sobota, 29 września 2012

Rozdział 28


Oczami Liam’a:
W końcu po ponad 2 tygodniach spotkałem się z nią. No może nie do końca tak to sobie wyobrażałem ale to jest nieważne. Gdy wyprowadzili nas z tego magazynu moje serce zaczęło bić mocniej. Stała tam ubrana w zwykłą, luźną niebieską bluzę i rurki. Ten ubiór podkreślał jeszcze bardziej jej piękne, lazurowe oczy które tak pokochałem. Była taka dzielna! Wiedziałem, że da sobie radę, ale gdy mnie wypuścili rozpłakała się... Sam nie wiem dlaczego... Przepraszała mnie, też nie wiem za co, przecież ona nic nie zrobiła. Gdy ją przytuliłem, miałem ciarki na całym ciele, a gdy ją pocałowałem nogi się pode mną  ugięły, przypomniał mi się ten dzień, gdy pierwszy raz to zrobiłem. Czułem się jakbym grał w jakimś filmie akcji. W koło policja, jakaś mafia, ona przychodzi by mnie wyciągnąć z tarapatów. Wypuszczają mnie, wyznajemy sobie miłość i na końcu się całujemy... Tak, wiem jak to brzmi. Tylko jedna rzecz się tu nie zgadza, to ja powinienem ją uratować a nie ona mnie, no ale cóż. Widocznie nie mogło być inaczej...
Poszedłem w stronę Alice, tak jak prosiła mnie Anita. Czułem jak odprowadza mnie wzrokiem, tak jakby wszystko kontrolowała i bała się, że jedna sekunda to zniszczy... Potem poszedłem do samochodu z przyciemnianymi szybami i usiadłem koło Niall’a.
-Ładnie razem wyglądacie...- powiedział z uśmiechem blondyn. Odwzajemniłem gest i go przytuliłem. Przez chwilę trwaliśmy w takim przyjacielskim uścisku, gdy nagle usłyszałem strzały. Odwróciłem się do szyby i zobaczyłem jak Anita bezwładnie opada na ziemię.
-Nie!- krzyknąłem najgłośniej jak mogłem. Chciałam wyjść, ale drzwi były zablokowane. Samochód ruszył. Chciałem żeby ten policjant zawrócił, jednak mnie nie posłuchał, odjechaliśmy z piskiem opon. Zsunąłem się na tylnym siedzeniu samochodu i zacząłem płakać.
-Niall... Powiedz mi dlaczego?! Dlaczego to się tak kończy! Powiedz mi, że to tylko zły sen i się zaraz obudzę...- mówiłem połykając łzy. Chłopak mocno mnie przytulił. Nic nie mówił, po prostu płakał razem ze mną.
-Liam... Ja... Ja Ugh... obawiam się, że to prawda. Przykro mi.- odpowiedział całując mnie w czoło. Jakoś mnie tym nie pocieszył, wręcz jeszcze bardziej dobił. Poczułem się tak jakbym to ja został postrzelony i upadł bezwładnie na ziemie.
-Może ją uratują...- powiedziałem cicho.- Przecież muszą ją uratować! Do jasnej cholery!- wykrzyczałem ostatnie zdanie. Czułem się potwornie! Jechaliśmy ulicami Londynu w kompletnej ciszy, którą zakłócały jedynie nasze nierówne oddechy. Nagle rozpętała się burza. Ulewny deszcz lał się z nieba... Zapanowała ciemność. Od czasu do czasu rozświetlała ją jasna błyskawica. Ta pogoda zaczęła mnie jeszcze bardziej dołować. Chciałem już być w domu. Zamknąć się w pokoju i nigdy z niego nie wychodź. Od tak w jednej chwili moje życie straciło sens. Poczułem w sobie pustkę. Tak jakby właśnie umarła jakaś ważna część mnie od której zależało wszystko! Niall siedział zapłakany ze wzrokiem wbitym w szybę co jakiś czas się lekko uśmiechał i jedna pojedyncza zła spływała mu po policzku.
Po 40 min dojechaliśmy do domu pod którym, mimo tak brzydkiej pogody, stało kilka fanek. Zajechaliśmy od tyłu. Mężczyzna otworzył nam drzwi i zaprowadził do domu. Wszyscy siedzieli w salonie. W domu panowała idealna cisza...
-Liam! Synku!- krzyknęła moja mama wstając z kanapy. Do razu do mnie podbiegła i mocno mnie przytuliła i po raz kolejny się rozpłakałem. Poczułem się jak mały chłopiec który ma już wszystkiego dosyć i ucieka do swoich rodziców. Niall również jeszcze bardziej się rozpłakał w ramionach swojej matki.
-Martwiliśmy się o was.- powiedział tata klepiąc mnie po ramieniu.
-Jesteście głodni?- zapytała mama Zayn’a ale my tylko pokręciliśmy przecząco głowami.
-Ja pójdę się położyć.- powiedziałem a inni tylko przytaknęli. Gdy skierowałem się w stronę schodów padło pytanie „A gdzie jest Anita?”. Poczułem ukucie w sercu. Sam nie wiem dlaczego, ale byłem pewien, że nie żyje...
-Została postrzelona i... możliwe, że...- Niall nie dokończył, bo się rozpłakał. Nie słuchałem już dalszego ciągu ich rozmowy tylko poszedłem do pokoju. Wziąłem zimny prysznic. Założyłem dresy i rzuciłem się na łóżko. Włożyłem słuchawki w uszy ze wzrokiem wbitym z sufit. Przez głowę przelatywały mi różne obrazy z ostatnich 2 miesięcy. Nie miałem pojęcia co mam ze sobą zrobić. Ta nie pewność jest okropna. Cały czas zadawałem sobie pytanie czy ona jeszcze żyje... Nagle poczułem jak ktoś mnie przytula. To była moja mama. Też płakała. Ten widok mnie jeszcze bardziej zasmucił. Nie lubię gdy jakakolwiek kobieta płacze  a tym bardziej własna matka.
-Liam... Tak mi przykro... Przed chwilą dzwoniła Alice.- wzięła głęboki oddech.- Niestety nie udało im się jej uratować.- gdy to powiedziała ktoś wbił mi nóż prosto w serce. Czułem się taki mały. To wszystko mnie przerosło....- Skarbie. Anita dała mi to przed akcją... Prosiła mnie żebym ci to dała jak coś by poszło nie tak.- rodzicielka wręczyłam mi kopertę poczym wyszła z pokoju.
Zastanawiałem się czy mam to przeczytać. Z jednej strony chciałem, a z drugiej się bałem... Ciekawość jednak zwyciężyła ze strachem i otworzyłem kopertę.

Liam,
To już mój drugi list w tym miesiącu, ale tym razem jest on skierowany do Ciebie. Uwierz mi nie czuję się z tym dobrze. Jeżeli teraz to czytasz to mnie zapewne już tu nie ma.
Właśnie przygotowujemy się do akcji. W końcu za godzinę Cię zobaczę! Tak się cieszę, bo naprawdę się za Tobą stęskniłam. Wiesz... Boję się! Boję się, że coś może pójść nie tak i Cię stracę. Mam dziwne przeczucia. Chciałabym być odważna ale nie potrafię. Mam jednak nadzieję, że uda nam się bezpiecznie odbić Ciebie i Niall’a. Jeśli chodzi o akcję to wybraliśmy plan najbezpieczniejszy dla Was, ale niekoniecznie dla mnie. Chciałabym Ci to wszystko wytłumaczyć, ale obawiam się, że nie będę mogła, ale możesz porozmawiać z chłopakami lub z rodzicami oni wiedzą o wszystkim.
Chciałabym Ci podziękować. Za każdy dzień spędzony ze mną, za każdy uśmiech. Za to,  że nie pytałeś o moją przeszłość która była nie ciekawa i od której chciałam się odciąć, że uratowałeś mi życie i się mną opiekowałeś jak i za wiele innych rzeczy... Wiesz, jednaj najbardziej dziękuję ci za to, że nauczyłeś mnie kochać. Tak, Liam. Zakochałam się w tobie. Uświadomiłam to sobie podczas mojego pobytu w Miami ( to właśnie tak spędziłam ostatnie 2 tygodnie). Wcześniej nawet nie myślałam, że będę darzyła kogoś takim uczuciem, ale ty... No właśnie! Co Ty ze mną zrobiłeś?! Ja naprawdę Cię kocham...
Li, chciałabym, Cię prosić, żebyś nigdy się nie zmieniał tylko zawsze był naszym Daddy Direction! Rozumiesz? Nie ważne co się stanie rób to co kochasz i nie marnuj żadnej szansy! Nie chcę, żeby twoje fanki cierpiały. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę ale niektórym ocaliliście życie... Na przykład mam na myśli Lindsey. Proszę, żyj tak jak żyłeś zanim mnie poznałeś. Zdaje sobie sprawę, że to raczej nie będzie łatwe ale się postaraj. Dobrze? Dbaj o chłopaków, zwłaszcza o Niall’a...
Mogłabym tak pisać i pisać, ale nie mam czasu. Wołają mnie. Przepraszam, że Cię w to wszystko wciągnęłam.
Kocham Cię. :* Anita.
P.S
Wiem, że niedługo będą twoje urodziny z później Niall’a. Nie miałam pomysłu na prezent, więc moja znajoma doradziła mi coś ‘wiecznego’- nieśmiertelniki. Będziesz wiedział, który jest dla ciebie a który dla Niall’a. ;)

 Miałem łzy w oczach. Nie wiedziałem co mam myśleć. Ona wiedziała, że może umrzeć. Gdybym tylko o tym wiedział...
Położyłem się na łóżku i wyjąłem z koperty 4 nieśmiertelniki. Na pierwszym z jednej strony był napis ‘I will always love You” a z drugiej „You are my Best Friend <3” Na drugim było zaś napisane: „Do what You do” i „Love never Die”... To chyba dla mnie pomyślałem i założyłem je na szyję. Na kolejnym było z jednej strony również: „You are my Best Friend <3” i „Do what You do” a na drugim „I Love Yours Songs Niall”, tak to z całą pewnością dla niego. Podniosłem się z łóżka i poszedłem do pokoju blondyna. Siedział na łóżku i rozmawiał ze swoimi rodzicami.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam tu coś dla Niall’a.- powiedziałem a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Podszedłem i założyłem mu na szyje nieśmiertelniki. Chłopak wziął je do ręki i zaczął czytać. Z każdym kolejnym wyrazem pojawiały się w jego oczach kolejne łzy.
-Dziękuję...- szepnął i się rozpłakał na dobre.
Wróciłem do swojego pokoju i spowrotem usiadłem na łóżku. Wziąłem do ręki list i zacząłem go znowu czytać...
 
