poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 39


-Że kur...- Szturchnęłam Bonnie w ramię.
-Opanuj się.- syknęłam i odwróciłam głowę w stronę okna. Dziewczyna odchrząknęła, przysunęła się bliżej.
-Pojebało cię? Po co mu to powiedziałaś?- krzyknęła szeptem przez zaciśnięte zęby. Jak ja nie lubię, gdy on tak do mnie mówi.
-Błagam cię weź mnie nie dobijaj.- westchnęłam.- Przecież wiesz, że nie  miałam wyjścia...
-Sory. Martwię się.- Bonnie przeczesała ręką swoje loki i przygryzła wargę.- Myślisz, że nikomu nie powie? No wiesz... o tym wszystkim.- Wzruszyłam tylko ramionami. Ja osobiście miałam taką nadzieję. Wydaje mi się, że nie będzie aż taki głupi.
-Na razie nie powinien... Musi sobie to wszystko poukładać. W końcu nie co dzień dowiadujesz się, że ktoś jest zamieszany w taką grubą aferę.
-A Troy jak zareagował?
-No chyba nie muszę mówić, że nie skakał z radości...- Dziewczyna prychnęła pod nosem, ja sama się lekko uśmiechnęłam.
-Hej dziewczęta...- Niall wsunął głowę pomiędzy siedzenia.- Macie może coś do jedzenia? Bo moje się skończyło a Lou nie chce się podzielić.- Zrobił smutną minę. Pokręciłam przecząco głową i włożyłam słuchawki w uszy. Bonnie tylko wywróciła oczami i dała mu paczkę żelków.- Od dziś będę się zwracał do ciebie ‘królowo’.- Moja przyjaciółka zaczęła się śmiać. Niall posłał jej wdzięczny uśmiech i zabrał głowę.
 Oparłam głowę o chłodną szybę. I dosłownie modliłam się, żeby Nathan zachował dla siebie to co mu musiałam wczoraj powiedzieć. Jego reakcja była jednoznaczna. Oczywiście na początku pomyślał, że to jakiś żart. A gdy do niego dotarło, że tak nie jest to siedział przez pół godziny  i nie kontaktował ze światem. Ale czy można mu się dziwić?!
Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam nucić „Torn”, potem przyłączył się do mnie Harry z Liamem, Bonnie, Niall i Lou. Tak więc nasz śpiew były słychać w całym samolocie. Z czasem zaczęli się przyłączać inni pasażerowie. Nie zaprzeczę, że było fajnie. Przynajmniej na chwilę oderwałam się od moich myśli związanych z wczorajszą nocą.
Nie długo po tym byliśmy już na miejscu. Na lotnisku czekała grupka fanów. Nie tylko chłopaków, ale także i moich. Nadal się do nich nie mogę przyzwyczaić. W dalszym ciągu to do mnie nie dociera.
Nigdzie się nam nie śpieszyło, więc postanowiliśmy porobić sobie trochę zdjęć. Nie całą godzinę później wsiedliśmy do naszego busa. Usiadłam obok Troy’a.
-Wiesz, że będziemy musieli powiedzieć o tym Alice?- szepnął mi do ucha. Ciarki przeszły mi po plecach. Pokiwałam głową twierdząco. Wiedziałam, że ma rację. Niestety. A Alice niezbyt się uciesz jak się o tym dowie.
Po około 40 minutach jazdy znaleźliśmy się pod hotelem. Gdy tylko wysiadłam z pojazdy znowu poczułam ostry ból w tym samym miejscu co wczoraj. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. Zaklęłam  myślach. Zakręciło mi się w głowie. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie pod rękę.
-Dzięki.- powiedziałam zanim jeszcze zorientowałam się do kogo.
-Wszystko w porządku?- zapytał Liam. Matko czego to musi być akurat on?! Po chwili wzięłam głęboki wdech i doprowadziłam się do porządku.
