środa, 31 października 2012

Rozdział 31 :)


Gdy ja z Cher zwiedzałam teatr, Troy ustawiał głośność... W każdym pomieszczeniu roiło się od ludzi, za sceną stało mnóstwo różnych skrzyń. Istny burdel!- nazywając rzecz po imieniu, ale mi się to podobało. Wszędzie coś się  działo. Zdaje sobie sprawę, że po pewnym czasie staje się to rutyną, jednak póki co mi to nie przeszkadzało. Poznałam chyba wszystkie możliwe osoby, które zajmują się wizerunkiem Lloyd. Rozmawiałyśmy właśnie o jej pracy, gdy ktoś ją zawołał.
-Cher, chodź. Wszystko gotowe...- powiedział Troy podbiegając do nas. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i wyszła na scenę, a ja stanęłam za kulisami. Cher zaśpiewała fragment „Want U Back” następnie „Superhero”
-Troy! Prawie siebie nie słyszę. Weź coś z tym zrób.- powiedziała do mikrofonu.  Potem zaśpiewała „Oath”.- Wielkie dzięki za dzisiaj. Widzimy się jutro o 5 pm.
-Wow! Jesteś świetna.- powiedziałam gdy podeszła do mnie.
-Wcale, że nie... i całkiem sporo osób tak twierdzi.
-Ale ja nie.
-Cher, wszystko ok., czy mam coś pozmieniać?- powiedział Troy, obejmując ją ramieniem.
-Spoko. Jutro na generalnej jak coś to ci powiem. Macie jakieś plany na wieczór?
-Z tego co ja wiem to nie...- odpowiedział mój ochroniarz, a ja mu tylko przytaknęłam.
-Skoro tak... To może pójdziemy na jakąś imprezę? Co Wy na to? Ja się z chęcią od stresuje.
-Świetny pomysł!- krzyknął Troy.
Chwile potem zaczęliśmy omawiać szczegóły. Wyszło na to, że Cher weźmie z garderoby jakieś ubrania i jedziemy do nas. Tam się wszyscy przygotujemy i pojedziemy się ‘od stresować’. Muszę przyznać, że strasznie podobał mi się ten pomysł, ale w dalszym ciągu nie docierało do mnie, że poznałam Cher. To jest jakieś dziwne... Najpierw poznaję 1D  a teraz ona. Przypadek? Nie wiem... Ale jednego jestem pewne tego, że gdyby ktoś powiedział mi kogo tu poznam i co przeżyję to chyba bym go wyśmiała. No w końcu mało kto ma szansę przeżyć własną śmierć, być na własnym pogrzebie i zacząć nowe  życie z dala od wcześniej poznanych mu osób... prawda?
Po chwili wróciła Cher z torbą w ręce. Poszliśmy do samochodu. Dziewczyna cały czas dyskutowała z Troy’em do którego klubu idziemy. Gdy dojechaliśmy do domu, ja poszłam od razu do swojego pokoju, żeby znaleźć jakieś ciuchy.  Całą drogę nad tym myślałam, ale żaden strój mi się nie podobał. Stanęłam zdezorientowana przed szafą i zaczęłam przeglądać ubrania. Stwierdzam fakt, że moja szafa pęka w szwach a ja i tak nie mam się w co ubrać. Po jakiś 15 minutach zdecydowałam się na to:

Potem poszłam do łazienki, żeby się przebrać i trochę pomalować.

  
 