Oczami Anity:
-Ała! To bolało!- krzyknęłam gdy ktoś walna mnie w policzek.
-Uff... Obudziłaś się...- powiedział Troy.- Miałaś obudzić się w karetce a tym czasem leżysz w prosektorium...
-Że co?!- krzyknęłam, a echo rozniosło się po pomieszczeniu.- Żartujesz?- chłopak nic nie powiedział. Rozejrzałam się dookoła. Mówił prawdę. Leżałam na jakimś blaszanym stole a koło mnie było jeszcze kilka takich. Na jednym z nich nawet leżały jakieś zwłoki.- A więc tak to wygląda...- powiedziałam na głos zamyślona.
-No wiesz! To ja tu myślałem, że będziesz się bała i zaczniesz panikować a ty tylko „A więc to tak wygląda”. Zawiodłem się na tobie.- dodał z udawanym smutkiem. Podał mi rękę i pomógł zeskoczyć ze stołu.
-Jak mnie wszystko boli...- jęczałam dotykając miejsce w które zostałam ‘postrzelona’.- Już po wszystkim?
-Tak. Ale chodź opowiem ci wszystko w samochodzie.- podał mi za dużą czarną bluzę, czapkę z daszkiem i okulary przeciw słoneczne. Szliśmy podziemiami szpitala. Wszędzie panował taki potworny chłód. Po chwili wyszliśmy jakimś tylnym wyjściem i wsiedliśmy do czarnego Van’a w którym było 2 policjantów i Alice.
-W końcu się obudziłaś...- powiedziała Alice z uśmiechem.- Teraz jedziemy do salonu mojej znajomej. Ona zmieni przynajmniej trochę twój wygląd. Potem skarbie pojedziemy zrobić ci zdjęcia do dokumentów i na końcu już oddam cię Troy’owi.
-No ok. Ale mam nadzieję, że operacji plastyczniej nie będziecie mi robić.
-Nie, raczej nie... Ale będziesz miała soczewki zmieniające kolor oczu.- powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Yhym... No to dowiem się jak poszło z tą całą akcją?- zapytałam zaciekawiona. Obstawiam, że najciekawsze mnie ominęło, bo straciłam przytomność.
-Więc...- Zaczął Troy.- Chłopaki na pewno widzieli jak oberwałaś.- gdy to powiedział poczułam ukucie w sercu i zimne dreszcze przeszły mnie po całym ciele. Liam już raz widział jak oberwałam...- A dopiero potem zaczęło się dziać.
-Mówisz tak jakbym nie wiedziała, że coś fajnego mnie ominęło.- powiedziałam pod nosem.
-Gdy ty już leżałaś. Nasi zaczęli strzelać do twojego ojca i jego ludzi. Kilku naszych też oberwało, ale to nic poważnego. Potem aresztowali większość zbirów, ale niestety paru udało się uciec...
-A co z moim ojcem?- przerwałam, choć nie byłam pewna czy chce wiedzieć.
-Też oberwał kilka razy, ale na razie jest w szpitalu i ma operację. Carlos tam jest więc jak będzie coś wiedział to zadzwoni.- odpowiedziała Alice. Skinęłam tylko głową i już nikt się nie odzywał.
Po 20 minutach byliśmy już pod salonem znajomej Alice. Weszliśmy wszyscy do środka, gdzie przywitała nas niewysoka szczupła szatynka. Po krótkiej rozmowie ‘wzięła się’ za mnie. Najpierw było solarium. Później Clara, bo tak się nazywała ta kobieta, zajęła się moimi włosami. Trochę mi je skróciła i rozjaśniła, następnie pomalowała na blond końcówki. Potem były różnego rodzaju zabiegi kosmetyczne. Na samym końcu dostałam wcześniej wspomniane specjalne soczewki. Gdy tylko ja założyłam poszłam zobaczyć nową siebie. Prawdę mówiąc doznałam szoku. Może i nie miałam jakiś tak diametralnych zmian w swoim wyglądzie, ale prze pierwsze kilka minut czułam się jakbym patrzyła na inną osobę. Właściwie to patrzyłam się prawie cały czas na moje (od teraz) czekoladowe oczy. Przypominały oczy Liam’a. Ciekawe jak się oni teraz czują...
-Anita... Masz tu ciuchy. Mam nadzieję, że będą dobre...- powiedział Troy dając mi torbę. Skinęłam głową i poszłam do przebieralni. Przebrałam się w czarną bokserkę, jeansową kurtkę, szare jeansy i do tego buty na obcasie.
-Przyznać się, kto to kupował?
-No ja...- powiedział niepewnie Troy.- A co nie podoba ci się?
-Jest idealne!- powiedziałam i go przytuliłam. Dostałem jeszcze torbę różnych kosmetyków oraz specjalne wodoodporne pudru którymi będę mogła zamalować moje tatuaże, i wyszliśmy. O ile dobrze pamiętam teraz czas na fotografa, powiedziałam w myślach. Gdy jechaliśmy Troy szturchnął mnie w ramie i podał mój odtwarzacz MP4. Uśmiechnęłam się lekko i zaczęłam słuchać muzyki. Po pewnym czasie byliśmy już u fotografa. Zrobił mi kilka zdjęć do dokumentów i kilka już takich zwykłych. Między innymi to:
Tak. Teraz tak już będę wyglądała.
 Późnym wieczorem poszliśmy do pizzerii . Nie ma co ukrywać, że wszyscy byliśmy głodni. W między czasie omawialiśmy różne rzeczy.
-Jutro przywiozę ci dokumenty i chce żebyś na jutro wymyśliła sobie historie swojego życia, no bo wiesz, będę musiała ci załatwić wszystkie potrzebne dokumenty takie jak świadectwo ukończenia szkoły i takie tam.
-No ok. A mogę chociaż wiedzieć jak się nazywam? Melisa Maynard.- powiedziała Alice.
-Ooooo.... Mam tak samo mam na nazwisko jak Conor.- powiedziałam z uśmiechem.- Alice tak dla twojej wiadomości jest piosenkarzem.- dodałam a ona się tylko uśmiechnęła.
-Ej. A gdzie chcesz mieszkać?
-No myślałam, że już ustaliliśmy, że zostaję w Londynie.
-Na sto procent? Możesz sobie wybrać dowolne miejsce na świecie...- zapytał Troy.
-Tak! I już się o to nie pytajcie.- odpowiedziała lekko poirytowana.
Ok. 9 pm wyszliśmy z restauracji i podwieźli nas do domu Troy’a. Nieduże mieszkanie kilka kilometrów od centrum miasta.
-Fajnie tu masz.- powiedziałam gdy tylko weszliśmy do środka. Nieduża kuchnia była połączona z  salonem i jadalnią. Na piętrze były 3 pokoje i 2 łazienki.
-Tu jest twój pokój.- powiedział chłopak i otworzył mi drzwi. Pokój był nieduży. Trzy ściany były jasno niebieskie a jedna była pomalowana na bardzo mocny róż. Duże łóżko stało okna a obok niego nie duża szafka nocna. W pokoju stała też duża szafa i kilka małych szafek.- W między czasie przywiozłem ci tez trochę twoich rzeczy. Jak będziesz coś chciała to mam pokój obok.
-Jasne. Dzięki.- powiedziałam a on wyszedł. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Koło szafy stała moja walizka. Wyjęłam z niej laptopa. Usiadłam na podłodze i zaczęłam przeglądać różne strony. Wszędzie było pełno artykułów o uratowaniu Liam’a i Niall’a. Z ciekawości jeden nawet zaczęłam czytać, bo zaciekawił mnie nagłówek. „Przyjacielska miłość. Dziewczyna oddaje swoje życie za swoich sławnych przyjaciół!” ciekawie się zapowiada, pomyślałam. „Jak wszyscy wiedzą, kilka dni temu Niall Horan i Liam Payne, zostali uprowadzeni i dziś odbyła się akcja w której zostali odbici. (...)Jak się okazało porywacz nie chciał okupu! Tylko ich przyjaciółkę.(...) Policja nie chce się wypowiadać na ten temat. Jednak nam udało się porozmawiać i dowiedzieć kilku rzeczy. Podczas odbijania chłopaków z 1D doszło do strzelaniny w której ucierpiało kilku policjantów oraz ich przyjaciółka. Niestety nie udało się uratować dziewczyny i zmarła w drodze do szpitala. Na szczęście odpowiedzialni za to nieszczęście zostali aresztowani. Bardzo współczujemy Liam’owi, dla którego ta dziewczyna widocznie nie była tylko przyjaciółką... (...)” No tak. Czego się mogłam spodziewać? Przewinęłam stronę w dół i zobaczyłam zdjęcie... To na którym się z nim całowałam kilka minut przed tym jak mnie ‘zabili’. Kurde! Tam miało nikogo nie być! Wyłączyłam laptopa i zeszłam na dół Troy siedział w salonie z piwem w ręce i oglądał jakiś film.
-Masz jeszcze jedno?- zapytałam, a on spojrzał na mnie jakbym była dzieckiem, które w sklepie chce kupić papierosy.- No co się tak patrzysz?! 18 już dawno miałam.
-Oj nie wiem... Pamiętasz jaką sobie datę urodzin wybrałaś ?- spojrzałam na niego błagalnie.- No dobra. Już w lodówce jest. Weźmiesz sobie czy ci przynieść?
-Dam sobie radę!- pokazałam mu język. Po chwili wróciłam z piwem i usiadłam koło niego. Opowiedziałam mu o tym co czytałam.
-Marudzisz... Zrobili z ciebie bohaterkę! Oddałaś swoje życie za przyjaciół! Czy ty tego nie czujesz?- powiedział teatralnie a ja zaczęłam się śmiać.

Ok. północy poszliśmy do swoich pokoi. Wzięłam szybki prysznic i się położyłam, ale nie mogłam zasnąć. Cały czas miałam przed oczami zdarzenia z dzisiejszego dnia. Miałam cichą nadzieję, że ty tylko jakiś koszmar. Zaraz się obudzę i pójdę opowiedzieć o nim Daisy, ale jakoś w to nie wierzyłam...
****************************************
 

Hej!! J A oto i rozdział 28... Przyznam się, że mi kompletnie on się nie podoba, ale coś wypadało dodać. :P Mam nadzieję, że następny lepiej mi wyjdzie. A! No i musze Wam przedstawić nowego bohatera który na trochę tu zawita. ;)
 
Troy Gilbert. 24 lata. Pracuje w policji od 3 lat, jest spokrewniony z Carlosem. Po godzinach zajmuje się wszystkim co związane z muzyką. Przyjaźni się z Cher Lloyd. Jest romantykiel i ma poczucie humoru... xD

piątek, 21 września 2012

Rozdział 27 xD

Oczami Anity:
-Anita... Wstawaj! Problem mamy.- obudził mnie Louis.
-Co jest?- zapytałam zaspanym głosem. Spojrzałam na telefon była 4 pm.
-Alice kazała cię obudzić... Mamy przeciek do mediów i jest afera...- powiedział cicho Tomo tak jakby się czegoś bał.- Nie wiemy w jaki sposób się dowiedzieli, ale praktycznie na każdym kanale o tym mówią. A tt też niezły spam. Wszystkie strony plotkarskie snują jakieś teorie spiskowe...
-Matko... Tylko tego mi jeszcze brakowało...- powiedziałam niezadowolona.- Weź mi rzuć ciuchy.
Chłopak zrobił to o co go poprosiłam i wyszedł. Przebrałam się najszybciej jak mogłam i pobiegłam do sali gdzie już wszyscy siedzieli. Stałam chwilę za drzwiami. Po dłuższej chwili nacisnęłam klamkę. Wszyscy siedzieli przy stole i oglądali jakiś program. Podeszłam i usiadłam koło Zayn’a i zaczęłam słuchać. „ Liam Payne i Niall Horan z One Direction zostali porwani. Nikt nie wie co się z nimi dzieje i gdzie są...” mówiła jedna z prezenterek. „ Niall i Liam z One Direction zostali porwani! Jak na razie nie wiadomo nic więcej a ten temat. Sądzimy, że zostali porwali dla okupu...” mówiła kolejna. „Fanki One Direction są załamane! Martwią się o swoich idoli, którzy zostali porwani w sobotę wieczorem. Policja nie chce udzielać żadnych informacji...” powiedział jakiś facet na BBC. Louis pokazał mi wiadomości od fanek na tt, a Harry kilka stronek plotkarskich. Nie za ciekawie to wyglądało... Rodzice chłopaków byli przerażeni.

