O
godz. 7:30 zadzwonił mój budzik. Z wielką niechęcią zwlokłam się z łóżka i
poszłam do łazienki. Gdy stanęłam przed lustrem przypomniałam sobie zdarzenia z
nocy, bo zobaczyłam rozciętą wargę i lekko siny, prawy kącik ust. Wzięłam zimny
prysznic, wysuszyłam włosy i próbowałam się doprowadzić do porządku
dziennego... Po 10 minutach stania przed lustrem wyglądałam w pełni normalnie,
zero śladu po uderzeniu przez ojca. Na koniec jeszcze podkreśliłam mocniej oczy
i wróciłam do pokoju. Wyjęłam z szafy biały T-shirt z napisem ‘smile’ do tego
jeszcze kremową spódniczkę z falbanek. Na nogi założyłam moje czarne, ukochane
trampki. I zeszłam na dół. Ojca standardowo nie było, więc poszłam do kuchni i
zrobiłam sobie herbatę. Zajrzałam do lodówki a tam dosłownie pustka, było tylko
masło o karton mleka. Wyjęłam mleko i wlałam do miski, z szafki wyjęłam płatki
i wsypałam garść do miski. Po śniadaniu stwierdziłam, że powinnam zrobić jakieś
zakupy. Poszłam do pokoju z kopert, którą miałam w szafce między ubraniami,
wyjęłam 200 zł. Mam konto w banku, ale zawsze trzymam też pieniądze w kopercie
na takie wypadki jak ten, bo niestety mam trochę daleko do bankomatu... O 8:05
wyszłam z domu. Sklep miałam jakieś 200m od domu, więc nie musiałam się
martwić, czy zdążę do pracy. O 8:15 wróciłam do domu. Rozpakowałam szybko
zakupy takie jak: mleko, herbata, ser żółty, pomidory, wędlina i takie tam... Później
wyszłam z domu i poszłam do pracy.
-Dzień
dobry, Pani Aniu!- powiedziałam wchodząc do kwiaciarni.-Witaj... Piękną mamy dziś pogodę.- powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Tak.- odwzajemniłam uśmiech.- Mam do Pani prośbę...
-Słucham.
-Czy mogłabym wyjść dzisiaj godzinkę wcześniej bo wie pani w poniedziałek wyjeżdżam, a chciałabym załatwić jeszcze kilka spraw.
-Dobrze. Nie ma sprawy. Ślicznie dziś wyglądasz.
-Dziękuję.
Chwilę po tym przyszedł pierwszy klient i kupił duży, piękny bukiet czerwonych róż. Co lepsze bez okazji... Kupił go tylko po to by sprawić swojej dziewczynie przyjemność. Sama chciałabym mieć takiego chłopaka w przyszłości...
By dzisiaj dość spory ruch. Wyszłam z pracy o 15, tak jak chciałam i poszłam na pobliski przystanek autobusowy. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam była wizyta w banku. Wypłaciłam pieniądze z konta, ok. 30 tys. Wiem, że dużo... Moi dziadkowie, ze strony mamy, co miesiąc przelewali mi na to konto 100 a czasem 200 zł od kilku lat i w ten sposób mi się tyle uzbierało. 27 tys. Zamieniałam na funty brytyjskie, a pozostałe 3 tys. Zostawiłam sobie na zakupy. Później odebrałam paszport. Teraz mi już zostały same przyjemne rzeczy. ;) Poszłam do sklepu i kupiłam sobie trochę ubrań, 3 pary butów, moją wymarzoną MP4- jakoś nigdy wcześniej jej nie kupiłam. Chodziłam po sklepach. Kupiłam sobie jakieś kosmetyki, strój kąpielowy i na końcu kupiłam sobie 2 walizki, jedną dużą a drugą mniejszą... Ok. 20 zamówiłam taxi... I nie całą godzinę później byłam już w domu. Mojego ojca jeszcze nie było więc poszłam na górę. Wzięłam swoje nowo zakupione rzeczy i zaczęłam się im przyglądać... Rzuciłam wszystko na łóżko i włączyłam laptopa. Moja sytuacja materialna nie jest zła, odziedziczyłam w połowie spadek po mamie, dziadkowie dawali mi czasem pieniądze, ale nic po za tym. Założyłam słuchawki na uszy i zaczęłam słychać piosenek. Przeglądałam besty, twitter’a i facebook’a i jeszcze parę innych stronek. Ok. 23. wyłączyłam laptopa i zaczęłam powoli pakować swoje rzeczy. Później zeszłam na dół po coś do picia. Wlałam sobie w szklankę sok marchewkowy i włączyłam telewizor. Ojca nadal nie było, ale jakos się tym zbytnio nie przejmowałam... Siedziałam i oglądałam CSI- Kryminalne Zagadki Miami. W połowie odcinka do domu wszedł mój ojciec. Oczywiście pijany jak nie wiem co. Tyle że był dziwnie spokojny. Poszedł do kuchni zrobił sobie herbatę i poszedł do swojego pokoju na górę. Zdziwiło mnie to zachowanie, bo zawsze się rzuca... A tu proszę, cud mimo że pijany poszedł kulturalnie na górę...