-Tak.- Odpowiedziałam szybko. Niby miałam mu powiedzieć: „Nie boli mnie w miejscu po postrzale, ale nic mi nie jest?”. Spojrzał na mnie podejrzliwie. – Payne, daj spokój! To tylko opóźniona reakcja po locie... Możesz mnie puścić.- posłałam mu ostre spojrzenie i szarpnęłam ręką, żeby uwolnić się z jego uścisku. Chłopak wzruszył tylko ramionami.
-Uważam, że powinnaś pójść z tym do lekarza.- powiedział smętnie.
-Dobra Liam...- Podeszłam bliżej.- Powiedz mi, o co ci chodzi? Co ci do tego jak się czuję? Dlaczego w ogóle się tak mną opiekujesz?! Co?- z moich ust wypadł potok słów, zanim zdążyłam go przemyśleć. Dopiero po chwili zorientowałam się co powiedziałam... i doszłam do wniosku, że to są całkiem trafne pytania. Po minie chłopaka, było widać, że jest zaskoczony moją reakcją.
-Zauważyłem, że zbladłaś... Moim zdaniem to normalna reakcja... Z resztą...- machnął ręką. Wziął swoją walizkę i wszedł do hotelu.
-On ma rację.- usłyszałam za sobą znajomy głos.- Jak wrócimy do Londynu bez gadania idziesz do lekarza!
-Wiem, Troy.- podałam mu moją walizkę. Jak ja nie lubię, kiedy ma rację. A co gorsza, kiedy zgadza się z Liamem. Czuję się wtedy jak osaczona. Ruszyłam w stronę wejścia.
-Za pół godziny na dole w restauracji.- Szepnął mi Zayn do ucha i poklepał po plecach. Skinęłam tylko głową. Weszliśmy do pokoju. Ja wraz z Bonnie zajęłam dwuosobowe łóżko. Położyłam się na chwilę i zamknęłam oczy.
20 minut później zeszliśmy do restauracji na obiad. Omówiliśmy plan dzisiejszego popołudnia. W sumie mieliśmy tylko zaplanowane 2 wywiady i tyle. Reszta wieczoru dla nas. Gorzej będzie jutro... Od rana spotkania z fanami. Chłopaki mają podpisywanie płyt w centrum handlowym. Jak na mój gust trochę przedwcześnie zorganizowane, ale ja nie mam nic do tego. Wiem, tylko, że musze tam być. Potem znowu jakieś wywiady. Chłopaki potem jadą na 3 godziny do studia, żeby poćwiczyć, przed ich trasa koncertową. Ja  wtedy prawdopodobnie, będę omawiała plany ze swoim managerem.
Po obiedzie wróciliśmy do swoich pokoi, żeby przygotować się do wyjścia.
 
Oczami Nialla:
 -Zayn! Masz może żel albo gumę do włosów?!- krzyknął Louis z łazienki. Dałbym sobie rękę uciąć, że było go słychać w całym hotelu.
-Nie! Skończył mi się... Myślałem, że ty będziesz miał.- odpowiedział Malik.
-Ej! Chłopaki. Bądźcie ciszej! Ja tu próbuję mecz obejrzeć... –sapnąłem ciężko. Liam poklepał mnie po ramieniu i usiadł obok.
-Nasz ukochany Irlandczyku...- zaczął Lou. Oho! Co oni znowu chcą?!
-Weź rusz swoją zacną dupę do Bonnie. Może ona ma coś do włosów.-  Dokończył Zayn z uśmiechem.- Przecież nie pokażemy się fankom w takim stanie!- pokazał na swoje potargane włosy.- Jeszcze się nas przestraszą!
