piątek, 29 marca 2013

Rozdział 41


Z trudem otworzyłam oczy. W pokoju panował półmrok. Wyjęłam telefon spod poduszki. Oślepił mnie blask wyświetlacza. Była 6 rano. Opuściłam głowę na poduszkę i przekręciłam się na bok. Z cicha nadzieją, że uda mi się zasnąć. Całą noc nie mogłam spać, a właściwie to drugą połowę, więc byłam wyczerpana.
 W głowie cały czas przewijał mi się wczorajszy dzień. Nath, szpital, Alice, park... I tak w kółko! Nath, szpital, Alice, park... No właśnie... Park. Po co ja wam w ogóle pojechałam? Sama nie wiem. Po przeczytaniu kartki od ojca poczułam się jak jakaś mała, bezbronna dziewczynka, która nie ma gdzie się schować przed problemami tego beznadziejnego świata. A właśnie pierwszym miejscem jaki mi przyszło d głowy był park niedaleko willi Alice i Toma... Miejsce w którym wszystko się zaczęło. Pojechałam tam bez wahania. Poszłam nad staw, usiadłam na ławce. Stamtąd było doskonale widać most na którym poznałam Liama, a właściwie pod nim. Przez twarz przebiegł mi lekki uśmiech na wspomnienie tamtego dnia. To tam pierwszy raz spotkałam się z Liamem. Po raz pierwszy napisali o mnie wtedy w gazetach. Tam poznałam resztę zespołu, a później Lindsey. Tam mnie prawie zabili... Wczoraj pierwszy raz od tamtego dnia pojechałam do tamtego parku. Gdy przechodziłam alejkami wszystkie wspomnienia wracały. Zaczęłam wątpić sama w siebie. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam wtedy i czy dobrze robię dziś. Spędziłam w tym parku mroźne cztery godziny. Myślałam o wszystkim i o niczym, gdybałam, płakałam... Tam uświadomiłam sobie w jak małym stopniu zależy ode mnie moje własne życie. Do domu wróciłam ok. 1 nad ranem, gdy zaczęło padać... Z resztą nadal pada.
Wbiłam swój wzrok w krople deszczu spływające po szybie, ale już po chwili  przeniosłam go na śpiącego obok chłopaka. Poczułam ucisk w żołądku. Ciekawe jak będzie wyglądało moje życie, pomyślałam. I o to kolejny punkt na liście rzeczy o których nie mam pojęcia. Co za ironia!
Nie chcąc o tym myśleć zamknęłam oczy i czekałam aż nadejdzie sen. Ale on nie przychodził... Wydawało mi się, że zagubił się w pustych, porannych, deszczowych uliczkach Londynu. Przetarłam ręka oczy, które strasznie mnie piekły. Po chwili zwlokłam się z łóżka. Nie panowałam nad swoim ciałem. Nie miałam siły ustać na nogach. Wszystko mnie bolało, byłam cholernie zmęczona. Zarzuciłam bluzę na plecy i wyszłam z pokoju, z naiwną nadzieją, że przynajmniej część moich problemów położy się obok Troy’a, i zaśnie.
W domu panował mrok oraz cisza, którą zakłócał szum padającego deszczu. Skierowałam się na dół. Po chwili zauważyłam blade światło w kuchni, po której krzątał się Sam. Nie miałam siły, żeby dość do salonu, więc usiadłam na chodach. Oparłam głowę o poręcz i w ciszy przyglądałam się chłopakowi Roy’a. Sam, a to robił sobie kanapki, a to kawę. W między czasie oglądał telewizor. Nie wiedziałam, dlaczego on tak wcześnie wstał. Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie, że obiecał jakiemuś kumplowi, który ma restaurację, pomóc w obsłudze przyjęcia. Gdy zjadł śniadanie, wziął z kanapy pokrowiec na ubrania i wyjął z niego „mundurek kelnera”. Jego widok w samych bokserkach, wcale mnie nie ruszał... Ale musze przyznać, że jest świetnie zbudowany. Istne cudo!- jakby to określił literacko Roy. Zaśmiałam się cicho, widząc jak próbował poprawić sobie, swoją blond czuprynę. Gdy się opanowałam zamknęłam oczy i zaczęłam się przysłuchiwać szumowi deszczu, który w niezwykły sposób mnie uspokajał.
