczona.
-Pragnę ci przypomnieć, że dzisiaj obchodzisz swoja osiemnastkę.- powiedział Tom z uśmiechem.
-I mamy dla ciebie prezent.- dodała Alice. Po chwili jej mąż przyniósł z korytarza czarną gitarę.- Wiemy, że Niall cię uczył grać i tak sobie pomyśleliśmy, że może będziesz chciała nadal ćwiczyć.
-Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba było... Jest idealna!- powiedziałam i podbiegłam i Brownów i mocno ich  przytuliłam.
-Ja nie jestem gorszy, też coś mam.- oznajmił dziarsko Troy.- To zawsze się sprawdza na takie okazje ale zaczekaj chwilę.- dodał i poszedł na górę. Ja tylko wzruszyłam ramionami i zaczęłam brzdękać na gitarze.
-Babciu a wy kiedy wracacie do Polski?
-Nie wiem... Może jutro, albo po jutrze...- powiedziała zamyślona.- A co?
-Bo ja mam pomysł. A gdybyśmy tak jutro poszli pozwiedzać Londyn?
-Musisz pogadać ze swoim ochroniarzem.- powiedział Tom.- Ma cię nie odstępować na krok. W końcu za to mu płacą.
-Za co mi płacą?- zapytał Troy wchodząc do niedużego salonu.
-Za pilnowanie mnie.- pokazałam mu język a on zrobił to samo.- Wpadałam na pomysł, żeby moi dziadkowie tu zostali a jutro poszlibyśmy pozwiedzać Londyn. No ale ty musisz się zgodzić...- dodałam i zrobiłam maślane oczy.
-Nie ma problemu i tak chciałem cię jutro gdzieś wyciągnąć. A teraz chodź tu do mnie.- powiedział z dziwnym uśmiechem. Zrobiłam to o co mnie prosił. Złożył mi życzenia a chwilę potem wręczył mi wielgachnego pluszowego miśka.
-Aww... Dzięki!! Jest mega!- przytuliłam chłopaka. Znamy się od jakiś 4 dni a już się praktycznie z nim zaprzyjaźniłam dokładnie tak jak... Od razu sobie wszystko przypomniałam. Co z tego, że to było kilka godzin wcześniej. Poczułam jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Odwróciłam się i lekko uśmiechnęłam.
-No to co jemy ten tort?- Wszyscy pokiwali twierdząco głowami. Wzięłam Troy’a za i poszliśmy do kuchni. Kilka minut później wszyscy siedzieliśmy przy stole pijąc kawę i jedząc ciasto.
-Mela, mogę cię prosić na chwilę?- zapytała Alice i poszłyśmy do mojego pokoju.-Wiesz, nie mogę się przyzwyczaić do nowej ciebie,- powiedziała i cicho się zaśmiała.
-W sumie to ja ta też. O czym chciałaś porozmawiać?
-Właściwie to chciałam zapytać jak sobie z tym wszystkim radzisz?- podeszłam do okna i wbiłam swój wzrok w szybę.
-Szczerze?- kobieta skinęła głową.- To wcale.- prychnęłam pod nosem.- To do mnie kompletnie nie dociera. Wiem, że o tym rozmawiałyśmy już wcześniej ale ja nie umiem tego zaakceptować...Czego to musi być takie trudne?
-Mogłaś wybrać inne wyjście.- powiedziała cicho.
-Wiem, ale wtedy cały czas byli by narażeni na coś z mojej strony.- odwróciłam się do niej.- A tak nic im już nie grozi...
-Ale cierpisz ty... I oni.
-Dadzą sobie rade... Są silni. Fani będą ich wspierać... I nie będą musiały być o mnie zazdrosne.- lekko się uśmiechnęłam.- A ja nie wiem...
-Też dasz rade. Ale to nie będzie łatwe.- skinęłam głową.- Masz nas, Troy’a i poznasz nowych ludzi.