-Dobra. Pójdę.- powiedziałem i poszedłem do sąsiedniego pokoju. Zapukałem, ale nikt nie odpowiadał, więc wszedłem. Po prawej stronie były uchylone drzwi. Zajrzałem do środka. W lustrze zobaczyłem przebierającą się Melisę. Nie było by w tym nic dziwnego, ale... No właśnie. Ale! Miała na plecach i na karku takie same tatuaże jak Anita. Matko! Ja już zaczynam świrować. Przetarłem oczy! Nie wydawało mi się... Po chwili zobaczyłem tatuaż na żebrach. A właściwie jego fragment. Pięcioramienną gwiazdkę z nut. Zakręciło mi się w głowie. Ze mną się źle dzieje! Cofnąłem się o krok. Czy to możliwe... że ona... Nie! Niall,  do cholery ogarnij się! Potrząsnąłem głową. Zapukałem do drzwi.
-Hej. Wiesz gdzie jest moja królowa?- zapytałem z lekkim uśmiechem.
-Zobacz w łazience...- odpowiedziała krótko. Wzruszyłem tylko ramionami. Bonnie była w łazience i poprawiała makijaż. Na całe szczęście miała to czego się domagali moi kumple. Wziąłem to co miałem wziąć i wróciłem do pokoju.
-Macie!- rzuciłem w Malika pudełkiem. Usiadłem na łóżku. Przed oczami pojawiły mi się te tatuaże. Czułem się dziwnie. Może po prostu mi się zdawało? A może to przypadek, że ma identyczne dziary?
-Halo! Tu ziemia do Nialla!- pomachał mi przed oczami Liam.- Stało się coś?- pokręciłem przecząco głową.- Niall, przecież widzę, że coś cię gryzie. Mi możesz powiedzieć...- Ty jesteś ostatnią osobą, której powinienem o tym powiedzieć, pomyślałem. Jemu było najgorzej się pozbierać po śmierci Anity. Na samą wzmiankę o niej łapał doła i zamykał się w sobie. Dopiero po terapii z Alice zaczął dochodzić do siebie. Spojrzałem mu w oczy. Już miałem mu wszystko powiedzieć, ale w ostatniej chwili odwróciłem wzrok.- Niall, co się z tobą dzieje?!
-Serio... Wszystko ok.-spojrzał na mnie podejrzliwie. Wbił we mnie spojrzenie, które znałem aż zbyt dobrze. Mówiło, że nie przestanie mnie gnębić dopóki mu wszystkiego nie powiem.- Ugh... No bo...- Hello, może ktoś mi podpowie jak ja mam mu to powiedzieć, pomyślałem. Przeczesałem ręką włosy.
-Skarbie, spokojnie. Wszystko od początku.
-No więc, poszedłem do Bonnie po ten żel i jak wszedłem to przez uchylone drzwi zobaczyłem jak Melisa się przebiera...
-Stary. Tylko mi nie mów, że to się tak gryzie...- zaśmiał się.
-Zamknij się!- syknąłem.- Nie do końca. Bo ona miała takie same tatuaże jak Anita... W tych samych miejscach!- Payne spojrzał na mnie jak na wariata. Dzięki tato za wsparcie, pomyślałem. Po chwili w jego oczach zobaczyłem smutek. I po co mu to idioto mówiłeś, wzgardziłam sam siebie.
-Kochanie... – wziął wdech.- Po pierwsze Anita nie, żyje. Po drugie, wiele osób ma podobne tatuaże...
-Też tak myślałem... Ale ten na żebrach sama wymyśliła.- powiedziałem niepewnie.
-A może Melisa zrobiła go sobie u kumpla Zayna. On zapewne wziął jej szkic.
-Może i masz rację...- przygryzłem wargę. Tak naprawdę to już sam nie wiem co mam myśleć.
-Mi też jej brakuje.- przytulił mnie mocno i pocałował w policzek. Uśmiechnąłem się lekko. Kurczę, czego to zawsze musi na mnie działać?!- Miło się gadało, ale podnoś te swoje cztery litery bo musimy już iść.- pokręciłem przecząco głowę. Chyba nie muszę ukrywać, że nie chce mi się nigdzie iść. Prawda? Wyciągnąłem się na kanapie i zanim się zorientowałem znalazłem się na podłodze... Zaraz potem wskoczyłem Liamowi na plecy i zaczęliśmy biegać po pokoju.