-Hej księżniczko... Nie uważasz, że kanapa byłaby wygodniejsza niż schody?- otworzyłam oczy słysząc głos Sama.
-Nie mam siły...- mruknęłam. Chłopak podał mi gorący kubek. Po zapachu poznałam, że to była gorąca czekolada. Kto jak kto, ale moim zdaniem Sam był mistrzem w robieniu gorącej czekolady. Z uśmiechem wzięłam od niego kubek. Blondyn usiadł obok mnie łypiąc podejrzliwie swoimi zielonymi oczami.
-Dlaczego nie śpisz... i gdzie wy byłaś przez pół nocy? Martwiliśmy się...- objął mnie ramieniem.
-Nie ważne... Nie mogę spać.- oparłam głowę o jego ramie, a on pocałował mnie czoło.
-Wiesz, że za dwa dni się stąd wyprowadzamy... Będziesz miała spokój, a nas przestanie obowiązywać celibat.- zaśmiał się. Szturchnęłam go w ramie.- A tak poza, to wyglądasz strasznie. Wracaj lepiej do łóżka.- położyłam głowę na jego kolanach. Sam zaczął bawić się moimi włosami. Zamknęłam oczy. Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam. Urwał mi się film...

Mój piękny sen, o wspaniałych wakacjach na wyspach, przerwała podświadomość, że ktoś się na mnie zawzięcie gapi. Troy zawsze się mnie pyta jakim cudem potrafię przez sen wyczuć, że ktoś mi się przygląda. Sama nie wiedziałam jak to robię. Powoli wróciłam z wysp do realnego świata. Lekko rozchyliłam oczy. Zobaczyłam okno po którym w dalszym ciągu spływały krople deszczu. Leżałam nieruchomo i starałam się rozgryźć kto tak perfidnie się na mnie gapi i nie nadje mi spać. Wzięłam głębszy oddech. Po chwili poczułam delikatny zapach męskich perfum. Znałam tylko jednego chłopaka który takich używał...
-Sykes... Z łaski swojej weź się tak na mnie nie gap, bo nie mogę spać.- powiedziałam pewnie i przekręciłam się na dom. Jego mina była bezcenna. Stał zdziwiony, nie wiedział co powiedzieć.- Która godzina i kto cię wpuścił.- zapytałam, żeby przerwać tą ciszę. Wiedziałam, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię to zacznę się śmiać.
-Jest po 11. Wpuścił mnie Troy.- usiadłam na brzegu łóżka. Ręką poklepałam miejsce obok siebie.- Skąd wiedziałaś, że to ja?
-Hym... Powiedzmy, że mam szósty i siódmy zmysł. A ty nie powinieneś być teraz w samolocie do USA?
-Na lotnisko jedziemy za godzinę, ale najpierw wpadłem się pożegnać.- pocałował mnie w policzek.- Troy mi o wszystkim powiedział.- dodał niepewnie.- Wszystko ok.?- Westchnęłam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, więc zaczęłam mu opowiadać wszystko co się działo zaraz po jego wyjściu. Przez cały czas trzymał mnie za rękę. Gdy skończyłam położyłam głowę na jego kolanach.
-Jeju. Nie wiem co mam robić.
-Najlepiej porozmawiaj z Troy’em.- powiedział. Serio? Tyle to ja sama wiedziałam, ale nie byłam pewna czy chcę się dowiedzieć co mój „tatuś” ma mi do powiedzenia.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się lekko, a chłopak odwzajemnił gest. Przesunął dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda, na co zareagowałam śmiechem. To było jedyne (dość nietypowe) miejsce w którym miałam łaskotki, a on- niestety- doskonale o tym wiedział. Skutki grania z tą bandą w „prawda czy wyzwanie”. W ramach rekompensaty dźgnęłam go palcem w żebra.
-Jesteś wredny.- powiedziałam i położyłam się na łóżku.
-Ja?! Chyba żartujesz! Przecież jestem najsłodszy z całego zespołu!- pochylił się nade mną.- Ja jestem pewny, że to ty jesteś wredna... To ty mnie dźgnęłaś!- otworzyłam usta z zamiarem wypowiedzenia jakiejś riposty, ale nie zdążyłam, bo Nathan zamknął mi usta pocałunkiem. Jak zwykle delikatny, pomyślałam. Odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ze mną nie ma tak łatwo, skarbie.- Chłopak uniósł brew do góry. Zaśmiałam się. Przyciągnęłam go za bluzkę.- Będziesz musiał się bardziej postarać.- wyszeptałam mu do ucha. Tym razem to on się zaśmiał i przygniótł mnie do łóżka.