Oczami Troy’a:
-Troy... Mogę cię  o coś zapytać?-  powiedziała Cher, zaraz po tym jak Mela poszła na górę. Skinąłem lekko głową.- Ale trochę mi głupio...
-Oj Cher! Pytaj... Przecież znamy się nie od dziś.
-Wiem, ale zastanawiam się czy ty będziesz mógł na mnie odpowiedzieć.- początkowo nic nie rozumiałem, stałem i patrzyłem się na nią wyczekująco. Po chwili dostałem olśnienia.
-Aaaaaa... Chyba już wiem o co ci chodzi. Chciałabyś wiedzieć skąd ona się u mnie wzięła? Tak?- zapytałem. Dziewczyna niepewnie się uśmiechnęła.- No więc...- zacząłem przypominając sobie historię, którą wymyśliła Alice. Ta kobieta powinna zacząć pisać książki. Gdy ułożyłem sobie w głowie wszystkie fakty zacząłem mówić dalej:- Mela właśnie jechała z rodzicami za miasto i mieli wypadek. Jej rodzice zginęli na miejscu, ona prawie sama wyszła z samochodu. Potem wzięli ją do szpitala na badania i takie tam. Dość często ją odwiedzałem. W między czasie policja starała się odnaleźć jej rodzinę, ale jak się okazało nikogo nie miała jedynie jakąś daleką ciotkę w Polsce, do której nie chciała jechać. W czasie tego wypadku, była niepełnoletnia i chcieli oddać ją do domu dziecka.- starałem się mówić dość przekonująco.- Ale ja się nie zgodziłem, po prostu było mi jej szkoda i przejąłem nad nią opiekę prawną. I w ten o to sposób znalazła się u mnie w domu.
-Wow. Ciekawa historia...  A jak długo już z tobą mieszka?
-Jakieś 2 miesiące. Ale pewnie już nie długo bo 2 dni temu miała 18.- powiedziałem z lekką ulgą . chyba mi uwierzyła. Co jak co, dobrym kłamcą to ja nie jestem, poza tym głupio mi było okłamać przyjaciółkę.
-No kto by pomyślał, że twoja ‘córka’ będzie tylko o 6 lat od ciebie młodsza... Szybki jesteś.- powiedziała z zadziornym uśmiechem, a ja rzuciłem w nią poduszką.- Dobra! Już uspokój się.
-Ja jestem spokojny! Macie 15 minut, żeby się przygotować. Zaraz wychodzimy.
-Tak jest!- dziewczyna oznajmiła teatralnie i poszła na górę a ja za nią.

Oczami Melisy:
Właśnie przeglądałam zawartość mojego kuferka z biżuterią gdy ktoś zapukał do drzwi. Jak się okazało to była Cher. Przyszła do mnie się przebrać  bo jak oznajmiła nie ufała Troy’owi pomimo wieloletniej znajomości.
-A tak w ogóle to jak się poznaliście?- zapytałam Lloyd gdy wyszła z łazienki.
-Tak właściwie to mieszkaliśmy niedaleko siebie, potem chodziliśmy razem do podstawówki, już wtedy miał zadatki na ochroniarza...- lekko się uśmiechnęła- Prawdę mówiąc to dokładnie nie pamiętam, ale na pewno on czasów piaskownicy.
-Wow. I od tamtej pory się przyjaźnicie?