 
Oczami Melisy:
Stałam przy oknie i piłam gorącą herbatę. Z myślą, że ukoi moje nerwy. Dziwnie się czułam z faktem, że tak ostro potraktowałam Liama. Nawet sama nie wiem dlaczego tak na niego naskoczyłam. Jednak z drugiej strony zastanawiało mnie, czego zawsze on mi misi w czymś pomagać... Ta myśl nie dawała mmi spokoju. Dlaczego... Wzięłam ostatni łyk i zabrałam ubrania:

Szybko się przebrałam. Zaraz potem poszłam do Bonnie. Mocno ja przytuliłam.
-Mogę tak być?- zapytałam. Dziewczyna na mnie spojrzała z posępną miną.
-Ugh... Ja się zastanawiam, do czego ja ci jestem potrzebna. Jeśli chodzi o ubrania to świetnie sobie radzisz.- zaczęła się śmiać. Dźgnęłam ją palcem między żebra.
-Uspokójcie się!- powiedział Troy i nas przytulił.- Mel my idziemy... A Bon idzie na zakupy.
-To nie fair!- tupnęłam dla podkreślenia swoich słów.- Ale kupisz mi coś?- powiedziałam zabierając płaszcz z wieszaka. Bonnie mi tylko pomachała.
 5 minut później siedzieliśmy już wszyscy w busie. Każdy zawzięcie o czymś dyskutował... Poza Liamem. On jako jedyny siedział ze wzrokiem wbitym w szybę. Gdy tak mu się przyglądałam poczułam się winna. Może gdybym tak na niego nie naskoczyła...
Po jakiś 20 minutach jazdy, byliśmy już na miejscu. Każdy poszedł w swoim kierunku. Chłopaki do studia radiowego, bo ich wywiad miał być na żywo puszczany na antenie, ja zaś poszłam na spotkanie z prasą... A potem mieliśmy się zamienić. Jeszcze zanim weszłam do sali, zadzwonił mój telefon. To była Alice. Rozłączyłam się, bo nie miałam czasu, żeby z nią rozmawiać. Napisałam jej tylko sms-a:” Teraz nie mogę. Zadzwonię później”. Potem weszłam do sali gdzie znajdowało się kilku dziennikarzy.
Prawie 3 godziny później byliśmy spowrotem w hotelu. Wracałam właśnie z restauracji z butelką wody, gdy koło mnie nie stąd ni zowąd pojawił się Harry.
-Jak tam skarbie?- zapytał z wielkim uśmiechem. Spojrzałam tylko na niego z ukosa. Nie miałam ochoty na rozmowę... A tym bardziej z nim.- Masz jakieś plany na sobotę?- posłał mi kolejny uśmiech.
-Tak. I nie obejmują one ciebie...- odpowiedziałam szybko. Harry miał zamiar coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk sms-a. Wyjęłam telefon.- Chooolera... Muszę iść. Moja ryba tonie.- rzuciłam i pobiegłam w stronę windy, do której wsiadała właśnie jakaś kobieta.
-Ej! Ale przecież tu nie ma ryb!- krzyknął za mną. Pokręciłam tylko głową. Brawo geniuszu... Parę sekund później byłam już na swoim piętrze. Jak wysiadłam z windy od razu zobaczyłam Zayna rozmawiającego przez telefon. Z rozmowy wywnioskowałam, że dzwonił do mamy, bądź na odwrót.