-Zayn... Jeśli jeszcze raz mi powiesz, że idziesz do pracy a nie na wojnę to ci nie uwiężę.- powiedziała jego mama. Nie wiedziałam o co chodzi, wiec powiedział mi na ucho. Nagle zadzwonił telefon Alice. Po jej twarzy, można było zobaczyć, że nie ma dobrych wiadomości.

-Mamy wideo rozmowę z...- spojrzała na mnie.- z twoim ojcem. Chce mówić z tobą i ze mną. Czy moglibyście wszyscy na chwilę wyjść?- wszyscy skinęli potwierdzająco głowami i wyszli.

Alice wzięła do ręki pilota i włączyła specjalny ekran, na którym po chwili pojawił się mój ojciec.

-Witam drogie panie...- powiedział z uśmiechem a mnie zemdliło.- Pomyślałem, że wypadałoby się z wami skontaktować, zapewne martwicie się o tych chłopaków.

-Czy wszystko z nimi w porządku?- zapytałam bez emocji.

-Jak najbardziej... No może prawie byli trochę niegrzeczni...- powiedział i odwrócił kamerkę w stronę chłopaków. Moja serce od razu zaczęło walić. Zalała mnie fala gorąca. Niby wszystko było ok. Przywiązani sznurami do krzeseł z zaklejonymi ustami. Liam miał rozciętą brew i podbite oko Niall zaś rozciętą wargę i leciała mu krew z nosa. Prawdę mówiąc myślałam, że będzie gorzej. Już chyba nawet wiem co tych 2 geniuszów próbowało zrobić...

-Czego chcesz?- zapytała Alice z determinacja w głosie.
-Tak jak już ci kiedyś wspominałem pogadać z Anitą. Mam bowiem kilka nie wyrównanych rachunków z moją ukochaną córką. Jutro jest wtorek, więc napiszę wam godzinę i miejsce spotkania. Anitko mam prośbę, czy mogła byś wytłumaczyć tym swoim znajomym z policji, żeby nie próbowali wywinąć jakiegoś numeru, bo tak na wszelki wypadek jestem na to przygotowany, ale będę mogli ci towarzyszyć jutro podczas spotkania...- powiedział i posłał nam uśmiech.- Do zobaczenia...
-Ty...- zaczęłam ale połączenie zostało przerwane.- Ugh... Zawołaj kogo się da.. Trzeba coś wymyślić!- powiedziałam a ona wyszła. Po chwili do pokoju wszedł Hazz, Tomo i Malik.
-I co?!- zapytali chórem.
-Nic. Wszystko z nimi ok. tylko trochę są poobijani...- chłopcy odetchnęli z ulgą. Powiedziałam i mi  przebiegu rozmowy poczym poszłam do gabinetu Carlosa, w którym czekał już na mnie razem z Tomem, Samem, Alice, ich szefem którego jeszcze nie miałam przyjemności poznać, 2 innych policjantów, których widziałam już kilka razy i jakiś jeden nowy i w dodatku młody... Nawet ładny.
-Anita, poznaj naszego szefa Grega i twojego prywatnego ochroniarza, który będzie cały czas cię pilnował.- oznajmił Carlos.
-Ja sobie świetnie sama dam radę...- powiedziałam od nosem.
-Hej. Jestem Troy.- powiedział chłopak o blond włosach i szaro- niebieskich oczach. Tak jak już wspominałam był nie dużo starszy ode mnie.
-Miło mi.- powiedziałam i się lekko uśmiechnęłam.- No dobra skoro to mamy już za sobą, to w takim razie możemy zrobić?- zapytałam.
-Możemy ich odbić i to będzie najlepsze wyjście...- powiedział Sam.- Otoczymy budynek i...
-Sam! Stop! Nawet nie wiemy gdzie są i co to za budynek. Nie wiemy nawet czy udało by się jakoś tam podejść. To bez sensu i tak jutro w godzinę tego nie zorganizujesz... Poza tym lepiej żebyście nie wywinęli żadnego numeru, ma dla was bardzo ciekawą niespodziankę. Jakieś inne opcje?
-Jaką niespodziankę?- zapytał zdziwiony Tom.
-Bomby... Fakt, że nie duże ale krzywdę mogą zrobić...- Wszyscy na mnie spojrzeli w ich oczach można było zobaczyć pytanie ‘Skąd wiesz?!’- Widziałam 2 samoróbki, Alice pewnie zwróciła uwagi...
Potem powiedzieli co możemy jeszcze zrobić, ale wszystkie pomysły były bezsensowne. Wszystkie ograniczały się do wysłania antyterrorystów i odbicia chłopaków
-No to więcej nie możemy zrobić... Chyba, że ich tam tak zostawimy.
-Carlos... Weź nie kłam! Jest jeszcze jedna możliwość...- spojrzałam na niego wyczekująco ale nie zareagował.- Po prostu ja tam pójdę. Chce dostać mnie to dostanie!
-Nie!- krzyknęli wszyscy chórem.
-Nie możemy cię narażać...  On chce cię zabić! Czy ty tego do jasnej cholery nie rozumiesz!- wybuchnął Carlos.
-Ja już postanowiłam! Oni są ważniejsi niż ja! Ich kocha cały świat! Więc pójdę na wymianę...
-Ona może mieć rację.- powiedział Greg.
-Mam! Poza tym mam już plan. Tom mówiłeś, że macie tego płatnego zabójcę mój ojciec o tym wie czy nie?
-Nie wie!- odpowiedział.
-Bingo!- krzyknęłam i zaczęłam im tłumaczyć mój plan. Fakt, faktem, że jest cholernie ryzykowny no ale cóż. Oni muszą wyjść z tego cali...
 