Obejrzałam jeszcze 2 odcinek tego serialu i sama poszłam na górę. Byłam padnięta. Położyłam się na łóżku i zaczęłam sobie wspominać stare czasy gdy żyła moja mama.
----*----
Gdy
miałam 6 lat, pewnego letniego, słonecznego poranka...
-Kochanie
wstawaj...- usłyszałam przez sen cichy głos mojej mamy.
-Jeszcze
chwilę! Mamo jest niedziela ja chce pospać!- powiedziałam przekręcając się na
drugi bok i nakrywając swoją głowę kołdrą.
-O
nie, nie. Anita wstawaj.- moja mama zaczęła mnie wtedy łaskotać.
-Haha...
Mamo... Hahaaa... Ratunku... Mamo! Hahaha pość mnie!
-Ale
wstaniesz?
-No
tak już.- wstałam z łóżka i usiadłam mojej mamie na kolanach. Ona ciągle się do
mnie uśmiechała. Miała pół- długie brązowe włosy i oczy (te cechy mojego
wyglądy w pełni odziedziczyłam po niej) . Była szczupła i dość wysoka.- Ale
czego ja już muszę wstać?!
-Bo
jedziemy na wycieczkę!- usłyszałam za drzwiami głos. Po chwili do mojego pokoju
wszedł tata.
-Tatuś!-
krzyknęłam. Zerwałam się z kolan mamy i pobiegłam w stronę ojca. Powiesiłam mu
się na szyi.
-A
gdzie jedziemy na tą wycieczkę?- zapytałam zaciekawiona.
-To
jest niespodzianka.- powiedział tata, postawił mnie na podłodze i pocałował w
czoło.- Jak chcesz jechać do za pół godziny w samochodzie w pełni gotowa!
-Tak
jest! Panie kapitanie!- krzyknęłam i zbiegłam po schodach. Na stole w jadalni
stał talerz, na którym były kanapki z dżemem, a obok stał kubek w którym było
gorące kakao. Zjadłam najszybciej jak tylko potrafiłam i poszłam do pokoju się
przebrać. Mama już wcześniej przygotowała mi moją ulubioną różową sukienkę.
Przebrałam się w nią szybko i po chwili siedziałam już w foteliku.
-Czy
wszyscy gotowi?- zapytał z uśmiechem na twarzy tata.
-Tak!-
powiedziałam równo z mama po czym ruszyłyśmy. Długo jechaliśmy samochodem... W
końcu zatrzymaliśmy się w niedużym lesie. Zaczęliśmy spacerować. Tata niósł
duży wiklinowy koszyk. Po pół godzinnym spacerze, doszliśmy do małego stawu,
który znajdował się w środku tego lasu. Rodzice przygotowali piknik a ja w tym
czasie biegałam koło nich. Zjedliśmy ciastka, które przygotowała mama i
wypiliśmy trochę soku. Jakiś czas później pojechaliśmy do wesołego
miasteczka... Gdzie razem z rodzicami, zwiedziłam wszystkie możliwe karuzele...
Cały czas się uśmiechałam. Wieczorem pojechaliśmy za miasto. Chodziliśmy
polnymi drogami przy zachodzie słońca. Tata niósł mnie na rękach. A mama robiła
nam zdjęcia... Nie chciałam aby ten dzień się kończył. Późną nocą wróciliśmy do
domu...
Ciągle pamiętam ten dzień... jeden z
najmilszych w moim życiu... Pamiętam jak się śmiałam, przytulałam do rodziców,
oni też się ciągle uśmiechali i gdy tylko im pozwoliłam trzymali się za ręce...
Naprawdę byli w sobie zakochani...
Łza spłynęła mi po policzku... Chcę
zapomnieć o tym dniu, ale boję się, że jeżeli mi się uda to zapomnę też o mojej
mamie i o tym kim jestem....
Słuchałam Moments, i cały czas myślałam o
mamie i o dawnym życiu. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Cieszę się
na myśl, że już niedługo moje życie się zmieni. Poznam nowych ludzi... i
pozwiedzam Londyn- uśmiechnęłam się po nosem. Jedynie martwi mnie to, że mój
ojciec zostanie tutaj sam...
Proszę o komantarze.
Kocham to opowiadanie ! <3 Współczuje jej, taki ojciec, to totalna porażka. Jestem ciekawa jak potoczy się jej życie w Londynie. : ) Czekam na nn. <3
OdpowiedzUsuńI jeżeli możesz to informuj mnie na tt o nowych : @simplyroxyy
Super rozdział. Mam nadzieję, że w następnym już będzie w Londynie. Kocham...<3
OdpowiedzUsuń