-Mamo, nie płacz... I rozłącz się zanim ja zacznę płakać. Dobrze? Poza tym zobaczymy się po jutrze.- słyszałam gdy przechodziłam obok chłopaka. Uśmiechnęłam się pod nosem. Strasznie im wszystkim zazdrościłam, takich rodziców. Nie ważne czy byli po rozwodzie, czy nie wspierali swoje dzieci. Ja tego o swoich nie mogę powiedzieć. A już na pewno nie o ojcu. Weszłam szybko do pokoju. Usiadłam na łóżku. Zaczęłam się bawić telefonem. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wstałam, żeby je otworzyć.
-Hej.- powiedział Zayn z uśmiechem. Odwzajemniłam gest. Wpuściłam go do środka.- Chciałem się zapytać, czy masz już jakieś plany na sobotę... Bo jak wiedz, my rozjeżdżamy się na jeden dzień do domów...- Przytaknęłam mu.- Właśnie rozmawiałem z rodzicami i chcieliby, żebyś razem ze mną do nich pojechała. Poza tym moje siostry się bardzo ucieszą. Są twoimi fankami.
-Jej... Zayn, przykro mi, ale nie mogę. Jestem umówiona do lekarza na badania...- powiedziałam. Miło było z jego strony i jego rodziców, że mi to zaproponowali.- Może innym razem.- uśmiechnęłam się lekko.
-Ok. Trzymam cię za słowo.- przytulił mnie.
-Wiesz, mam pomysł. Podaj mi twittery swoich sióstr...- zaczęłam, ale on mi przerwał.
-Dobry pomysł! Potem ci przyniosę kartkę z nazwami.- skinęłam twierdząco głową. W tym samym momencie zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się napis „Alice”. Kurde! Zapomniałam do niej oddzwonić.
-Sory, ale muszę odebrać...- powiedziałam. Chłopak mi tylko pomachał i wyszedł z pokoju.
Usiadłam na łóżku i wzięłam głęboki wdech. Miałam zamiar powiedzieć jej o Nathanie... W końcu odebrałam.
-Przepraszam, że nie oddzwoniłam... Dopiero co wróciłam do hotelu.
-Rozumiem. Muszę ci coś powiedzieć...- po plecach przeszły mnie ciary. Te słowa nigdy nie wróżą nic dobrego, a zwłaszcza gdy wypowiada je Alice.
-Słucham...
-Twój ojciec nie żyje....

__________________________
__________________________


niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział 38


Oczami Melisy:
Sama się sobie dziwię, jakim cudem przeżyłam wczorajszy dzień i to z takim spokojem. Chociaż w sumie najgorzej było wieczorem. Jestem straaasznie wdzięczna Simonowi, że akurat z Liamem musiałam ustalać ten cholerny harmonogram. Chociaż w sumie czego się spodziewałam? Z tej piątki to Liam jest najbardziej ogarnięty... Ale dlaczego na przykład nie poprosił o to Louisa?! On też przecież byłby wstanie to zrobić! To jakaś masakra! Jeszcze jutro mamy lecieć do Manchesteru na 2- 3 dni. Jak ja to przetrwam?! Praca to praca. Nie mam innego wyjścia.
-Mela! Długo jeszcze musimy zaraz iść!- usłyszałam Roy’a.
-Czekaj ubiorę się!- powiedziałam. Wzięłam z szafy to:

 Zaraz potem zeszłam na dół.
-Kto bierze gitarę?- zapytałam chłopaków.- Ja nie jestem w tym najlepsza...
-Dobra ja wezmę!- powiedział Sam i poszedł na górę. Po chwili wrócił z pokrowcem. Wyszliśmy z domu. Mieliśmy zamiar jechać da szpitala w którym sama kiedyś leżałam, tyle że jako Anita, żeby spotkać się z dziećmi. Wczoraj wpadłam na taki pomysł a Scott stwierdził, że nie ma nic przeciwko, więc namówiłam chłopaków. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu po coś słodkiego. Godzinę później byliśmy na miejscu. Bonnie czekała na nas w holu.