Następny dzień:
Wstałam bardzo wcześnie rano w ogóle nie mogłam spać. Bałam się. Jeśli chodzi o mój plan wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, bo plan B kompletnie mi się nie podoba.
W pewnym momencie do pokoju wszedł Troy.
-Jak się trzymasz?- zapytał siadając koło mnie na łóżku.
-A jak się mam czuć... Jestem potwornie zdenerwowana... Boje, że coś zepsuję, że czegoś nie przewidziałam a im się coś stanie! Chyba nie dam rady...
-Musisz.- powiedział z uśmiechem.- W końcu sama się w to wpakowałaś.
-Wiesz co?! Dzięki... Szczery jesteś.- powiedziałam szturchając go w ramie.- Całkiem fajny jesteś...
-Dzięki. No wiesz w końcu to ja! W sumie ty też myślałem, że jesteś...
-Że jestem jaka?- Nie zdążył odpowiedzieć bo do pokoju wbiegł Sam.
-Mamy miejsce i czas spotkania...- powiedział zdyszany.- Wszyscy czekają na siebie u Alice.
Szybko wstałam z łóżka i poszłam do gabinetu. Greg wręczył mi karteczkę z adresem i godziną.
-No super... Tyle, że ja nie wiem gdzie to jest...
-Stary opuszczony magazyn 20 km od Londynu. Do spotkania mamy 2,5 godziny. Gdy to powiedział zadzwonił telefon Carlosa. Po 10 minutowej rozmowie opadł zszokowany na fotel. Może mi ktoś powie dlaczego ja mam jakieś straszne przeczucie?!- zadałam sobie to pytanie i wtedy odezwał się Carlos.
-Dzwonił Mike. Anita tak dla twojej wiadomości ten płatny zabójca...- No to fajnie się zaczyna, pomyślałam.- Twój ojciec rozstawił na dachu kilku swoich ludzi, którzy w razie czego mają strzelać gdybyśmy coś kombinowali. Z tego co powiedział odda chłopaków bez większego problemu ale zaraz po tym mają cię zastrzelić i to będzie miał zrobić Mike...
-Czyli chcesz powiedzieć, że plan ‘B’ staje się planem ‘A’. Tak?- mężczyzna tylko skinął głową.- O no błagam!- krzyknęłam i usiadłam na krześle. Czułam się tak jakbym ważyła przynajmniej 50 kilogramów więcej. Przez chwilę nie kontaktowałem ze światem.
-My ci wszystko przygotujemy nie martw się...
-Carlos jak ja się mam nie martwić!? Mają mnie ‘zabić’, ale będę żyła a oni o tym nie będą wiedzieć?! Czy ty sobie zdajesz do jasnej cholery z tego sprawę?!- krzyczałam mu w twarz mocno gestykulując. Nawet nie wiedziałam czy to co przed chwilą powiedziałam miało jakikolwiek sens, ale oni i tak wiedzieli co mam na myśli. Gdy się uspokoiłam poszłam do pokoju i wybuchłam płaczem. Gdy tylko się ogarnęłam napisałam list do Liam’a i włożyłam do koperty nieśmiertelniki, które planowałam mu dać na urodziny, które będzie miał za 2 dni. Potem poszłam do chłopców i ich rodzin. Mamie Liam’a dałam mój list. Kazałam jej go dać w razie gdyby coś poszło nie tak. Przecież i tak już nich nigdy nie zobaczę... W sensie, że już ich nigdy nie przytulę i nie będę spędzała z nimi każdej wolnej chwili. Gdy już się z wszystkimi ‘pożegnałam’ poszłam do Alice, gdy czekało na mnie kilka osób i ten cały Mike.
-Powtórz plan...- powiedział po raz setny Tom.
-Najpierw wyciągam chłopaków, potem idę w stronę ojca. Mike do mnie strzela. Ja upadam. Przyjeżdża karetka, w której będzie Troy, ja się mam przebrać. W czasie drogi do szpitala ‘umieram’. Następnie wychodzę w przebraniu i jadę z moim ukochanym prywatnym ochroniarzem do salonu kosmetycznego, gdzie mam przynajmniej częściowo zmienić swój wygląd! Gdy już nie będę ‘sobą’ jadę z Troy’em do jego domu i zaczynam nowe życie! Ależ cudownie! Po porostu zawsze o czymś takim marzyłam!- powiedziałam z sarkazmem, a Alice poklepała mnie po ramieniu.
-Ale pamiętaj, że będziesz mogła się wycofać z programu ochrony świadków.- powiedział Sam.
-Co mi to da!?- zapytałam zdziwiona.- Przecież Anita już nie będzie żyła... To jest jakieś chore.- powiedziałam załamana.- Powiedzcie mi, że to tylko sen i zaraz się z niego obudzę!- jednak nikt się nie odezwał. Czyli to jest straszna prawda. Wsiedliśmy wszyscy do samochodu i pojechaliśmy w miejsce które wyznaczył mój ojciec. 40 minut później stałam już przy magazynie z którego wyszedł mój ojciec. Z za nim dwóch jego ludzi, którzy trzymali Niall’a i Liam’a. Gdy ich zobaczyłam poczułam jak by mi ktoś wbijał nóż prosto w serce. Tak naprawdę dopiero wtedy zrozumiałam, że za kilka minut oni stracą mnie a ja ich.
-Miło mi cię widzieć Anitko... Bardzo się za tobą stęskniłem córciu. Widzę, że przyprowadziłaś ze sobą sowich znajomych.
-Daruj sobie.- powiedziałam bez emocji.- Chciałeś mnie, więc jestem... A teraz ich wypuść.- rozejrzałam się dookoła. Maika zobaczyłam od razu, pozostali ludzie mojego ojca znajdowali się na dachu sąsiedniego budynku i mieli na celowniku policjantów i wszystkich agentów. Nic ci nie zrobią, masz na sobie kamizelkę kuloodporną poza tym to Maik ma cię ‘zabić’ specjalnymi pociskami, próbowałam się uspokoić, ale ta adrenalina robiła swoje.
-A może byś się tak najpierw ze swoim ojcem przywitała... Co?- gdy to powiedział ci dwaj mężczyźni przyłożyli noże do gardeł chłopaków. Fuck! No to teraz moja kolej. Wyjęłam pistolet zza paska i wycelowałam w ojca.
-Miałeś ich wypuścić jak tylko się pojawię... Zrób to bo strzelę!- krzyknęłam z determinacją. Gdybym musiała to bym go nawet zabiła...
-Nie wątpię! No dobra niech ci będzie. Oni i tak już mi nie są potrzebni. Wypuść tego blondyna...- zwrócił się do jednego z mężczyzn. Wtedy on zabrał nóż od gardła Niall’a i go odepchnął. Horan szybko przybiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
-Anita! Jak ja się za tobą stęskniłem! To coś okropnego... Nie zostawiaj nas tak więcej!- powiedział ze łzami w oczach.
-Rozumiem i przepraszam... Idź teraz do Alice. Porozmawiamy jak się to wszystko skończy. Dobrze?- spojrzałam na niego. Starałam się wyglądać dość przekonująco. Chłopak tylko skinął głową i przytulił mnie ostatni raz po czym poszedł tam gdzie mu kazałam.
-Jaki słodki obrazek...- nie skomentowałam tej wypowiedzi.
-A co z Liam’em... Jego też miałeś wypuścić.
-Nie tak szybko skarbie... Najpierw zdejmij kamizelkę, to dopiero wtedy sobie pogadamy na jego temat.- po raz kolejny do głowy przyszły najróżniejsze przekleństwa jakie tylko znałam. Skąd wiedział, ze mam na sobie kamizelkę, przecież jej nie widać spod bluzy. Chociaż w sumie zawsze tak robią na filmach... To było do przewidzenia. „Anita zrób to i tak ci się nic nie stanie. Co najwyżej będzie cię trochę bardziej bolało.” Usłyszałam głos Carlosa w słuchawce którą miałam w uchu. Odwróciłam się do niego i popatrzyłam na niego złośliwie. Będzie trochę bardziej bolało... Ta nie ma to jak marne pocieszenie. Liam stał przerażony z nożem przy gardle, więc mu się nie dziwię, ale z całą pewnością przerażało go moje zachowanie. Powoli odłożyłam pistolet na ziemię i podniosłam ręce. Następnie zdjęłam bluzę a potem kamizelkę. Stałam w samym T-shircie.
-Mogę przynajmniej bluzę założyć. Zimno mi...- ojciec skiną twierdząco głową. Miałam cichą nadzieję, że ta bluza choć trochę mnie ochroni.- Wypuścisz go?!
-Podejdź bliżej...- zrobiłam to co chciał. Rozejrzałam się dookoła. Moja śmierć zbliża się wielkimi krokami, pomyślałam.
-Dobra! Puść go! I tak nie mam zamiaru ryzykować jego życia!- krzyknęłam a chwilę potem łzy zaczęły mi napływać do oczu. Mężczyzna puścił chłopaka. On powoli do mnie podszedł i mocno mnie przytulił. Moje serce zaczęło boć mocniej. Rozpłakałam się jak małe dziecko... Wtuliłam się w niego tors.
-Liam, przepraszam. Przepraszam cię za wszystko!- mówiłam przez łzy. W tym momencie moje serce pękło na miliardy kawałeczków. Właśnie on, osoba która pokochałam zaraz będzie patrzyła jak ‘umieram’ nie zdając sobie sprawy, że to nie prawda. Czy może być coś gorszego?! Chyba nie...
Chłopak osuną się ode mnie i podniósł delikatnie mój podbródek. Bałam się spojrzeć mu w oczy.
-Nie płacz. Nie musisz mnie za nic przepraszać. Wszystko będzie dobrze. Zaraz wrócimy wszyscy do domu i za parę lat będziemy się z tego śmiali... Spójrz na mnie. Proszę...- powiedział błagalnym głosem. Nie umiałam inaczej i spojrzałam w jego oczy. Zniknęło z nich przerażenie i szok... Teraz były przepełnione miłością. Moje serce zaczęło mnie jeszcze bardziej boleć.- Skarbie, rozumiesz to już jest koniec...- Tak Liam, to już jest koniec ale nie taki jak sobie wyobrażasz, pomyślałam. Chciałam mu odpowiedzieć ale mnie pocałował... i to z takim uczuciem. Czas się zatrzymał... To było coś niesamowitego. Najpierw całował mnie delikatnie a potem coraz bardziej namiętnie. Nie opierałam się, ale zdawałam sobie sprawę jak bardzo ranię tym jego i siebie.- Kocham Cię. Naprawdę cię kocham.- powiedział i jeszcze raz mnie pocałował. Kolejna fala łez napłynęła mi do oczu.
-Ja ciebie też.- odpowiedziałam gdy Liam ocierał mi łzy z policzka.
-Ten obrazek jest słodszy od poprzedniego... Ale weźcie już skończcie bo mnie mdli!- powiedział mój ojciec.
-Liam, słuchaj mnie uważnie. Pójdź do Alice. Któryś z policjantów odwiezie ciebie i Niall’a do waszego domu gdzie czekają na was wasi rodzice. Nie zwracajcie uwagi na mnie! Musicie odjechać beze mnie. Dobrze? Nie ważne co się będzie działo macie jechać prosto do domu!- ostatnie zdanie wypowiedziałam jak rozkaz.
-Dobrze.- odpowiedział spokojnie i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego po raz ostatni w życiu Anity. Chwilę potem delikatnie musnął moje wargi i pobiegł do Alice. Czy to musi tak boleć?! Zadawałam sobie w głowie to pytanie od dłuższego czasu. Gdy Liam i Niall wsiedli o samochodu zaczęłam powoli iść w stronę mojego ojca i jego 2 ludzi. Każdy krok był dla mnie coraz trudniejszy. Nogi miałam jak z waty. Tak naprawdę nie wiedziałam co mnie tak do końca czaka. Teraz liczyły się dosłownie sekundy.
-Chodź do mnie...- powiedział wesoło mój ojciec i wtedy usłuchałam huk wystrzału. Po chwili oberwałam w ramię. Na szczęście to nie są prawdziwe pociski. Tylko z farbą i czymś w rodzaju trucizny dzięki której stracę przytomność.  Ułamek sekundy później oberwałam kolejnym pociskiem i... i zapanowała kompletna ciemność...
 
*********************************
A o to i rozdział 27!!! XD Jak się podobało? O.O
Przez moją gorączkę ja nie umiem go racjonalnie ocenić więc liczę na Wasze szczere opinie!!!!!!!!!!!!!!!

 

poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 26 ...

                               PROSZĘ PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM!!

Oczami Louis’a:
Gdy jechaliśmy do biura Carlos’a (chyba mogę to tak nazwać, w każdym bądź razie do budynku policji w którym znajdował się wydział śledczy) zadzwoniliśmy do rodziców Niall’a i Liam’a. Chyba nie musze opisywać reakcji. Czułem się dziwnie mówiąc pani Payne, że jej syn został porwany z nieznanych nam przyczyn. Sam do tej pory w to nie wierze. Ale dlaczego?! Dlaczego akurat oni, a nie na przykład ja?! Czuję się jak jakiś kompletny idiota! Z resztą nie tylko ja... Alice i Tom cały czas wiedzieli gdzie jest Anita i co było powodem jej nagłego wyjazdu ale nam nie powiedzieli. I nadal nie chcą. Ja, Harry, Zayn i jego rodzice siedzieliśmy w pokoju konferencyjnym, w którym panowała idealna cisza. Zakłócały ją jedynie nasze oddechy. Było już ok. 3 nad ranem. Alice rozmawiała z  kimś przez telefon. Ta rozmowa nie była długa. Gdy skończyła poszła do swojego gabinetu. W stałem z krzesła i szedłem w stronę szklanych drzwi.
-Gdzie idziesz?- zapytał Hazza.
-Przeprosić Alice, że tak na nią naskoczyliśmy... Musi być jakiś konkretny powód dlaczego nas okłamała... Poza tym może się czegoś dowiem.- wszyscy tylko skinęli głowami i wyszedłem. Nawet nie wiedziałem co mam powiedzieć. Po prostu podszedłem do drzwi i zapukałem.
-Można?- zapytałem niepewnie, a ona tylko uśmiechnęła.- Chciałbym cię przeprosić...
-Ale za co?- zapytała zdziwiona.
-Jak to za co? Za to, że tak na ciebie naskoczyliśmy. Po prostu jakoś tak wyszło. Przez 2 tygodnie nie wiedzieliśmy co się z nią dzieje i dosłownie odchodziliśmy od zmysłów, a zwłaszcza Liam ale to, to chyba sama zauważyłaś. Jeszcze raz przepraszam nie powinniśmy się byli tak zachować.
-Louis... Nic się nie stało. Ja to rozumiem. Nie było ni łatwo was okłamywać, ale zrozum nie mogłam wam powiedzieć...
-Ale teraz to już chyba możesz... A nawet musisz!- przygryzłem wargę.- Porwali naszych kumpli i ani ja, ani oni nie wiemy co jest grane. Jak się domyślam Anita jest w to zamieszana?
-Tak... Ale raczej nie tak jak myślisz. To nie ona ich porwała.- powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Szkoda... Był bym spokojniejszy.- zaśmiałem się nerwowo.- No to powiesz nam co jest grane? Przecież wiem, że wiecie więcej niż mówicie. Czy z Anita wszystko w porządku?  Kogo podejrzewacie o porwanie?
-Z Anitą tak. Przed chwilą z nią rozmawiałam przez telefon. Przyleci najbliższym samolotem. Tak dla twojej wiadomości, te 2 tygodnie spędziła w Miami u jednego z agentów FBI.
-FBI?! Serio? No dobra o co chodzi? No jak już mowa o nich, to raczej nie jest zbyt ciekawie.
-Żebyś wiedział. A nawiązując do twojego wcześniejszego pytania to wiemy w 100% kto ich porwał... To jej ojciec.
-Ale przecież on nie żyje...
-Żyje i  ma się dobrze... To długa historia i lepiej żeby to ona osobiście ją wam opowiedziała. Skrótem mówiąc uciekła od ojca, który jak się okazało jest powiązany z amerykańską mafią i teraz jej szuka i próbuje zabić ... Od 2 tygodni nic o niej się nie dowiedział, wiesz co mam na myśli...- przytaknąłem.- I jak mniemam to on ich porwał, żeby ją wyciągnąć z kryjówki. A my niestety przeoczyliśmy taką opcje i stało się...
-Stop!- przerwałem.- Czyli tak na dobrą sprawę to mógł być obojętnie któryś z nas?- zapytałem ze strachem. Alice nic nie odpowiedziała.- OMG! Próbuje ją zabić? Ale chłopakom nic nie grozi prawda?!- to ostatnie pytanie praktycznie wykrzyczałem.
-Raczej tak...
-Alice! Jak to raczej tak? Ale ich nie zabiją?!
-Louis uspokój się! Posłuchaj! On chce tylko ją wyciągnąć z kryjówki. Zapewne jej ojciec myśli, że Liam i Niall widzą gdzie jest i po to są mu potrzebni. A nawet jeśli nie wiedzą, to jej ociec jest pewny, że ona zrobi wszystko by ich uratować. I tu się niestety nie myli. Jak dostanie Anitę to odda chłopaków.
-Ale my nie możemy. Od tak wydać Anity i skazać na śmierć!!- krzyczałem i zacząłem krążyć nerwowo po pomieszczeniu.
-Ty się lepiej módl, żeby prasa się o tym nie dowiedziała...- powiedziała i dostała sms-a.- Wybacz ale musze iść.- Po chwili zniknęła za drzwiami...
Anita i mafia? Jej ojciec chce ją zabić? Nie... To nie prawda. Co ja chrzanie! Prawda! Porwali Liam’a i Niall’a. Nie wiemy gdzie są i czy nic im nie jest! Matko! Cały czas byliśmy oszukiwani! Nie wygląda to dobrze a w dodatku to zaszło zbyt daleko...
Gdy trochę ochłonąłem wróciłem do sali konferencyjnej.
-Lou! Co tak długo?- zapytał Harry.
-Zaraz się dowiesz...- powiedziałem i  usiadłem. Nie miałem siły a za razem gniew, złość, niepewność a nawet wręcz furia roznosiły mnie od środka.- No więc tak...- zacząłem im opowiadać. Wszyscy słuchali mnie bardzo uważnie. Tak jak dzieci w przedszkolu którym opiekunka opowiadanie niesamowicie ciekawą bajkę...
-Zaraz, zaraz.. Ty to tak na poważnie mówisz?- zapytał z niedowierzaniem Zayn.
-Nie na żarty...- odpowiedziałem ironicznie. Porozmawialiśmy jeszcze chwile i położyliśmy się spać na kanapach.
 