-Też mi pocieszenie... A najgorsze w tym wszystkim jest to, że będę o tym wszystkim pamiętać a oni będę mnie ‘prześladować’ na każdym kroku.- Alice tylko mocno mnie przytuliła. Posiedziałyśmy jeszcze trochę w pokoju i zeszłyśmy na dół. Chwile później Brown’owie pojechali. Ok. 9 pm. Moi dziadkowie już poszli spać, odstąpiłam im mój pokój, więc ja miałam się przespać na kanapie. Troy siedział u siebie w pokoju. Nie wiedziałam co mogę robić i w końcu zaczęłam przeglądać stojak z płytami. Było kilka horrorów kilka jakiś romansów, coś okropnego,  i jakieś bajki. „Toy Story” (wszystkie części) „Potwory i spółka”, „Barbie” ( to ciekawe, chłopak po 20 a takie rzeczy ogląda) „Alladyn” i wiele innych. Wszystkie te bajki przerobiłam z Max’em i Lucy. Jedyna bajka którą znalazłam i jej nie oglądałam była pt.: „Księżniczka i żaba”. Włączyłam telewizor a w między czasie poszłam po lody. W końcu w czymś trzeba topić smutki! W momencie gdy ‘żaby’ były na bagnach i śpiewały jakąś piosenkę z Louis’em ( no nawet tu oni są!) ktoś rzucił we mnie poduszką.
-Oj źle z tobą. Zjadłaś już prawie całe litrowe pudełko lodów czekoladowych...- powiedział Troy. Staną przede mną i zasłonił mi telewizor. Miał na sobie tylko jakieś czarne dresy.
-Weź się ubierz z łaski swojej! I rusz swoją dupę! Ja tu oglądam.- syknęłam i rzuciłam w niego poduszką. Chłopak gdzieś poszedł, ale po chwili wrócił z kolejnym pudełkiem lodów czekoladowych i łyżeczką.- Skąd ty masz taki rzeczy do oglądania?
-Są przydatne?- odpowiedział nie odrywając wzroku ok. telewizora. Spojrzałam na niego pytająco.- Mam 7-letnią siostrę. Daphne. Uprzedzając twoje pytanie, jest z rodzicami we Francji, przeprowadzili się tam 5 lat temu.
-Nie wiedziałam.
-Bo ty jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- powiedział i pokazał język.
-Jak dziecko... Ile ty masz właściwie lat?
-Yyy no 24.
-A zachowujesz się jak dziesięciolatek.
-Dzięki za komplement.
-Mam pytanie? Czym ty się tak właściwie zajmujesz?- zapytałam zaciekawiona.
-Ochroną... Ale nie często mam takie przypadki jak ty. Zazwyczaj to ja ‘mieszkam’ u kogoś kilka dni i go, że tak to ujmę pilnuję, a teraz mam raz na ziemi... Nic nie musze robić, a i tak mi płaca i to całkiem nieźle.
-Widzisz jak ty masz ze mną dobrze!- powiedziałam podjadając mu lody. Spojrzał na mnie tak jak Niall gdy podbierałam mu żelki i po chwili zepchnął mnie z kanapy. Zaczęliśmy się ganiać po całym domu, starając zachowywać się w miarę cicho, co nie do końca nam się udawało. W końcu zamknęłam się w jego pokoju. Przez kilka minut próbował wejść do środka ale w końcu się poddał i chyba poszedł na dół. A ja rozłożyłam się na jego łóżku i poszłam spać... xD
*****************************
Juz na samym wstepie MASSIVE SORRY!!! Przepraszam za opóźnienie i chcę powiedzieć, że nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ostatnio nawet nie mam czasu żeby właczyć laptopa... -,- Ale mam nadzieję, że uda mi się jakimś cudem dodać rozdział w weekend alebo na początku następnego tygodnia.
A jeśli chodzi o rozdział to nie mam zielonego pojęcia jaki wyszedł bo był pisany 'tak na szybko' byle by cos dodać... Jeszcze raz przepraszam... ;(
Liczę na komentarze ;)