czwartek, 22 marca 2012

Rozdział 2


O godz. 7:30 zadzwonił mój budzik. Z wielką niechęcią zwlokłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem przypomniałam sobie zdarzenia z nocy, bo zobaczyłam rozciętą wargę i lekko siny, prawy kącik ust. Wzięłam zimny prysznic, wysuszyłam włosy i próbowałam się doprowadzić do porządku dziennego... Po 10 minutach stania przed lustrem wyglądałam w pełni normalnie, zero śladu po uderzeniu przez ojca. Na koniec jeszcze podkreśliłam mocniej oczy i wróciłam do pokoju. Wyjęłam z szafy biały T-shirt z napisem ‘smile’ do tego jeszcze kremową spódniczkę z falbanek. Na nogi założyłam moje czarne, ukochane trampki. I zeszłam na dół. Ojca standardowo nie było, więc poszłam do kuchni i zrobiłam sobie herbatę. Zajrzałam do lodówki a tam dosłownie pustka, było tylko masło o karton mleka. Wyjęłam mleko i wlałam do miski, z szafki wyjęłam płatki i wsypałam garść do miski. Po śniadaniu stwierdziłam, że powinnam zrobić jakieś zakupy. Poszłam do pokoju z kopert, którą miałam w szafce między ubraniami, wyjęłam 200 zł. Mam konto w banku, ale zawsze trzymam też pieniądze w kopercie na takie wypadki jak ten, bo niestety mam trochę daleko do bankomatu... O 8:05 wyszłam z domu. Sklep miałam jakieś 200m od domu, więc nie musiałam się martwić, czy zdążę do pracy. O 8:15 wróciłam do domu. Rozpakowałam szybko zakupy takie jak: mleko, herbata, ser żółty, pomidory, wędlina i takie tam... Później wyszłam z domu i poszłam do pracy.
-Dzień dobry, Pani Aniu!- powiedziałam wchodząc do kwiaciarni.
-Witaj... Piękną mamy dziś pogodę.- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Tak.- odwzajemniłam uśmiech.- Mam do Pani prośbę...
-Słucham.
-Czy mogłabym wyjść dzisiaj godzinkę wcześniej bo wie pani w  poniedziałek wyjeżdżam, a chciałabym załatwić jeszcze kilka spraw.
-Dobrze. Nie ma sprawy. Ślicznie dziś wyglądasz.
-Dziękuję.
Chwilę po tym przyszedł pierwszy klient i kupił duży, piękny bukiet czerwonych róż. Co lepsze bez okazji... Kupił go tylko po to by sprawić swojej dziewczynie przyjemność. Sama chciałabym mieć takiego chłopaka w przyszłości...
 By dzisiaj dość spory ruch. Wyszłam z pracy o 15, tak jak chciałam i poszłam na pobliski przystanek autobusowy. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam była wizyta w banku. Wypłaciłam pieniądze z konta, ok. 30 tys. Wiem, że dużo... Moi dziadkowie, ze strony mamy, co miesiąc przelewali mi na to konto 100 a czasem 200 zł od kilku lat i w ten sposób mi się tyle uzbierało. 27 tys. Zamieniałam na funty brytyjskie, a pozostałe 3 tys. Zostawiłam sobie na zakupy. Później odebrałam paszport. Teraz mi już zostały same przyjemne rzeczy. ;) Poszłam do sklepu i kupiłam sobie trochę ubrań, 3 pary butów, moją wymarzoną MP4- jakoś nigdy wcześniej jej nie kupiłam. Chodziłam po sklepach. Kupiłam sobie jakieś kosmetyki, strój kąpielowy i na końcu kupiłam sobie 2 walizki, jedną dużą a drugą mniejszą... Ok. 20 zamówiłam taxi... I nie całą godzinę później byłam już w domu. Mojego ojca jeszcze nie było więc poszłam na górę. Wzięłam swoje nowo zakupione rzeczy i zaczęłam się im przyglądać... Rzuciłam wszystko na łóżko i włączyłam laptopa. Moja sytuacja materialna nie jest zła, odziedziczyłam w połowie spadek po mamie, dziadkowie dawali mi czasem pieniądze, ale nic po za tym. Założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam słychać piosenek. Przeglądałam besty, twitter’a  i facebook’a i jeszcze parę innych stronek. Ok. 23. wyłączyłam laptopa i zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy. Później zeszłam na dół po coś do picia. Wlałam sobie w szklankę sok marchewkowy i włączyłam telewizor. Ojca nadal nie było, ale jakos się tym zbytnio nie przejmowałam... Siedziałam i oglądałam CSI- Kryminalne  Zagadki Miami. W połowie odcinka do domu wszedł mój ojciec. Oczywiście pijany jak nie wiem co. Tyle że był dziwnie spokojny. Poszedł do kuchni zrobił sobie herbatę i poszedł do swojego pokoju na górę. Zdziwiło mnie to zachowanie, bo zawsze się rzuca... A tu proszę, cud mimo że pijany poszedł kulturalnie na górę...
Obejrzałam jeszcze 2 odcinek tego serialu i sama poszłam na górę. Byłam padnięta. Położyłam się na łóżku i zaczęłam sobie wspominać stare czasy gdy żyła moja mama.
                                                 ----*----
Gdy miałam 6 lat, pewnego letniego, słonecznego poranka...
-Kochanie wstawaj...- usłyszałam przez sen cichy głos mojej mamy.
-Jeszcze chwilę! Mamo jest niedziela ja chce pospać!- powiedziałam przekręcając się na drugi bok i nakrywając swoją głowę kołdrą.
-O nie, nie. Anita wstawaj.- moja mama zaczęła mnie wtedy łaskotać.
-Haha... Mamo... Hahaaa... Ratunku... Mamo! Hahaha pość mnie!
-Ale wstaniesz?
-No tak już.- wstałam z łóżka i usiadłam mojej mamie na kolanach. Ona ciągle się do mnie uśmiechała. Miała pół- długie brązowe włosy i oczy (te cechy mojego wyglądy w pełni odziedziczyłam po niej) . Była szczupła i dość wysoka.- Ale czego ja już muszę wstać?!
-Bo jedziemy na wycieczkę!- usłyszałam za drzwiami głos. Po chwili do mojego pokoju wszedł tata.
-Tatuś!- krzyknęłam. Zerwałam się z kolan mamy i pobiegłam w stronę ojca. Powiesiłam mu się na szyi.
-A gdzie jedziemy na tą wycieczkę?- zapytałam zaciekawiona.
-To jest niespodzianka.- powiedział tata, postawił mnie na podłodze i pocałował w czoło.- Jak chcesz jechać do za pół godziny w samochodzie w pełni gotowa!
-Tak jest! Panie kapitanie!- krzyknęłam i zbiegłam po schodach. Na stole w jadalni stał talerz, na którym były kanapki z dżemem, a obok stał kubek w którym było gorące kakao. Zjadłam najszybciej jak tylko potrafiłam i poszłam do pokoju się przebrać. Mama już wcześniej przygotowała mi moją ulubioną różową sukienkę. Przebrałam się w nią szybko i po chwili siedziałam już w foteliku.
-Czy wszyscy gotowi?- zapytał z uśmiechem na twarzy tata.
-Tak!- powiedziałam równo z mama po czym ruszyłyśmy. Długo jechaliśmy samochodem... W końcu zatrzymaliśmy się w niedużym lesie. Zaczęliśmy spacerować. Tata niósł duży wiklinowy koszyk. Po pół godzinnym spacerze, doszliśmy do małego stawu, który znajdował się w środku tego lasu. Rodzice przygotowali piknik a ja w tym czasie biegałam koło nich. Zjedliśmy ciastka, które przygotowała mama i wypiliśmy trochę soku. Jakiś czas później pojechaliśmy do wesołego miasteczka... Gdzie razem z rodzicami, zwiedziłam wszystkie możliwe karuzele... Cały czas się uśmiechałam. Wieczorem pojechaliśmy za miasto. Chodziliśmy polnymi drogami przy zachodzie słońca. Tata niósł mnie na rękach. A mama robiła nam zdjęcia... Nie chciałam aby ten dzień się kończył. Późną nocą wróciliśmy do domu...