Oczami Anity:
Z Miami wylecieliśmy ok. 21. przez cały lot chodziłam po samolocie. Nie mogłam się uspokoić. Sam siedział z laptopem na kolanach. Jak ja mu zazdroszczę tego spokoju. Ja nie mogę usiedzieć w jednym miejscu. Zastanawiałam się nad tym co powiem Harry’emu, Louisowi i Zaynowi. Na pewno całą prawdę o mnie i o mojej przeszłości. Nawet nie wiem czy będę potrafiła spojrzeć im w oczy... Zapewne ich rodzice też będą. Jak ja mam to wszystko wytłumaczyć jak sama nie wiele z tego rozumiem. Jedno jest pewne! To przeze mnie zostali porwani. Gdybym nie wyjeżdżała z Polski nie poznałabym ich i teraz nic by im nie groziło... Ale w jaki sposób ich porwali, przecież mają swoich ochroniarzy a dodatkowo na wszelki wypadek miała obserwować ich policja. Co ja najlepszego narobiłam!? Mam nadzieję, że wyjdą z tego cali i zdrowi albo przynajmniej bez większego szwanku... Muszą... Ja tego dopilnuję! Ja ich w to wplątałam to teraz musze to wszystko odkręcić i ich przeprosić. Chciałabym, żeby mnie wysłuchali i zrozumieli... Nie muszą wybaczać. Chcę tylko, żeby poznali całą prawdę.
W Londynie wylądowaliśmy ok. 5:30 rano. Po niecałej godzinie siedziałam z Samem w taksówce i jechaliśmy do biura. Z każdą minutą moje zdenerwowanie wzrastało. Gdy tylko dojechaliśmy na miejsce z impetem wpadłam do sali konferencyjnej, gdzie przez drzwi zauważyłam Alice i Carlosa.
-Przecież miało nic im nie grozić?!- krzyknęłam gdy tylko znalazłam się w pomieszczeniu. Nawet nie zauważyłam, że był tam ktoś jeszcze.
-Anita! Uspokój się.- powiedział Carlos.
-Łatwo ci mówić. To nie twoja wina!
-Usiądź.- powiedziała Alice i dopiero wtedy zauważyłam, że byli tam chłopcy, rodzice Zayna, Niall’a i Liam’a. Nie spodziewałam się tej konfrontacji  tak szybko. No ale cóż.
-Dzień dobry... Cześć chłopaki.- przez chwilę panowała kompletna cisza ale w jednej chwili wszyscy zerwali się z krzeseł i podeszli do mnie.
-Anita! Jak ja się za tobą stęskniłem! Nie rób tak więcej.- wyszeptał mi do ucha Zayn.
-Czy ty wiesz jak się o ciebie martwiliśmy?!- powiedział Harry podnosząc mnie do góry.
-Dlaczego nam wcześniej o tym nie powiedziałaś?- zapytał cicho Tommo.
-Nie mogłam a może nie chciałam... sama nie wiem.
-Jak dobrze, ze jesteś. Miło cię poznać. Liam dużo o tobie opowiadał.- Powiedziała pani Payne. Gdy już się ze wszystkimi przywitałam usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy rozmawiać.
Dowiedziałam się jak to było i co można by było z tym zrobić.
-No dobra... Ale jakim cudem ich porwali przecież mieli ich pilnować policjanci?!- zapytałam. Po minie Louis’a było widać, że nie miał pojęcie o dodatkowej ochronie. I dobrze...
-No bo...- Zaczął Carlos drapiąc się po karku. Domyślałam się, że to nie będzie zbyt dobra wiadomość.- Myśleliśmy, że jak wyjedziesz to on będzie ciebie szukał a im da spokój.... więc wycofaliśmy agentów... To po części też nasza wina... Nie przewidzieliśmy takiego obrotu sprawy.
-A ja za to tak!- powiedziałam nerwowo i podeszłam do okna.- A jak myślisz dlaczego kazałam ci powołać dodatkową ochronę?! Przecież to było do przewidzenia, że będzie chciał mnie wyciągnąć z kryjówki. A te zdjęcia chłopakami...
-Jakie zdjęcia?!- zapytał zdziwiony Harry.
-Później pytania Hazz. Ok.? On wie na kim mi zależy...- zwróciłam się do Alice, Toma i Carlosa.- Wiecie co? Czasami zastanawiam się kto tu jest gliną. Wy czy ja!? Musicie zrobić coś, żeby ich z tego wyciągnąć bez większego szwanku! Bo jak nie... To nie wiem co zrobię! A jestem zdolna do wielu rzeczy!
-Czy ty nie myślałaś czasami o pracy w policji?!
-Może kiedyś i myślałam... ale z moją kartoteką? Nie ma mowy...
-To ty masz kartotekę?!- krzyknął zdziwiony Louis.
-Mogę Was poprosić na chwilę?- zwróciłam się do Brownów i Carlosa. Poszliśmy do gabinetu Alice, gdzie rozmawialiśmy o tym co możemy zrobić. Jak się okazało na razie nic, bo na razie nic nie wiedzą... Tom zapewniał mnie, że jak się tylko czegoś dowiedzą to dadzą mi znać.
-Powinnaś  z nimi porozmawiać. Oni też się martwią i mają prawo się dowiedzieć... No może nie wszystkiego ale tego co istotne.- Skinęłam głową i wróciłam do sali w której byli wszyscy zgromadzeni. No to teraz najgorsza część dnia, pomyślałam i zajęłam swoje wcześniejsze miejsce.
-To co chcecie wiedzieć?- zapytałam patrząc się w okno. Nawet nie miałam odwali na nich wszystkich spojrzeć.
-Wszystko... Zaczynając od twojego życia w Polsce do przyjazdu tutaj.- powiedział Zayn. Czy mi się wydaje czy on ostatnio gada jak Liam?
-I o co chodzi z tą kartoteką?- zapytał Tommo.
-Wszystko po kolei... Powoli. Gdzie się urodziłam to wiece. Gdy miałam 12 lat zmarła moja mama... Po prostu zasnęła w salonie przed telewizorem i już się nie obudziła. Mój ojciec się załamał. Zaczął pić, znęcał się nade mną i.. gwałcił...- na samą myśl o tych 6 latach łzy zaczęły mi napływać do oczu. Poczułam jak ktoś mnie przytula. Nawet nie patrzyłam kto tylko opowiadałam.- Do tej pory zajmowałam się domem, pracowałam na 2 zmiany. Codziennie po szkole w restauracji. A w weekendy od rana do południa w kwiaciarni a potem do później nocy w restauracji.
-I nikt nie zauważył co się dzieje?- zapytała chyba mama Liam’a.
-Zauważyli ale myśleli, że tak bardzo przeżywam śmierć matki. Nawet wysłali mnie do psychologa, którego udało mi się oszukać... Chodzi mi o to, że na prawdę myślał, że chodzi o śmierć matki.
-A twoi dziadkowie?- zapytał tata Niall’a.
-Wiedzieli, że pije i mnie bije, ale nie wiedzieli że...- przełknęłam ślinę i się rozpłakałam.- Próbowali mnie do siebie zabrać, ale ja zawsze uciekałam i wracałam do domu. Ciągle miałam nadzieję, że się zmieni i wszystko będzie tak jak dawniej.- lekko się uśmiechnęłam.- Ale przez 6 lat nic się nie zmieniało. Ciągle zmuszał mnie do kradzieży i tak o to powstała moja kartoteka. Gdy skończyłam 18 chciałam się od niego wyrwać. W Internecie znalazłam ogłoszenie Brownów i od razu wiedziałam, że to dobry pomysł. 2 miesiące bez problemów z ojcem... Zapowiadało się cudownie! Kilka dni przed moim wyjazdem przyszedł do mnie i zaczął mnie przepraszać i prosić, żebym nie wyjeżdżała ale gdy powiedziałam mu, że już postanowiłam zaczął na mnie wrzeszczeć itd. ... Zamknęłam go wtedy na klucz w pokoju a ja sama się spakowałam i pojechałam do hotelu. 2 dni później przyleciałam do Londynu i jak dalej było to już wiecie.
-A co ze śledztwem w sprawie twojego postrzelenia?- zapytał Harry.- Oni nic nie chce nam powiedzieć.
-Nie wiem w jaki sposób mój ojciec dowiedział się, że rozmawiałam z Lindsey, ale nasłał wtedy tych dwóch żeby mnie... Prawdę mówiąc porwali, a gdyby się coś zepsuło zabili. Ale dzięki tobie...- spojrzałam na Malika i lekko się uśmiechnęłam. Jego rodzice byli z niego dumni, to widać.- i Liamowi im się to nie udało. Potem mój ojciec wynajął płatnego mordercę... Chyba nie muszę mówić po co.
-A dlaczego wyjechałaś i nic nam nie powiedziałaś?- To jest to pytanie którego się chyba najbardziej obawiałam, a zadał je Louis.
-Bo chciałam się odciąć od przeszłości. I się bałam... nie wiem czego... Jakoś tak po prostu. A wyjechałam bo musiałam. Tamtego dnia przyszła do mnie Alice, Tom, Carlos i Paul. I opowiedzieli i wszystko, a dla waszego bezpieczeństwa miałam się z wami nie kontaktować. Nawet nie wiecie jak mi was brakowało!
-No dobra... Ostatnie pytanie bo wyglądasz tragicznie... A te blizny na nadgarstku?- zapytał Zayn.- Wiem, że powiedziałaś Liamowi, że z wypadku z dzieciństwa ale on ci nie uwierzył.
-Wiem, ale byłam mu wdzięczna, że nie zadawał pytań. Tak. Cięłam się przez ojca bo przez pewien czas nie dawałam sobie rady.
-Jesteś taka dzielna. Mój syn nie mógł  sobie wybrać lepszej dziewczyny...- powiedziała mama Payne’a. Trochę mnie tym zdziwiła.- On mi tyle o tobie opowiadał.- gdy wypowiedziała to zdanie zaniosła się płaczem.
-Proszę się uspokoić. Odzyska go pani! Całego i zdrowego! Ja tego dopilnuję. On już raz uratował mi życie, najwyższy czas się zrewanżować.
Pół godziny później wzięłam prysznic. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tu mają kilka pokoi i to nawet całkiem nieźle urządzonych. Chwilę potem zasnęłam.
 