-Skoro, tak mówisz... Na pewno cos wymyślę.- pokazałam mu język. Sykes znowu się zaśmiał i mnie pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnęłam go do siebie. Chłopak jeszcze mocniej wpił się w moje wargi. Przeszły mnie dreszcze. Zakręciło mi się w głowi. Zdecydowanie był dobry w tym co teraz robi, pomyślałam. Nagle zadzwonił jego telefon. Wybuchłam śmiechem. Zrezygnowany chłopak pocałował mnie delikatnie w szyje.
-Odbierz, bo jeszcze Seev na policje zadzwoni...- zaśmiałam się z niego. Nathan odebrał telefon. Jak się okazało miałam rację co do osoby dzwoniącej. Kilka minut później odprowadzałam go wraz z Troy’em do drzwi. Mój, już były ochroniarz, popatrzył na mnie zaciekawiony.
-Gdzie ty wczoraj byłaś... Martwiliśmy się!- powiedział po chwili. Prychnęłam pod nosem.
-Nie potrzebnie... Przecież i tak wiesz gdzie byłam, to po co się pytasz...- mruknęłam pod nosem. Wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. Nie rozumiałam jego troski, zwłaszcza, że już nie był moim ochroniarzem. Ponad to zawsze gdy nie odbierałam, przez dłuższy czas telefonu, starał się mnie namierzyć, przez specjalną aplikację... I po co mu to wszystko?! Wzięłam się w garść i też poszłam do kuchni. Troy robił sobie herbatę, a ja przeglądałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Po chwili znalazłam żelki i czekoladę. Usiadłam na kanapie, przed włączonym telewizorem i zaczęłam skakać po kanałach.
-Czego mam wrażenie, że coś jest nie tak?- usłyszałam za sobą głos Troy’a. Odwróciłam się w jego stronę zdziwiona. „Coś jest nie tak...” to mało powiedziane, pomyślałam.- Chodzi o to, że byłaś wczoraj u Alice? Racja?
-A ty byłeś wcześniej u Carlosa... i nie raczyłeś mi powiedzieć po co! Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś? Myślałeś, że się nie dowiem?! Po co w ogóle to wszystko robisz? Po co mnie wziąłeś do siebie?!
-Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć...- Serio? No tak lepiej było poczekać, aż zrobi to ktoś inny, pomyślałam.- Wiedziałem, że i tak się dowiesz....
-Ale dlaczego wziąłeś mnie do siebie? Znałeś mnie wtedy od 3-4 dni?
-Mam powiedzieć?- zapytał niepewnie. Skinęłam twierdząco głową.- Po pierwsze, i tak bym był twoim ochroniarzem. Po 2 doszedłem do wniosku, że tobie będzie się łatwiej przenieść do mnie niż mi nie wiadomo gdzie. A tu cię miałem cały czas na oku. A po trzecie spodobałaś mi się... Taka pewna siebie i zorientowana w temacie...- zaśmiałem się. Chłopak usiadł obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię.
-I co teraz będzie?- zapytałam choć nie byłam pewna, czy chce poznać odpowiedź.
-No właśnie...- powiedział drżącym głosem. Przypuszczam, że ta wiadomość mi się nie spodoba.
-Mam się wyprowadzić?
-Co?! Nie!- zaprzeczył szybko. Byłam nieco zaskoczona jego reakcją.
-Ale przecież... Mi wycofali program ochrony świadków... Czyli ty nie jesteś już moim ochroniarzem, a o ile się orientuję to po wycofaniu programu, ochrona znika... Czyli w tym przypadku ty. I nie wolno nam utrzymywać kontaktu... Więc muszę się wyprowadzić.
-Włożyłem wymówienie. Nie musisz się wyprowadzać.- Gdy to usłyszałam zerwałam się na równe nogi.
-Co w ciebie wstąpiło?! Przecież uwielbiasz te robotę! Troy do cholery coś ty zrobił? Dlaczego złożyłeś to wymówienie?!- wybuchłam. Troy powiedział pod nosem coś w stylu „wiedziałem, że tak zareaguje”. Byłam nieźle zdenerwowana.