-W sumie to tak. Pomijając jakieś tam drobne kłótnie.- odpowiedziała. Ja w między czasie wybrałam kolczyki ( nieduże gwiazdki)- Chodź bo Troy nas rozszarpie.- powiedziała i zaczęłyśmy się śmiać. Po chwili zeszłyśmy na dół. Chłopak siedział na szafce w kuchni i bawił się telefonem. Gdy nas zauważył od razu wyszliśmy z domu. Jak się okazało do klubu wybraliśmy się pieszo, ponieważ najbliższy znajdował się zaledwie kilka dzielnic dalej. Już 2 przecznice wcześniej można było usłyszeć muzykę dochodzącą z tego budynku. Wpuścili nas bez żadnych problemów. Na początku usiedliśmy przy stoliku. Troy poszedł zmówić coś do picia. W koło było pełno tańczących ludzi. Z głośników wydobywała się głośna muzyka. Ostatnio w klubie byłam z chłopakami. Na samą myśl przeszły mnie ciarki. Kurcze! Czy wszystko mi musi o nich przypominać?! Dziewczyno musisz się z nich wyleczyć, powiedziałam sobie w  myślach.
-Proszę bardzo...- powiedział Troy podając mi i Cher sok pomarańczowy.
-Ty sobie jaja robisz co nie?- zapytałam lekko zdziwiona.
-Człowieku my tu przyszliśmy zaszaleć a nie sok pić... Taki sam mam w lodówce.- dokończyła Cher.
-Pragnę ci przypomnieć, że ty masz jutro koncert i musisz być na chodzie tak samo jak ja, a ty- tym razem zwrócił się do mnie.- Masz juto ok. 12 zabieg i byłoby lepiej gdybyś nie była na kacu.- Prychnęłam pod nosem. Szczerze to kompletnie zapomniałam o tym zabiegu.
-Jaki zabieg?- zapytała dziewczyna.
-Usuwania blizn, bo mam na ręce kilka brzydkich i chcę je usunąć.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-A po tym wypadku?- byłam trochę zaskoczona gdy usłyszałam to pytanie. Spojrzałam na Troy’a, on tyko skinął głową.
-Tak. Ej! Nie będziemy chyba cały wieczór tak siedzieć i gadać... Chodźcie potańczyć.- spojrzałam na nich błagalnym wzrokiem. Cher nie musiałam wcale namawiać, ale Troy powiedział, że zaraz do nas dołączy. Poszłyśmy na parkiet i zabawa rozpoczęła się na dobre. Tańczyliśmy 2 godziny bez przerwy. W końcu postanowiłyśmy trochę odpocząć. Mój ochroniarz właśnie gadał z jakąś dziewczyną przy barze. Niestety na moje nieszczęście nie mogłam się jej przyjrzeć. A to wszystko przez te klubowe kule i lasery! W pewnym momencie podszedł do naszego stolika jakiś chłopak. Przyznam, że całkiem ładny. Taka tania podróbka Hazzy, chociaż może jednak się od niego różnił, ale to przez te loki!
-Mogę się dosiąść?- zapytał posyłając nam uśmiech. Od razu się zgodziłyśmy.- George jestem.
-Cher, a to Mela. Miło poznać...- I tak zaczęła się nasza rozmowa, a potem z nowo zapoznanym kolegą poszliśmy tańczyć. W ten oto sposób zleciało nam kilka ładnych godzin.
Około 1 nad ranem wyszliśmy z klubu wszyscy o własnych siłach. Co jak co ale sokiem nie da się upić. Gdy tylko doszliśmy do domu ja od razu poszłam do siebie, a Troy odwiózł Cher.
 