Ciągle pamiętam ten dzień... jeden z najmilszych w moim życiu... Pamiętam jak się śmiałam, przytulałam do rodziców, oni też się ciągle uśmiechali i gdy tylko im pozwoliłam trzymali się za ręce... Naprawdę byli w sobie zakochani...
Łza spłynęła mi po policzku... Chcę zapomnieć o tym dniu, ale boję się, że jeżeli mi się uda to zapomnę też o mojej mamie i o tym kim jestem....
Słuchałam Moments, i cały czas myślałam o mamie i o dawnym życiu. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Cieszę się na myśl, że już niedługo moje życie się zmieni. Poznam nowych ludzi... i pozwiedzam Londyn- uśmiechnęłam się po nosem. Jedynie martwi mnie to, że mój ojciec zostanie tutaj sam...
Mam nadzieję, że może być... ;)
Proszę o komantarze.

2 komentarze:

  1. Kocham to opowiadanie ! <3 Współczuje jej, taki ojciec, to totalna porażka. Jestem ciekawa jak potoczy się jej życie w Londynie. : ) Czekam na nn. <3
    I jeżeli możesz to informuj mnie na tt o nowych : @simplyroxyy

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Mam nadzieję, że w następnym już będzie w Londynie. Kocham...<3

    OdpowiedzUsuń