-Wy tu zaczekajcie, a ja pójdę się dowiedzieć do których sal będziemy mogli wejść... Ogółem ogarnę temat.- powiedział Troy i podszedł do pielęgniarki. Nie słyszałam ich rozmowy, ale można było zauważyć, że się cieszy na nasz widok.-  Już wszystko wiem.- klasnął w ręce.-  No więc, tak. Na początku odwiedzimy wszystkie sale i pozwiedzamy szpital. A potem pójdziemy do świetlicy...
-Yeah! Dzięki...- pocałowałam go w policzek. Po chwili przyszła ta sama pielęgniarka z którą gadał Troy. Szliśmy za nią długim oświetlonym korytarzem. Na początku poszliśmy na ortopedię. Miło było zobaczyć uśmiech na twarzy tych dzieci. Z każdym robiliśmy sobie zdjęcia i staraliśmy się zamienić kilka słów. Rozdawaliśmy słodycze. Podpisaliśmy gips kilku osobom. Sporo czasu zajęło nam zanim zajrzeliśmy do każdej sali. Po jakiś 3 godzinach poszliśmy do świetlicy. Sam z Roy’em ustawiali krzesełka. Ja i Bonnie poszłyśmy po gitarę Sama. A Troy chodził gdzieś po szpitalu. 20 minut później cała sala była zapełniona. Była większość dzieci wraz z rodzicami. Było nawet kilka mam z malutkimi dziećmi. Zaśpiewaliśmy Oath, King of Thieves- mój pierwszy singiel, Luckiest Girl, U Smile, They Don’t Know About Us i jeszcze kilka innych. Gdy tylko sama opustoszała, zaczęliśmy składać krzesełka. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się trochę nie powyłupiali. W pewnym momencie zauważyłam w kocie sali dwunastoletnią dziewczynkę na wózku i jej mamę. Obie z uśmiechami na twarzy obserwowały nasze zachowanie.
-Dacie sobie radę...- poklepałam Roy’a po ramieniu i poszłam w kierunku tej dziewczynki.- Dzień dobry.-uśmiechnęłam się.-Nie widziałam cię wcześniej w żadnej sali.- powiedziałam. Jej mama zaczęła pokazywać coś rękami. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ona mnie nie słyszy. Poczułam się co najmniej dziwnie.
-Miała przez ten czas rehabilitacje.- odpowiedziała jej mama.- Miło mi cię poznać. Mam na imię Marta, a to jest moja córka Shay.- przywitałam się z nimi.
-A mogę wiedzieć co się jej stało?- zapytałam niepewnie.
-Trzy lata temu jechała z moim mężem samochodem. Mieli wypadek. On zginął na miejscu, a ona doznała urazu kręgosłupa w związku  z czym jest po części sparaliżowana i straciła słuch. A nie mówi od zawsze.
-Tak mi przykro.- przytuliłam dziewczynkę.- Zrobimy sobie zdjęcie?- zapytałam jej mamy, a ona zapytała córki. Dziewczynka szeroko się uśmiechnęła i twierdząco pokiwała głową. Zawołałam pozostałych. Zaraz potem podpisałam się w jej pamiętniku.- A czy można coś zrobić? Znaczy... nie wiem, na przykład żeby odzyskała słuch, albo sprawność fizyczną?
-Można zakupić aparaty słuchowe, ale one są bardzo drogie. A jeśli chodzi będzie ciężko ćwiczyć to może znowu zacznie chodzić.- odpowiedziała kobieta. W tym samym czasie wpadł mi do głowy pomysł. Który zachowałam dla siebie.
-Mam do pani prośbę. Czy może mi pani podać swój numer telefonu? A jej powiedzieć, że jeszcze ze mną zatańczy...- uśmiechnęłam się do dziewczynki. W tym czasie Shay zaczęła pokazywać coś rękami. To jest dziwne uczucie, kiedy nie ma się pojęcia o co chodzi.