-Bo... Tak jak mówiłaś musiałabyś się wyprowadzić i zerwać ze mną kontakt tak sami z Samem i Roy’em. A tego chciałem uniknąć... Poza tym mam w papierach, że jestem twoim prawnym opiekunem i nie obchodzi mnie to, że masz 18 lat!- podszedł do mnie.- Pond to miałem nadzieję, że zatrudnisz mnie jako swojego dźwiękowca, czy coś w tym stylu.- Zaśmiałam się słysząc jego słowa. Walnęłam go kilka razy pięścią w klatę.
-Jesteś wielkim idiotą! I to takim, jakiego świat jeszcze nie widział!- zaśmiałam się i przytuliłam.
-Uczę się od najlepszych...- pokazał mi język.
-Wal się.- syknęłam. Troy objął mnie ramieniem.
Resztę dnia spędziliśmy na kanapie. Grając w Fifę i oglądając różne filmy. Potem dołączył Sam i Roy.
Ok. 8 pm ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Spojrzałam na chłopaków zastanawiając się kto to może być. Troy zadeklarował, że otworzy drzwi. Po chwili usłyszałam głos dwóch innych chłopaków. Bez problemu poznałam, że to Louis z Zaynem. Gdy tylko Troy mnie zawołał podeszłam do nich i się z nimi przywitałam.
-Co was do mnie sprowadza o tej porze?- zapytałam zaciekawiona.
-Mamy sprawę...- Zaczął Tomlinson.
-... nie było by nas tu gdybyś miała włączony telefon.- dokończył Malik. Wzruszyłam tylko ramionami. Pomijając fakt, że nawet nie do końca wiedziałam gdzie był mój telefon, domyślałam się, że padła mi bateria.
-Otóż... Simon wymyślił sobie sesje zdjęciową z tobą i z nami, która ma być jutro ok. 9 rano... adres przyślemy ci rano albo przyjedziemy  po ciebie.- Powiedział Louis.- Jutro ci damy znać jak to ma dokładnie wyglądać.- Spojrzałam na nich zdziwiona. „Simon wymyślił...” to mi utknęło w głowie. Skoro to Cowell wymyślił to z dlaczego przysłał ich... przecież Liam załatwia zawsze takie sprawy. Nie żebym była rozczarowana, ale to mnie zaskoczyło.
-Naturalnie Liam do cb dzwonił, ale miałaś wyłączony telefon, więc przysłał nas... Bo on jeszcze nie wrócił...- mruknął Zayn. No i wszystko jasne, zaśmiałam się w myślach. Jednak nic się nie zmieniło.
-Ok. Wejdziecie?- zapytałam z czystej uprzejmości. Nie miałam zbytnio ochoty z nimi siedzieć. Na ich widok przypomniała mi się rozmowa z Alice i sam fakt, że mogę im powiedzieć kom jestem.
-Nie, dzięki.- uśmiechnął się Lou.- Dziś jesteśmy umówieni. Może innym razem.- uśmiechnęłam się lekko. Pożegnałam się z nimi i po chwili wyszli.
-A! I weź ze sobą Bonnie może się przydać.-  krzyknął Zayn gdy zamykałam drzwi. Skinęłam twierdząco głowa i wróciłam do chłopaków.
No to jutro zapowiada się ciekawy dzień, pomyślałam.

---------------------------------------------------------

sobota, 2 marca 2013

Rozdział 40


2 dni później:
Siedziałam w kuchni, z kubkiem kawy w ręce. Kompletnie nie przytomna. Nie dość, że do domu wróciłam ok. 1:30 nad ranem, bo samolot się opóźnił, to jeszcze Nathan zadzwonił jakieś 20 min temu, że będzie za pół godziny, gdyż chce pilnie porozmawiać. A ja doskonale zdawałam sobie sprawę o czym... W obecnej chwili moja kariera nie zależy ode mnie, Scotta, czy Simona tylko od Sykesa. Teraz on miał mnie w garści. Powinnam się denerwować, ale tak nie było. Szczerze nie obchodziło mnie co dalej będzie.
Najwyżej jeszcze raz zmienię tożsamość, pomyślałam z lekką ironią i upiłam kolejny łyk kawy. Zakręciło mi się w głowie, co świadczyło o tym, że jestem zmęczona. Ale niestety zamiast wrócić do ciepłego łóżka musiałam zadowolić się gorącą, mocną, kawą. Miałam ochotę zabić Natha za to, że budzi mnie o tak wczesnej porze. Dopiero była 8 rano a ja już jestem na nogach od prawie pół godziny.