Oczami Liam’a:
Otworzyłem powoli oczy i... i nic nie zobaczyłem. Dookoła panowała idealna ciemność i chłód. Poczułem straszny ból z tyłu głowy. Próbowałem się ruszyć, ale to nic nie dało. Byłem przywiązany do krzesła. Za mną siedział Niall, zapewne nadal spał. Usta też miałem zaklejone. Siedziałem w tym pomieszczeniu nie wiem jak długo, ale do momentu kiedy zaczęło świtać. Promienie słońca trochę rozświetliły to miejsce. To magazyn... opuszczony. Dookoła nie było praktycznie nic. Tylko jakiś nieduży stół na którym stało piwo i leżały sznury. Na drugim końcu tego budynku stało kilka niedużych drewnianych skrzyń. Ciekawe jak długo już tu siedzimy. Moim zdaniem śmiało mogę powiedzieć, że już chyba tydzień... Starałem sobie uporządkować w głowie ostatnie wydarzenia. Ostatnie co pamiętam to, to że nas porwali i oberwaliśmy czymś w głowę no i przed chwilą się obudziłem.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk skrzypiących drzwi. Może powinno mnie to przestraszyć, ale tak sienie stało. Siedziałam przywiązany do tego krzesła i mało mnie to obchodziło. Przecież nas nie zabiją, stawiam, że chcą zebrać jakiś okup.
-Wstawajcie księżniczki. Musimy sobie porozmawiać.- usłyszałem głos mężczyzny który przed chwilą tutaj wszedł. Podszedł do mnie i zerwał mi taśmę z ust. To nie było przyjemne uczucie. Potem podszedł do Niall’a i najpierw oblał go wodą a potem odkleił taśmę. Chłopak zaklął pod nosem. Przynajmniej wszystko z nim w porządku, pomyślałam.
-Niall, wszystko ok.?- zapytałem. Wolałem się upewnić.
-Liam. Błagam cię! Nie żartuj sobie ze mnie... Ugh! Bywało lepiej...
-Liam? A wy wiecie, że kiedyś jak byłem we Francji z rodziną poznałem takiego małego uroczego Liam’a. To był naprawdę słodki dzieciak.- powiedział z chytrym uśmieszkiem na twarzy mężczyzna.
-Kim ty jesteś i czego od nas chcesz?!- zapytał wkurzony Horan. On nie lubi gdy ktoś go obleje woda na dzień dobry. I co dziwne w jego głosie nie było ani jednej nuty strachu. Mówił tak jak by wiedział, że nic nam nie będzie.
-Przepraszam moje maniery. Jestem Mark. Moja nazwisko nie jest wam potrzebne. A co od was chcę? Jeśli o to chodzi to chce sobie z wami porozmawiać i wykorzystać jako przynętę.
-To bardzo interesujące...- powiedziałem z sarkazmem w głosie.- A mógłbyś przejść do konkretów?
-Tak. Więc chcę wiedzieć gdzie jest Anita, bo póki co na pewno jeszcze żyje. Cóż z niej za wyrodna córka... Tak samego ojca zostawiać. I po kim ona to ma?!
-Nie wiemy gdzie jest! Sami jej szukamy!- krzyknął Niall. Mnie jednak bardziej zainteresowała ta druga część wypowiedzi tego całego Marka.- Stop! Jak to córka. Przecież mówiła, że jej ojciec nie żyje.- powiedział blondyn w momencie gdy ja sam zamierzałem o to zapytać.
-Heh... Chciałaby. Dla niej na pewno było by lepiej. No ale cóż ode mnie nie da się uciec. Pewnie jesteście na nią źli, że was okłamała.- powiedział mi do ucha. Po plecach przeszły mi ciarki. Ugh... co za typ.
-Najwyraźniej miała powód.- syknął Niall. Co jak co, ale z tej strony go nie znałem. Po minie tego faceta, było widać, że jakoś nie za bardzo mu się to podoba. Chyba się na nas zawiódł.
-Dlaczego akurat nas porwałeś?- zapytałem, nie ukrywam, że to mnie bardzo ciekawiło.
-A dla tego.- powiedział i wyjął z kieszeni 2 zdjęcia. Na jednym z nich byłem ja z Anitą. Całowaliśmy się... To z tego dnia gdy ją zaprosiłem na kolację. Przymknąłem oczy i wszystko do mnie przyszło. Widziałem wszystko co się wtedy działo. Jak zmieniałem jej opatrunek, jak rozmawialiśmy i jak ją pocałowałem. Poczułem ukucie w sercu. Ciarki na całym ciele i motyle w brzuchu. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. A na drugim było widać jak przytula Niall’a. Mark minął mnie i podszedł do blondyna. Zapewne pokazać mu te zdjęcia.- Jej najbardziej na was zależało. A zwłaszcza na tobie- wskazał na mnie palcem.- A, że ja nie mogłem jej przez te 2 tygodnie znaleźć postanowiłem was dwóch sobie pożyczyć na kilka dni a potem oddać spowrotem. Ona wszystko zrobi, żeby was uratować, więc będzie musiała przyjść do mnie.- powiedział z triumfalnym uśmiechem. W tym samym momencie do pomieszczenia weszło 2 innych mężczyzn.
-Szefie, śniadanko dla twoich gości...- powiedzial jeden z nich. A Mark tylko skinął głową. Po chwili zapytał czy nas przeszukali. Jeden z nich odpowiedział, że tak i podał mu jakiś papier. Mark zdjął okulary i spojrzał na mnie.
-To ty?- Początkowo nie zrozumiałem o co mu chodzi.- Skąd masz to zdjęcie?
-Tak to ja... We własnej osobie. A to zdjęcie jest moje!- zdjął okulary i zobaczyłem oczy identyczne jak u Anity, tyle że ona zawsze twierdziła, że ma je po mamie. Ten hipnotyzujący błękit...
-Nakarmcie ich!- rozkazał Mark i wyszedł.
-Na serio myślicie, ze te 2 kanapki mu wystarczą?!- zapytałem. Oni tylko skinęli głowami.- On nie jadł nic od wczoraj... Czyli w przeliczeniu, żeby się najadł potrzeba mu około 2 talerzy. Więc idźcie i zróbcie więcej. My jeszcze chwilę wytrzymamy.- powiedziałem a tamtych dwóch wyszło.
-Po co to zrobiłeś?- zapytał Horan
-Bo mi działają na nerwy. W dodatku jeszcze mają nas nakarmić. Wolę to trochę odwlec. Jak się trzymasz?
-Bywało lepiej.- powiedział. Nie mogłem zobaczyć jego miny, ale doskonale potrafiłem ją sobie wyobrazić.

 ********************************
Hey. ;)  Jak się podoba? Mi standardowo nie za bardzo. Przez tą szkołę opuściła mnie wena twórcza -,-.
Mam do Was pytanie...
Czy mam dalej pisać tego bloga... Sporo osób czyta to opowiadania a są tylko po 2-3 komentarze. Ja mogę przestać go pisać. Akurat będą jeszcze tak ze 2 rozdziały i epilog. Ale na więcej rozdziałów też mam pomysły, więc to wszystko zależy od was... ;) Więc jak. Kontynuować czy nie? O.O :D
Następny rozdział tez będzie ciut straszny :P heuheuheu
Pozdrawiam. :*

 

 

 

 

niedziela, 9 września 2012

Rozdział 25 O.O

                                                            "Gdzie Oni są?!"

Oczami Anity:
Już od 2 tygodni siedzę w Miami... To jakaś masakra!!! Ja tu wcale nie chce być, nie że jest mi tu źle czy coś... ja po prostu tęsknię! Chcę wrócić do Anglii, do Brownów, do chłopaków! Do Liam’a... Teraz jak tu jestem coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że to jego najbardziej mi tu brakuje. Co on ze mną zrobił w ciągu paru dni przed wyjazdem tym wyjazdem... Cały czas O TYM, O NIM myślę... Umówiłam się z nim i wyjechałam... Jestem jedna wielką świnią! I kompletną egoistką. Tego to ja sobie nigdy nie wybaczę! Jednak wiem, że dobrze zrobiłam wyjeżdżając z Londynu. Nie wybaczyłabym sobie gdyby coś im się stało, a zwłaszcza jemu... Ja się chyba zakochałam...
Siedziałam na łóżku, była 8 rano. Nie śpię już od jakiś 3 godzin. Nie mogę! Gdy zasypiam widzę ICH! To boli... Nagle z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie.
-Mogę wejść?- zapytała Christina.
-Tak, proszę.
-Zaraz będzie śniadanie.- powiedziała z lekkim uśmiechem i usiadła koło mnie. Ja tylko skinęłam głową.- Mam do ciebie pytanie.... A właściwie to prośbę...
-Zgodziła się?!- krzyknęła Mia wbiegając do mojego pokoju. Spojrzałam na nie z miną „WTF?!”
-O co chodzi?- zapytałam zdziwiona.
-Dziś jest koncert Justina na który mam dwa bilety...- zaczęła wesoło Mi...
-Ja miałam z nią tam pójść, ale wezwali mnie pilnie do pracy. Chciałybyśmy się ciebie zapytać czy tam pójdziesz...- dokończyła Christina.
-Ja na koncert Justina?! To nie jest chyba najlepszy pomysł...- powiedziałam. Prawdę mówiąc miałam kilka małych obaw co do tego... Jus kumpluje się z Niallem. A całe One Direction powstawiało nasze wspólne zdjęcie na tt i Bieber mógł je widzieć.
-Prooooooszę... Tak bardzo proszę. Mam wejściówki VIP! Proszę...- Mi zrobiła oczy jak kot ze Shereka.- Bardzo mi na tym zależy. Początkowo nie chciałam się zgodzić, ale po namowach zmiękłam.
-No niech ci będzie...- odpowiedziałam po chwili namysłu. W końcu on widzi wiele dziewczyn, wiec może mnie nie skojarzy...- Pójdę z tobą.- zwróciłam się do Mi, a ona od razu rzuciła mi się na szyję.
-Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję!! Jesteś kochana!
-No już, już... Bo mnie udusisz i nie pójdę.- Potem jeszcze porozmawiałyśmy na temat tego koncertu co, jak, gdzie i kiedy, i tak dalej, a następnie poszłyśmy na śniadanie. Sama oczywiście nie było... Prawie cały czas pracował. Przy śniadaniu radość dziewczynki była zaraźliwa... Sama nawet kilka razy się uśmiechnęłam co ostatnio nie zbyt często mi się zdarzało.
 