-Shay mówi...- zaczęła Marta.- Że może i cię nie słyszy, ale na pewno ślicznie śpiewasz, i że ma nadzieję, że cię kiedyś usłyszy.- Dokończyła kobieta i podała mi kartkę. W oczach pojawiły mi się łzy. Uśmiechnęłam się szeroko.
-Tak. Na pewno mnie usłyszy...- powiedziałam. Potem się z nimi pożegnałam i wróciliśmy do domu. Przez całą drogę w samochodzie gadaliśmy o tym co się działo. Sam i Roy byli tak podekscytowani, że nie mogli spokojnie usiedzieć. A ja zastanawiałam się jak wdrążyć mój plan w życie.
W domu zjedliśmy wspólnie obiad, czyli pizze doszliśmy do wniosku, iż żadnemu z nas nie chce się nic ugotować, w dodatku było już dość późno. Gdy już się najedliśmy, chłopcy wybrali się na zakupy. Ja w tym czasie, zajęłam się moim życiem publicznym. Przeglądałam jakieś stromy plotkarskie na których znalazło się kilka artykułów o mnie. Zadzwoniłam do babci, sprawdziłam pocztę. Podpisywałam fanom, w między czasie ogłosiłam, że zrobię później tc. Miałam jeszcze ponad godzinę, więc zaczęłam pakować walizkę, na najbliższe dni. Wcale nie chce mi się tam lecieć, a zwłaszcza z nimi! Ale co ja mogę poradzić? Jedynie mogę mieć nadzieję, że to przeżyję. W ciągu godziny się spakowałam, chłopacy wrócili z zakupów i oświadczyli, że idą do klubu. Zostałam sama w domu. Zabrałam z kuchni, żelki, chipsy, sok, colę i popcorn. Zamierzałam spędzić wieczór obżerając się i oglądając filmy. Chyba taki jeden niezdrowy wieczór mi nie zaszkodzi... W między czasie włączyłam komputer i przebrałam się w to:

 

                                                       Usadowiłam się na łóżku i włączyłam kamerkę. Już na samym początku było ok. 3 tys. widzów. Przywitałam się, opowiedziałam mój dzisiejszy dzień. W ten sposób zleciała mi godzina. Gdy odpowiadałam na pytania fanów, ktoś zapukał. Odwróciłam głowę od komputera.  Zaskoczył mnie widok mojego gościa.
-Patrzcie kto mnie odwiedził.- powiedziałam i skierowałam laptopa na stojącego w drzwiach Nathana. Chłopak się przywitał.- Jak wszedłeś?- zapytałam.
-Drzwi były otwarte.- wzruszył ramionami. Pożegnałam się z fanami i wyłączyłam komputer.
-A ty przypadkiem nie miałeś być w domu z rodziną?- spojrzałam na niego zdziwiona.
-Miałem, ale menager wymyślił spotkanie, więc musieliśmy zostać. Chłopaki teraz się zmyli, a mi nie chciało się samemu siedzieć...- spojrzałam na niego.- Zauważyłem, że robisz tc, więc postanowiłem cię odwiedzić.- Zaśmiałam się.
-Jaki oglądamy film?- zapytałam. Chłopak wzruszył tylko ramionami. Zaczęliśmy szukać czegoś w Internecie. W końcu stanęło na jakiejś komedii. Miała strasznie dużo pozytywnych opinii, ale już po 10 minutach oglądania mieliśmy jej dość. Była strasznie nudna, więc zaczęliśmy grać w „prawda czy wyzwanie”. Fakt, faktem, że w dwóję nie można zbytnio poszaleć, ale i tak było śmiesznie. Zwłaszcza jeśli chodziło o wyzwania. Tu miałam pole do popisu!
-Prawda, czy wyzwanie?
-Teraz prawda...- odpowiedziałam i zaczęłam się śmiać. Ciekawe co teraz wymyśli, pomyślałam. Usiadłam po przeciwnej stronie łóżka.
-Pierwszy pocałunek...- powiedział Nath i zaczął się śmiać za co oberwał poduszką.- Słucham.