Oparłam głowę na ręce. Zapach kawy drażnił moje nozdrza, a oczy same się zamykały. Naprawdę byłam wykończona wczorajszym dniem. Działo się zdecydowanie zbyt dużo. Gdybym nie musiała iść dziś do lekarza to wróciłabym do Londynu porannym samolotem.
Nagle zimny dreszcz przebiegł mi po plecach. Zeskoczyłam  z krzesła i poszłam na górę po moją bluzę. Troy nadal spał, więc cicho zakradłam się. Wzięłam bluzę z krzesła. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. Dlaczego ty mnie w ogóle wziąłeś wtedy do swojego domu?- Przeszło  mi przez myśl. Wyszłam z pokoju i zajrzałam jeszcze to Roy’a i Sama. Spali wtuleni w siebie... Oni to na pewno cieszyli się, że nas nie było w domu. Wolałabym nie widzieć co tu się działo, przez te 3 dni. Pewnie ostro imprezowali, biorąc pod uwagę, że dzisiaj wrócili do domu ok. 4 nad ranem.
Gdy schodziłam po schodach usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko przeskoczyłam ostatnie dwa stopie. Podeszłam do drzwi. No to nadeszła chwila prawdy, pomyślałam. Nacisnęłam klamkę. Zobaczyłam uśmiechniętego Nathana, więc wpuściłam go do środka. Byłam jakoś dziwnie spokojna, chociaż w sumie powinnam się trochę bać. Zaraz się okaże co on zamierza zrobić z tym co mu powiedziałam gdy widzieliśmy się ostatnim razem. Jego optymizm, wymył z mojej głowy wszystkie wątpliwości. Może nie będzie aż tak źle. Chłopak wręczył mi torebkę w której były rogaliki z czekoladą. Moje ulubione. Dobra, przekupił mnie, nie będzie żadnych tortur z powodu tak wczesnej pobudki.
-Cześć. Chłopaki śpią?- zapytał, a ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. Wyjęłam z szafki kubek i wlałam mu kawy. Spędziłam wystarczająco dużo czasu z nim i całym zespołem, żeby nauczyć się kto jaką kawę pija. Sykes oparł się o szafkę. Ja w tym czasie wyjmowałam talerzyki. Przez cały czas czułam na sobie ciężar wzroku Nathana. Po chwili odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam pytającym wzrokiem.
-Czego się tak gapisz?- zapytałam. Chłopak przez chwilę stał w kompletniej ciszy.
-Twoje oczy...- zaczął niepewnie.- Myślę, że jednak wole cię z niebieskimi.- zaśmiał się cicho. Kompletnie zapomniałam, że nie mam soczewek.
-Jak wróciłam dziś do domu to zdjęłam. Strasznie piekły mnie oczy.- zamrugałam kilka razy.- Przypomnij mi, żebym je założyła, jak będę wychodzić z domu.
-Jasne...- zaśmiał się cicho i upił łyk kawy. Ja zrobiłam to samo.
-Słucham, co cię do mnie sprowadza o tak wczesnej porze?
-Przecież wiesz.- upił  kolejny łyk.- Po prostu przemyślałem i poukładałem sobie wszystko w głowie.- serce zaczęło mi walić. Dopiero teraz zaczęłam się denerwować. Równie dobrze mogłam zacząć odliczanie. Spojrzałam na niego.- Spokojnie. Nikomu nie powiedziałem i nie powiem. Obiecuję.- Gdy to usłyszałam kilku tonowy kamień spadł mi z serca. Wzięłam głęboki oddech
-Dziękuję.- wyszeptałam. Chłopak podszedł bliżej i wziął moja rękę.
-Skoro ty dajesz sobie z tym radę, to ja też sobie poradzę. Co nie?- spojrzałam na nasze dłonie.- Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś.- w sumie nie miałam innego wyjścia, pomyślałam.- Chciałem też cię przeprosić za moje zachowanie wtedy.
-Ej, Nath nie przepraszaj.- odstawiłam kubek.- Nie masz za co i tak przyjąłeś to lepiej niż się spodziewałam.- Przysunął się do mnie i ujął moja druga dłoń. Uśmiechnął się lekko.