Oczami Liam’a:
Pustka... Pierwsze słowo jakie przychodzi mi do głowy. Dziś dokładnie mijają dwa tygodnie od kiedy wyjechała. Wszystko się zmieniło. Wszystko tak jakby poszarzało. Wszyscy bardzo przeżywamy jej odejście... Heh... Co to ma być!? Niall wcale nie wychodź z pokoju, przestał tyle jeść. Już w ogóle nie słychać jego zaraźliwego śmiechu. Harry... Jakoś się trzyma ale widać, że jest mu ciężko tak samo jak Louisowi coraz częściej widzę ich wtulonych w siebie. Jak to Zayn określił ten widok: „Słodki widok wspierającego się, załamanego Larry’ego” czy coś w tym rodzaju. No właśnie Malik... Na pierwszy  rzut oka mogłoby się wydawać, że on sobie najlepiej radzi z tym wszystkim ale tak nie jest. Próbuje udawać twardziela. Ci co go znają powiedzieliby, że ma to wszystko gdzieś. Jednak ja nie mogę tak powiedzieć. Wiem swoje. Bardzo dobrze go znam... Poza tym są teraz przy nim jego rodzice i nie raz słyszałem jak z nimi o tym rozmawia.  A jeśli chodzi o mnie... Ja sobie kompletnie nie radzę. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Głównie przesiaduje w pokoju ze słuchawkami w uszach z których wydobywają się dźwięki smutnych piosenek. To właśnie one najlepiej opisują mój nastrój. To nie sprawiedliwe! Już raz ją straciłem, za drugim razem nie wiele brakowało a teraz znowu ją straciłem! I co gorsza nie wiem czy ją odzyskam. Ten świat lubi sobie robić ze mnie żarty! Czy ja chcę aż tak wiele?! Chcę ją zobaczyć raz jeszcze! Muszę wiedzieć, że nic jej nie jest i że wszystko jest dobrze. Tylko tyle... To mi wystarczy. Jeżeli nie chce powiedzieć co było przyczyną jej zniknięcia, nie musi...
Nagle poczułem jak ktoś delikatnie mnie szturcha.
-Mogę z tobą posiedzieć?- usłyszałem pytanie gdy wyjąłem słuchawki z uszu.
-Jasne Niall siadaj.- odpowiedziałam. Kumpel usiadł koło mnie i oparł głowę na moim ramieniu a ja go przytuliłem.- Fanki by się ucieszyły... Niam Is Real!- powiedziałem a blondyn się lekko uśmiechnął.
Nie wiem jak długo siedzieliśmy w takiej ciszy... Ale na pewno całkiem długo.
-Wiesz co Niall... Chodź zobaczymy czy chłopaki nadal żyją w dodatku trochę zgłodniałem...
-Ja prawdę mówiąc też trochę.
Wyszliśmy z pokoju i zeszliśmy na dół Zayn pomagał mamie w kuchni. Harry rozmawiał z jego tatą w salonie. A Louis... No właśnie?!
-Hej. Gdzie Tomo?- zapytałem.
-Pojechał do TESCO na zakupy...- powiedział Zayn.- Nasza lodówka świeci pustkami.
-Masz racę.- Usiedliśmy w salonie i zaczęliśmy ‘skakać’ po kanałach. W między czasie przeglądałem tt. Dawno tu nie byłem. Dokładnie to od jakiś 12 dni. Miałem bardzo dużo twetów od fanek które pytały się czy wszystko w porządku, bo dawno nic nie pisałem. Czy wiemy coś na temat Anity. Wypadałoby cos napisać, pomyślałem i tak też zrobiłem.
„Hej. Wielkie dzięki za wsparcie. O Anicie nadal nic nie wiemy. Przepraszam, że tak rzadko ostatnio piszę. Kocham Was J
Już kilka sekund później rozpętało się ‘piekło’. Wiele fanek zaczęło pisać i prosić o follow, więc też tak zrobiłem. Nudziło mi się a ostatnio zaniedbałem fanów. Chwilę potem namówiłem Horana żeby zajrzał na tt i zrobił to samo co ja. Zgodził się bez większych problemów.
-Już jestem.- powiedział Loui wchodząc do domu.
-Kupiłeś żelki?- zapytał Niall nie odrywając wzroku od laptopa.
-Zapomniałem!- krzyknął z przerażeniem w głosie Tomlinson. Normalnie to Niall rzuciłby się na niego
-Liam... Chodź ze mną do sklepu...- spojrzał na mnie błagalnie.
-Nie!- krzyknęła z kuchni mama Zayna.- Chłopcy zaraz będzie obiad jak zjecie to pójdziecie.
-Dobrze!- odpowiedziałem.
-Chłopaki ruszcie te swoje zacne tyłki i pomóżcie nakryć do stołu.- powiedzial Malik bijąc mnie ścierką po głowie. Kilka minut później wszyscy siedzieliśmy już przy stole.  Po obiedzie posprzątaliśmy wszystko.
-Liam! Żelki, sklep.- zawołał za mną Niall gdy szedłem na górę.
-Dobra... Tylko się przebiorę. Tobie też radzę.- Zaraz potem poszedłem do pokoju. 15 minut później wyszliśmy z domu, ale zabraliśmy ze sobą Josh’a. Oczywiście mieliśmy okulary przeciw słoneczne, kaptury i wyszliśmy tylnym wyjściem. Szliśmy w milczeniu co jakiś czas spoglądając na siebie.  Gdy byliśmy nieopodal parku, zagrodziło nam drogę 5 dużych, napakowanych  mężczyzn w kominiarkach. Dosłownie pojawili się z nikąd.
-Czyść chłopcy.- powiedział jeden z nich z wyraźnym amerykańskim akcentem. 2 złapało mnie i Niall’a.
-Zostawcie ich!- krzyknął Josh.
-Czy ty musisz być taki kłopotliwy?- zapytał zirytowany mężczyzna inny zaś uderzył Josh’a w głowę. Jego ciało opadło bezwładnie na ziemię.
-Josh!- krzyknął Niall.
-Nie krzyczcie a wszystko będzie dobrze.- Po chwili mieliśmy zaklejone usta taśmą. Co tu jest grane?! Spojrzałem na Horana. On też wyglądał na zdezorientowanego i się bał... Strasznie się bał! To można z łatwością zauważyć. Niall zaczął się szarpać. Ja tego nie  robiłem bo wiedziałem, że i tak nie dam rady... A nawet może pogorszyć naszą sytuację...
-Tylko spokojnie. A nic się wam nie stanie...- szepnął mi jeden do ucha. Próbowałem być spokojny, ale to mnie przerażało. Łzy zaczęły mi napływać do oczu. Bałam się! I to cholernie! Strach zaczął mnie paraliżować. Nawet nie zauważyłem kiedy odjechał czarny Van z przyciemnianymi szybami. Wrzucili mnie i Niall’a na tylne siedzenie.
-Bez żadnych numerów!- usłyszałem głos na przednim siedzeniu. Skinąłem tylko głową. 4 pozostałych mężczyzn wsiadło do auta. Silnik odpalił. Ruszyliśmy. Kilka sekund później zawiązali nam oczy. A co z Joshem?! Dlaczego go zostawili... To nie ma sensu! Jak odzyska przytomność to powie chłopakom...
 
Oczami Harry’ego:
-Gdzie Payne z Horanem? Już dawno powinni wrócić!
-Zayn, pewnie spotkali kogoś znajomego albo wpadli w pułapkę fanek.- odpowiedziała spokojnie jego mama.
-On ma rację... Przecież 4 godziny temu wyszli, żeby dojść do sklepu i z niego wrócić jest potrzebne maksymalnie ok. 40 min. Nawet z fankami tak długo nie schodzi... Coś tu jest nie tak.
-Loczek... Weź nie panikuj. Może poszli do tej kawiarenki, która jest niedaleko tego sklepu.- próbował mnie uspokoić Louis.
-Weź sobie jaj nie rób. Obaj doskonale wiemy, że to jest mało prawdopodobne.
-Zgadzam się z Harry’m. Coś tu nie gra...- powiedział Zayn.- A w ogóle próbowaliście do nich zadzwonić?
-No nie...- powiedziałem równo z Louis’em. Wyjąłem z kieszeni telefon i wybrałem nr Niall’a. Po chwili jego telefon ‘odezwał się’ w kuchni. No nic. Teraz spróbuję do Liam’a. On zawsze zabiera ze sobą telefon. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty i piąty. Cisza.
-Nie odbiera...
-Harry, spróbuj jeszcze raz!- Zrobiłem tak jak kazał mi Lou, ale znowu nic. Powtórzyłem czynność kilkakrotnie, nadal nie odbierał.
-Ok... To nie ma sensu. O 10 przychodzi Paul i oni doskonale wiedzą, że się nieźle wkurzy jak ich nie będzie, więc nie będą ryzykować. Mają jeszcze pół godziny. Jak do tego czasu nie wrócą to wtedy zaczniemy się martwić.- powiedział Zayn. To właśnie on przejął pałeczkę i teraz on jest naszym Daddy Direction. 
Mijały kolejna minuty, a oni nadal nie wracali. Zaczynałem się coraz bardziej o nich martwić. Nim się spostrzegłem była już 8 i przyjechał Paul.
-Louis, zawołaj Niall’a i Liam’a.- powiedział mężczyzna.
-Nie mogę.
-Tomo! Co to znaczy, że nie możesz?
-Paul... Oni wyszli do sklepu ponad 4 godziny temu, prawie pięć i  nie wrócili...- powiedziałem.
-Że co?! I wy sobie tutaj tak spokojnie siedzicie zamiast ich szukać?!- zdenerwował się. Nie do końca wiedziałem i co mu chodzi. Zaczął krążyć po całym salonie.- Dzwoniliście do nich?!
-Tak. Niall zostawił telefon w domu, a Payne nie odbiera.- odpowiedział Malik.- Josh! Przecież on poszedł z nimi! Zaraz do niego zadzwonię!.- krzyknął. Siedzieliśmy wszyscy w ciszy i wpatrywaliśmy się z mulata. Nawet jego rodzice zaczęli się coraz bardziej przejmować.
-Nie odbiera...- powiedział zrezygnowany. W tym samym momencie ktoś wszedł do domu tylnym wejściem.
-No nareszcie!- krzyknął Paul z ulgą. Po chwili w salinie pojawił się Josh. Miał zaschniętą krew na twarzy i rozciętą głowę. Wyglądał okropnie!
-O matko! Co ci się stało?!- krzyknęła mama Zayna.
-Gdzie chłopaki?- zapytał wstrząśnięty Paul.
-Ja... ja nie wiem...- zaczął mówić. Posadziliśmy go na kanapie i czekaliśmy aż zacznie mówić. W między czasie. Mama Zayna zaczęłam przemywać mu ranę.- Szliśmy do parku tą dłuższą drogą. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiło się 5 napakowanych facetów w kominiarkach! Dwóch z nich złapało Liam’a i Niall’a próbowałem zareagować, ale zanim zdążyłem oberwałem w głowę. I... i dalej już nic nie pamiętam. Dopiero po pewnym czasie się ocknąłem, a dokładnie wtedy gdy zadzwonił telefon Liam’a... Początkowo nie wiedziałem co się dzieje a jak doszedłem do siebie to przyszedłem... Przepraszam, to moja wina... Powinienem był coś zrobić!- zaczął szlochać. Nikt nic nie powiedział. Wszyscy się w niego wpatrywaliśmy. To brzmiało jak scenariusz jakiegoś filmu!
-Josh! To nie twoja wina... Ich było pięciu a ty jeden... Nic nie mogłeś zrobić.- powiedział Paul i oparł się o ścianę.
-Ty chyba żartujesz! Powiedz, że tak!- zaczął Louis.
-Tomlinson! Czy ty jesteś na serio taki głupi czy tylko tak udajesz!?- zaczął wrzeszczeć Paul!- Geniuszu!- wziął głęboki oddech i zaczął mówić spokojniej.- Przecież sam by sobie głowy nie rozciął!- A gdy się już w pełni uspokoił dodał.- Zrobimy tak! Wy zostańcie tutaj, a ja zadzwonię po Alice.
Pół godziny później Alice, Tom i Carlos już byli u nas. Po ich minach było widać, że tego się obawiali. Oni wiedzieli więcej niż nam mówili. Paul z resztą tak samo! Josh opowiedział im wszystko co pamiętał.
-A zapamiętałeś coś szczególnego?- zapytał Carlos.
-Mieli wyraźny amerykański akcent!
-Niech to szlag!
Potem porozmawiali z każdym z nas. W pewnej chwili Josh dostał sms-a.
„Mam te wasze dwie gwiazdki. Jak na razi nic im nie jest. Muszę się spotkać z Anitą! Doskonale wiem, ze wiecie gdzie ona teraz jest! Macie trzy dni, żeby ją sprowadzić! Bo inaczej zacznę likwidować tych waszych lalusiów. Alice w razie czego ma twój nr.”
-Pokaż to!- rozkazała kobieta i zabrała telefon rannemu.- Jest zdesperowany. Musi dostać to co chce, bo inaczej na serio ich zabije... Chyba będę musiała zadzwonić do Anity...
-To ty wiesz gdzie ona jest?!- wybuchł Zayn.- Cały czas wiedziałaś! Dlaczego nam nic nie powiedziałaś?!
-Przepraszam... Nie mogłam.
-Wszyscy jedziecie z nami! Nie możemy ryzykować.- powiedział Carlos.
-Ale my chcemy wiedzieć co tu się dzieje do jasnej cholery! Nie jesteśmy dziećmi!- krzyknął Lou. Ja siedziałem jak zahipnotyzowany. Oni wiedzieli gdzie Anita wyjechała i wiedzieli dlaczego. Jednak nam nic nie powiedzieli.
-Opowiemy wam wszystko na miejscu. Zabierajcie się.- powiedział Tom. Wszyscy zrobiliśmy to co kazał. 20 minut później byliśmy w drodze do ich biura.