-O matko... haha... W szkole, w 6 klasie. Chłopak z mojej klasy przyparł minie do ściany...
-No nieźle...- Wybuchł śmiechem a ja razem z nim.
-A twój?
-Przecież wiesz...- powiedział gdy się tylko opanował. Też racja... jeszcze ja jako fanka to i tak wiedziałam. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę.- Prawda czy wyzwanie?
-To drugie.- powiedziałam. Gdy on się zastanawiał, ja wzięłam butelkę z wodą. Zaczęłam się nią bawić. Przez dłuższą chwilę w pokoju panowała cisza. Kurde...
-Mam.- spojrzałam na niego wyczekująco.- Pocałuj mnie.- gdy to usłyszałam wyplułam wodę, którą jeszcze kilka sekund wcześniej miałam zamiar połknąć.- Przecież nie gryzę...

-Jaja sobie robisz...- pokręcił przecząco głową.- Ale tylko jeden!- na czworaka przeczołgałam się po łóżku i usiadłam na nim okrakiem. O matko! Tylko na taki komentarz było stać mój mózg. Oparłam ręce na jego klatce piersiowej i go delikatnie pocałowałam. Gdy chciałam się od niego odsunąć złapał mnie za bluzkę. Przyciągnął bliżej siebie i pogłębił pocałunek. Zaskoczyła mnie moja reakcja, bo bez oporu się na to zgodziłam.  Nath się uśmiechnął jak tylko odwzajemniłam gest.  Przesunął ręką wzdłuż mojego karku. Przeszły mi ciarki po plecach. To było nawet miłe. Położył ręce na moje biodra. W tym samym czasie poczułam ukłucie w miejscu w które zostałam postrzelona. Odkleiłam się od niego.
-Wszystko ok.?- zapytał zmieszany.- Zrobiłem coś nie tak?
-Nath... Ugh... Nie oto chodzi.- usiadłam na brzegu łóżka. Złapałam się za bolący bok. I zaczęłam głęboko oddychać. Tylko mi nie mówcie, że jeszcze będę musiała pójść z tym do lekarza. Chociaż w tej chwili to było moje najmniejsze zmartwienie. Tym głównym było to co się przed chwilą stało. Miałam mega wielki mętlik w głowie. Nie wiedziałam  co mam zrobić. W pewnym momencie, poczułam jego oddech na moim karku, którym delikatnie mnie łaskotał. Lekko się uśmiechnęłam. Po chwili pocałował mnie w kark.
-Proszę cię przestań.- powiedziałam cicho. Chłopak przejechał  ręką po miejscu w którym mnie pocałował i jakby zamarł. Odwróciłam się w jego stronę. Siedział z szeroko otwartymi oczami.
-Od kiedy ty masz ten tatuaż?!- zapytał. Odskoczyłam jak poparzona. Przez przypadek zrzuciłam, z szafki świecznik oraz album, który zrobił mi Niall, Zayn, Liam, Lou i Hazz. Wysypała się cześć zdjęć, ale i tak spojrzałam w lusterko. Fuck! Odgarnęłam włosy do tyłu. Po chwili zauważyłam, że Nath przegląda ten album. Matko to się dzieje zbyt szybko!
-Mela? Wszystko w porządku?- zapytał.- Skąd ty masz te zdjęcia?- spojrzał na mnie zdziwiony. Miałam pustkę w głowie. Nic nie mówiłam. Chłopak nadal przeglądał ten album. Zauważyłam, że zatrzymał się na stronie, na której kiedyś opisałam wszystko co się stało i podałam moje nowe dane osobowe. Wpatrywałam się w niego. Nie wiedziałam jaka będzie jego reakcja. Do oczu napłynęły mi łzy. Wszystko powróciło...
-Możesz mi to wytłumaczyć? Nic nie rozumiem...- powiedział łamiącym się głosem...
------------