-Może nie powinienem o tym mówić... ale chciałbym żebyśmy spróbowali...- spojrzał niepewnie w moje oczy. W tej samej chwili przez moja głowę przebiegło tysiąc myśli i... i Liam. Dziewczyno ogarnij się! Już nigdy nie będzie twój od kilku miesięcy jest  święcie przekonany, że nie żyjesz, poza tym ma dziewczynę, powiedział głos w mojej głowie z którym niechętnie musiałam się zgodzić. Przecież wiecznie tak być nie może, a Nathana naprawdę lubię. Czas podjąć decyzję...
-Moooże.- specjalnie przeciągnęłam. Nie byłam pewna co mam odpowiedzieć.- Ale pod jednym warunkiem.- Sykes spojrzał na mnie pytająco.- Wiesz, że to nadal dla mnie trudne i nie mogę, nie chcę niczego ci obiecywać, więc jeżeli nam nie wyjdzie, chcę żebyśmy zostali nadal przyjaciółmi. Tylko o to proszę...- tym razem to ja uścisnęłam jego dłoń. Nath skinął twierdząco głową.
-Czyli się zgadzasz?- zapytał niepewnie. Uśmiechnęłam się lekko.  Posadził mnie na blacie szafki kuchennej i przytulił.- Nie wierzę. – szepnął mi do ucha.
-To uwierz.- zaśmiałam się. Po chwili nachylił się i lekko dotknął ustami moich ust. Delikatnie. Dal szanse mi się rozmyślić, ale ja go nie odepchnęłam, tylko objęłam za szyję i przyciągnęłam do siebie.
-Nie chciał bym wam przeszkadzać.- usłyszałam zaspany głos Troy’a. Oboje zanieśliśmy się śmiechem. Nath pomógł mi zeskoczyć z szafki.
-Spokojnie tatuśku.- podeszłam do niego i objęłam w pasie.- Sykes przyniósł śniadanie, kawa też jest. Pójdę obudzić, naszych śpiochów a wy się tu nie pozabijajcie.- rzuciłam z uśmiechem. Miałam jak w banku, że nic im się nie stanie, za bardzo się lubili, ale zawsze jest lepiej uważać. Pocałowałam Troy’a w policzek i poszłam na górę.
Po śniadaniu w czasie którego Sam z Roy’em stłukli kilka talerzy, pożegnałam się z Nathem i poszłam wziąć prysznic.
Ciepłe krople spływały mi po twarzy. Ciągle zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam, że zgodziłam się spotykać z Nathanem. Z jednej strony naprawdę cieszyłam się bo naprawdę go lubię, zaś z drugiej bałam się, że w coś go wciągnę, na coś narażę. Jeszcze śmierć mojego ojca. Szczerze mam to gdzieś. Może nie powinna, tak myśleć, ale należało mu się. Skrzywdził nie tylko mnie, ale także osoby na których mi zależało. To przez niego straciłam swoje dawne, może nie idealne życie, w którym pojawiło się wiele wspaniałych osób. Tak jestem egoistką i dobrze mi z tym! Do tej pory nie rozumiem po co porwał Nialla i  Liama, skoro chciał dorwać mnie. Ale tego już nigdy się nie dowiem. Przeczesałam ręką mokre włosy i zakręciłam wodę. Po chwili wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem. Gdy stałam przy szafie zadzwonił mój telefon. „Alice” Co znowu?
-Hej jak będziesz mogła to wpadnij dziś do mnie. Muszę z tobą porozmawiać.- usłyszałam w słuchawce.
-Ok. Jak wyjdę od lekarza to do ciebie zadzwonię...- odpowiedziałam i głośno westchnęłam.
-Stało się coś?- zapytała zaniepokojona.
-Nie... To tylko badania kontrolne.
-Aha. Ok. To daj znać. Ja kończę mam pacjenta.- powiedziała i się rozłączyła.
Ona ostatnio zdecydowanie zbyt często do mnie dzwoni. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale zazwyczaj jej telefony nie wróżą nic dobrego wyjęłam z szafy to:

 Wysuszyłam włosy i lekko się pomalowałam. O mały włos nie zapomniałam o soczewkach.
Wraz z Troy’em wyszłam z domu.