Oczami Anity:
-Anita! Pośpiesz się,  bo się spóźnimy!- poganiała mnie Mia. Po mimo, że do koncertu było jeszcze 1,5h. Nawet jak by przyjechała kilka minut przed rozpoczęciem to się nic nie stanie bo i tak ma bilety w pierwszym rzędzie.
-Ej! Spokojnie wyrobimy się!- krzyknęłam z łazienki. Właśnie kręciłam sobie włosy.- Mamy jeszcze dużo czasu!
15 minut później byłam już gotowa.
-Ślicznie wyglądasz!
-Dzięki. Jak chcesz to możemy już wychodzić.- powiedziałam a ona zaczęła piszczeć z radości. Ja zaczęłam się śmiać. Zamówiłam taksówkę. Chwilę później założyłam japonki. Początkowo miałam iść w szpilkach, ale to chyba nie było by zbyt mądre. Kilka minut później siedziałyśmy w taksówce. Gdy dojechałyśmy na miejsce było już tam pełno piszczących fanek. Mia zaczęła sama piszczeć. Jej też udzieliły się emocje. Tylko chyba ja stałam spokojnie. Zanim dostałyśmy się do środka wyłączyłam telefon. Zaraz po tym jak zajęłyśmy swoje miejsca na scenie pojawił się Justin. Dookoła rozległy się piski napalonych nastolatek. Biedak... Jak on to wytrzymuje. Tu jest gorszy huk niż na lotnisku! Artysta na początku  przywitał się z fanami. Potem koncert rozkręcił się na dobre! Zaśpiewał kilka swoich hitów i piosenki z ostatniej płyty. Znałam tekst większości jego piosenek, więc przynajmniej tym nie wyróżniałam się z tłumu tych dziewczyn. Chociaż było też paru chłopaków. Wielkie dzięki Niall!! To tylko dzięki tobie znam na pamięć te piosenki! Muszę przyznać, że chłopak nieźle tańczy i potrafi porwać publikę! Po 2 godzinach koncert się skończył. Ci co mieli wejściówki VIP zostali na sali. Było nas ok. 20 osób. Gdy ta gigantyczna sala niemal opustoszała znowu pojawił się Justin. Wszystkie dziewczyny zaczęły płakać. Chłopak zaczął je wszystkie przytulać. Żeby mnie było mnie też przytulił.
-Przynajmniej ty nie płaczesz.- powiedział mi na ucho a ja się zaśmiałam. Miał rację ja tylko stałam i się przyglądałam. Potem zaprowadził nas za kulisy. Oprowadził nas i w końcu zaprowadził do swojej garderoby. Justin zaczął rozmawiać z fankami. A ja w tym czasie rozmawiałam z małą Mi. Była taka podekscytowana. Włączyłam telefon. Miałam jedną wiadomość od Alice. „Zadzwoń najszybciej jak będziesz mogła.” Dostałam go zaraz po tym jak wyłączyłam telefon.
-Hej. Czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy?- zapytał Justin podchodząc do mnie. Od razu zrobiło mi się gorąco. Czyli musiał widzieć to zdjęcie.
-Nie... Raczej nie. A tak poza tym to mam na imię Melisa.
-Miło mi cię poznać. Możliwe, że cię z kimś pomyliłem... Wiesz tyle tych dziewczyn widuję, że już czasami trudno mi was rozróżnić.
-Bardzo prawdopodobne.- powiedziałam i lekko się uśmiechnęłam.
-Mela... Zrobisz nam zdjęcie?- zapytała Mi. Justin wziął ją na ręce i pocałował w policzek zrobiłam im kilka zdjęć. Potem chłopak znowu zaczął krążyć między swoimi wiernymi fankami. Zaczęłam się rozglądać po jego garderobie. Moja uwagę przykuła półka na której było pełno różnych czapek. Jedną miałam nawet taką samą.
-Wiesz, że mam jedną taką samą czapkę jak ty?!- zapytałam go gdy znów do mnie podszedł.
-Którą?- zapytał a ja zdjęłam z ją z półki. Była czarna z białym napisem ‘swag’.- A która ci się najbardziej podoba?
-A bo ja wiem... Wszystkie! Mam do nich wielką słabość.
-W takim razie masz czas żeby się zastanowić, która ci się najbardziej podoba dopóki nie skończy się czas naszego spotkania. Czyli masz jakieś 15 min. Gdy te dziewczyny wyjdą będziesz musiała mi powiedzieć.- powiedział i śmiesznie poruszał brwiami.- Dobra?
-No ok.
Zaśpiewaliśmy wszyscy kilka piosenek. Po czym Justin oznajmił, że już musimy się pożegnać. Przytulił każda fankę. Na końcu podszedł do mnie i do Mi.
-Wybrałaś?- zapytał. Skinęłam głową.
-Ta czerwona w białe zworki.- powiedziałam a on zdjął ją z półki. Potem wziął marker i cos napisał na daszku.
-Proszę to dla ciebie... Tylko schowaj, bo ochrona pomyśli, że mi ukradłaś.- puścił mi oczko. Byłam zaskoczona jego zachowaniem.
-Nie mogę jej wziąć.
-Musisz! Już ją specjalnie dla ciebie podpisałem! „Dla fanki która nie piszczy na mój widok. Justin <3” Prawda, ze ładnie to ująłem?
-No... Tak. Bardzo dziękuję! To miłe z twojej strony.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
-Żebyś nie mówiła, e o tobie zapomniałem...- zwrócił się do Mi.- Mam dla ciebie bilet na koncert. Możesz sobie wybrać na który chcesz przyjść i oczywiście znów się spotkamy.- Mała zaczęła piszczeć z radości. Po chwili przegnałyśmy się z nim i wyszłyśmy z budynku. Christina już na nasz czekała. Mała zaczęła streszczać dzisiejszy wieczór. A ja zadzwoniłam do Alice.
-Hej. No co chciałaś?- zapytałam.
-Czy ty wiesz, która jest godzina?! U nas jest po 3 nad ranem. A tak właściwie czego dopiero teraz dzwonisz?
-Byłam na koncercie Justina Biebera. I dlatego nie dzwoniłam.  A ty i tak o tej porze nie śpisz. Mów co tam się dowiedziałaś.
-Mam 2 wiadomości. Dobra i złą. Zacznę od dobrej, żeby ci tak szybko humoru nie psuć. Dorwaliśmy tego płatnego zabójcę i zgodził się z nami współpracować.
-No to dobrze... Czyli mogę już wrócić?
-No nie do końca... A teraz ta zła. Twój ojciec porwał Liam’a i Niall’a...
-Że co?!- krzyknęłam.- To nie możliwe. Kiedy?!
-Dziś ok. 5 pm. Naszego czasu.
-I dlaczego ja się dopiero teraz dowiaduję?!
-Chłopaki sami zorientowali się dopiero 5 godzin później. Twój ojciec chce się z tobą spotkać bo jeżeli nie... to ich zabije... Mamy czas do wtorku. Sam ma dla ciebie bilet. Musisz przyjechać. Jak dojedziesz do domu to się spakuj i od razu na lotnisko. Sam pojedzie z tobą.
-Dobra.- powiedziałam i się rozłączyłam. „Porwał Liam’a i Niall’a.” Te słowa odbijały się w mojej głowie głośnym echem. Ale jakim cudem?! Jak to możliwe?! I to wszystko przeze mnie! Nic nie może się im stać!
Gdy tylko dojechaliśmy do ich domu poszłam na górę i zabrałam wszystkie swoje rzeczy. Pożegnałam się z Christiną i Mią. I wsiadłam z Samem do taksówki...

**********************************
Heyyyy.... :D I mamy rozdział numer 25 :D Co o nim sądzice? Moim zdaniem jest całkiem, całkiem.
Poooorwali Liam'a i Niall'a. hahahahahahah... Czy ktoś sie tego spodziewał? Jak tak no nic nie mówcie xD Jak myślicie do dalej tam będzie?
A to z Justinem wyszło w praniu... To było koompletnie nie planowane, ale taka jedna sąsiadka (POZDRAWIAM) sie uczepiła