-Ja prowadzę.- powiedziałam. Chłopak rzucił mi kluczyki i usiadł na miejscu pasażera. Po chwili ruszyliśmy. Żadne z nas się nie odzywało. Ciszę zakłócało jedynie radio. Nagle Troy spojrzał na mnie jak by się nad czymś zastanawiałam. Zacisnęłam dłonie mocniej na kierownicy.
-Jesteś tego pewna?- zapytał i przygryzł wargę.
-Czego?- spojrzałam na niego kontem oka.
-No wiesz... Ty i Nath... To wyglądało...- potarł ręką po karku. No tak, pomyślałam. Sama nie byłam niczego pewna, więc co mogłam mu odpowiedzieć.
-A co zazdrosny jesteś?- zaśmiałam się cicho.
-Mela. Do cholery! Wiesz, że cię kocham i nie chcę, żebyś znowu cierpiała. I nie mam na myśli tego co zaszło między nami parę miesięcy temu...- Tak. Doskonale to pamiętałam. Prawie wyładowaliśmy razem w łóżku. Ale do tego nie doszło bo zadzwonił Tom.- A jeżeli on o tym komuś powie? Czy ty wyobrażasz sobie co się będzie działo? Znowu będziesz musiała uciekać, albo media cię dosłownie zjedzą.  Rozumiesz? Zależy mi na tobie... Zrozum to wreszcie. Teraz chcąc nie chcąc jesteś częścią mojego życia...- odwrócił wzrok i oparł głowę o szybę...
-To było głębokie...- powiedziałam analizując jego słowa.- A jeśli chodzi o Natha. Lubię go i ty o tym wiesz. Obiecał mi, ze nikomu nie powie. A ja mu zaufałam. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. I wiem co by się stało, gdyby prasa się dowiedziała.- akurat staliśmy na światłach, więc położyłam rękę na jego ramieniu.- Wiem, że się o mnie martwisz. Dziękuję ci za to, ale nie mogę wiecznie stać w miejscu.
-Mam nadzieję, że nie na nim nie zawiedziesz...- uśmiechnął się lekko. Ja też mam taką nadzieję. Ruszyliśmy z miejsca.
Pół godziny później byliśmy już pod szpitalem. Troy uparł się ze chce iść ze mną. Biedak będzie się nudził przez, co najmniej, godzinę. Zgłosiłam się do lekarza, który znał mniej już jako Anitę. Powiedziałam co się dzieje, a on mnie wysłał na cały szereg badań.
Półtorej godziny później już wiedziałam co mi jest. Prawdę mówiąc nic strasznego. Lekarz stwierdził, że moja nerka, która została lekko draśnięta przez pocisk nie funkcjonuje zbyt dobrze. Gdyby nie to, że 3 dni temu zjadłam tyle śmieciowego żarcia, przez które ta nerka zaczęła mnie boleć, pewnie bym się o tym nie dowiedziała. Wzięłam receptę na leki. Troy siedział w poczekalni z telefonem w ręce. Jak mnie tylko zobaczył, zerwał się z krzesła i podbiegł do mnie. Zaczął wypytywać o to co powiedział mi doktor. Gdy tylko wszystko mu streściłam mocno mnie przytulił.
Wyszliśmy ze szpitala. W między czasie zadzwoniłam do Alice i powiedziałam jej, że będę za pół godziny.
Po drodze podrzuciłam Troy’a do Carlosa i wstąpiłam do apteki, żeby wykupić leki.
O umówionej godzinie, byłam już u Alice. Siedziałam przez kilka minut na korytarzu czekając, aż wyjdzie pacjent. Gdy ze środka wyszedł jakiś mężczyzna w średnim wieku, weszłam ja. Alice przywitała się ze mną i pokazała krzesło naprzeciw siebie. Jej sekretarka zrobiła nam herbatę. Nie obyło się bez robienia zdjęć.
-Pojutrze jest pogrzeb twojego ojca. A jutro przylatują twoi dziadkowie, jak będziesz chciała możesz się z nimi spotkać.- skinęłam twierdząco głową.
-Ale chyba nie po to mnie tu ściągałaś.
-Masz rację.- wzięła głęboki oddech.- Zanim twój ojciec zmarł, był przytomny przez jakieś dwie godziny, wtedy podał nam nazwiska, pozostałych członków tej mafii jak to nazywa Carlos. Więc, złapaliśmy ich wszystkich i już siedzą za kratami, czekając na rozprawę. Już nic ci nie grozi.- uśmiechnęła się.- Możesz zrezygnować z programu ochrony świadków, i zachować swoje obecne nazwisko. Carlos już odwołał ci dodatkową ochronę. Możesz też wyprowadzić się od Troy’a.- Alice mówiła bez ładu. Nie nadążałam za jej słowami. Wszyscy aresztowani możesz zrezygnować z programu. Możesz wyprowadzić się od Troy’a. To pewnie po to wezwał go Carlos! Ale ja nie chciałam się z nim rozstawać. Kobieta mówiła coś dalej, ale jej nie słuchałam. Wyłączyłam się.
-Możesz powtórzyć? Zamyśliłam się.- powiedziałam zaciskając dłonie na ciepłej filiżance z herbatą.
-Będziemy musieli powiedzieć wszystko twojemu menagerowi. Jak chcesz ja mogę to zrobić.- bez namysły kiwnęłam twierdząco głową.- Będziesz też mogła powiedzieć, zaufanym osobom, że to ty jesteś Anitą.
-Dlaczego odnoszę wrażenie, ze masz na myśli jakieś konkretne osoby?- zapytałam. Miałam nadzieję, że nie powie mi tego czego nie chciałam usłyszeć.
-A żebyś wiedziała. Możesz powiedzieć wszystko Liamowi i reszcie. Oni na pewno nic nikomu nie powiedzą. Zależy im na tobie...
-Stop!- podniosłam głos.- Alice. Ty chcesz, żebym ja powiedziała o tym wszystkim chłopakom? Pojebało cię!? Wszystko zaczęło się układać, a ty chcesz to spieprzyć? Nie powiem im o tym! Poza tym od niedawna spotykam się z Nathanem i nie chcę tego zepsuć...- wzięłam głęboki wdech.- Przepraszam.
-Nic się nie stało. Rozumiem. Ale ja wiem ile ty znaczysz ale Liama  i ile on dla ciebie. Możesz mu powiedzieć. Wtedy odzyskasz chociaż część twojego dawnego życia.- zaśmiałam się gorzko.
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Pójdę do niego i powiem: „Hej nie wiem czy mnie pamiętasz, jestem Anita, kiedyś pracowałam jako opiekunka u Alice, potem porwał cię mój ojciec. Żeby uratować ciebie i Horana upozorowali moją śmierć?” Ja nie chcę tego jeszcze raz przechodzić. I tak muszę ich znosić tyle, że jako rynkową konkurencję.- odchyliłam głowę do tyłu.- Daj sobie z tym spokój. Ja nie chcę nic zmieniać. Jest dobrze tak jak jest.- powiedziałam. Podeszłam do wieszaka, żeby zabrać płaszcz.- Powiedz babci, że zadzwonię do niej.- Już szłam w kierunku drzwi, gdy Alice podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.
-Napisał to twój ojciec kilka minut przed śmiercią.- podała mi małą złożoną kartkę.- Przeczytaj to.- W oczach pojawiły mi się łzy. Jednak nie pozwoliłam im spłynąć. Z niechęcią, a może nie pewnością wzięłam tą kartkę.
-Al... Błagam cię nie mów im o mnie. Tak będzie lepiej dl nas wszystkich...- powiedziałam cicho i wyszłam.
Przez całą drogę do samochodu zastanawiałam się nad tym co mówiła Alice, jak będzie wyglądało może życie. Miałam mętlik w głowie. Czy będę musiała wyprowadzić się od Troy’a? Czy ona powie o tym Liamowi? Oparłam się o ścianę windy. Zamknęłam oczy. Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza.
Gdy wyszłam z budynku, szybko pobiegłam do samochodu. Było już dość ciemno. Miałam nadzieję, że nie ma tu żadnych paparazzich. Zapaliłam światło w samochodzie i wyjęłam z kieszonki ta kartkę. Przez chwilę się jej przyglądałam. Wahałam się między wyrzuceniem jej do kosza, a przeczytaniem. Ostatnie słowa mojego ojca do mnie... Kolejne łzy zaczęły mi spływać po policzku. Oparłam głowę o siedzenie. Raz kozie śmierć. Jednym ruchem ręki rozłożyłam białą kartkę.
„Przepraszam za wszystko, kochanie.
Kocham cię.
Tata.”
Zmięłam ją i wrzuciłam za siedzenie. Rozpłakałam się na dobre.
___________________________________________________________