Kilka godzin później:
Wstałam ok. 10. Ledwo się doprowadziłam do porządku i już jechaliśmy na ten cały zabieg. Nawet nie zjadłam śniadania! Po jakiś 30 minutach wyszłam ze szpitala z nadgarstkiem owiniętym w bandaże. Zabieg nie był przyjemny i jeszcze będę musiała go kilka razy powróżyć, ale mówi się trudno i żyje się dalej. Przynajmniej nie będę już miała tych blizn.
-No to teraz jedziemy na zakupy!- powiedział uradowany Troy. Mało nie wybuchłam śmiechem, powiedzial to z takim entuzjazmem, że wydawało się, że ma tylko kilka lat i właśnie zobaczył świętego Mikołaja. Jak się okazało pojechaliśmy do Tesco...

Oczami Louisa:
Wczoraj przenieśliśmy się do naszego apartamentu w centrum Londynu z porodu naszej pracy. Nie było zbyt wielu zapasów spożywczych, więc z za samego rana, czyli ok. 12, wyciągnąłem Harry’ego z łóżka i zabrałem na zakupy. Chodziliśmy od działu do działu. Warzywa, napoje, napoje z procentami, chemia i tak dalej.
-Harry... Coś jeszcze? Czy już wszystko kupiliśmy?- zapytałem kumpla, który wpatrywał się w podłogę. Nie odpowiedział.- Harry!- powiedziałem trochę głośniej, ale to tez nic nie dało.- Styles!- krzyknąłem mu do ucha i lekko popchnąłem.
-Kurwa, Lou!- warknął na mnie, a ja nie wiedziałem o co mu chodzi.
-Pytałem się o coś.
-Wiem! Nie wiem! Przez ciebie się pomyliłem!
-A niby w czym?- zapytałem i spojrzałem na niego jak na kosmitę.
-Płytki liczyłem pacanie! Byłem przy 2 tysiące sto coś tam, ale przez ciebie się pomyliłem!- powiedział z wyrzutem. Naszą dyskusję przerwaliśmy jak przez przypadek  w coś wjechałem, albo raczej w kogoś.
-Weźcie do jasnej cholery uważajcie jak chodzicie z tym wózkiem..- powiedziała szczupła brunetka z jasnymi końcówkami. Gdy się do nas odwróciła, zamarła na chwilę. W tym czasie się jej przyznałem. Wyglądała znajomo, ale nie mogłem sobie przypomnieć gdzie ją wcześniej mogłem spotkać.
-S... sorry... – Zająknął się Harry. Ona tylko wywróciła teatralnie oczami.
-Co się tak gapicie?- zapytała jakby zdziwiona. Dopiero wtedy mój układ nerwowy zaczął ponownie działać i uświadomiłem sobie, że cały czas bacznie się jej przyglądam.
-Po porostu kogoś mi przypominasz, ale nie wiem kogo.
-Poza tym rzadko spotykamy dziewczyny, które nie piszczą na nasz widok.-Wtrącił Harry.
- Jeszcze raz najmocniej cię przepraszamy.
-Dobra dajcie sobie spokój!- powiedziała i zaczęła wybierać żelki.
-A może dałabyś się zaprosić na kawę?- zapytał Harry z wielkim uśmiechem. Czy mi się wydaje, czy ktoś tu komuś wpadł w oko?!- No wiesz w ramach rekompensaty?
-Nie dzięki. Nie mam czasu. -powiedziała obojętnie i sobie poszła. Staliśmy przez chwilę w tym samym miejscu i patrzyliśmy jak znika za rogiem kolejnej alejki.
-Harry! Mamy coś jeszcze kupić?- zapytałem patrząc na kumpla, który w dalszym ciągu gapił się w kierunku, w którym odeszła nasza piękna nieznajoma.
-Że co? A! Żelki dla Horana, dla mnie Twix’a i dla Liam’a chrupki serowe.- powiedział. Po chwili gdy doszedł do siebie, wzięliśmy z półek to co nam było potrzebna i poszliśmy w stronę kasy.

Oczami Melisy:
Stałam przed regałem ze słodyczami i zastanawiałam się które żelki wybrać, gdy ktoś wjechał we mnie wózkiem. Nie będę ukrywała, że mnie to nie wkurzyło, ale doznałam szoku gdy się odwróciłam i zobaczyłam KTO to zrobił. O Matko! Lou i Hazz! Przez chwile się na nich gapiłam. Kurde to jakaś klątwa czy co!? Zaledwie kilka dni temu ich zostawiłam, a tu znowu oni. Prawdę mówiąc ucieszyłam się na ich widok, no ale... No właśnie to ‘ALE’ musiałam się szybko stamtąd zmyć. Miałam ochotę rzucić im się na szyję,  mocno przytulić i powiedzieć, że ja żyję...
Oni wcale nie byli lepsi. Też mi się bacznie przyglądali modliłam się w duchu, żeby mnie nie poznali. Louisowi jednak kogoś przypominałam. Wielbię moje soczewki choć są strasznie niewygodne! Wzięłam to co miałam wziąć i poszłam szukać Troy’a. Na całe szczęście był w następnej alejce.
-Troy... Błagam cię, zmywajmy się stąd!- powiedziałam wrzucając żelki do wózka.
-Ale o co ci chodzi?- zapytał zdezorientowany.
-Dopiero co Harry z Louis’em wjechali we mnie wózkiem. Styles nawet na kawę mnie zapraszał... Błagam chodźmy stąd!- powiedziałam błagalnym tonem, a chłopak zaczął się śmiać.
-Hahahaha... Ty to masz szczęście... Hahaha... dobra chodź i tak już chyba wszystko wzięliśmy. Ktoś chyba rzucił na ciebie jakąś klątwę związaną z One Direction...
-A wiesz, że o tym samym wcześniej pomyślałam... Ale to wcale nie jest śmieszne!- szturchnęłam go w ramię i poszliśmy do kasy...
Kilka godzin później zaczęliśmy się zbierać na koncert Cher. Szybko się ogarnęłam i pojechaliśmy go KFC cos zjeść. To teatru odjechaliśmy punktualnie. Troy poszedł pomóc jakimś chłopakom z ustawianiem głośników, a ja poszłam do garderoby Cher. Dziewczyna siedziała na kanapie i z kimś rozmawiała przez telefon. Gestem ręki pokazała żebym weszła i usiadła. Chwilę później odłożyła telefon i się ze mną przywitała.
-Jak tam wyspałaś się?- zapytała z uśmiechem.
-Nawet... Chociaż wolałabym dłużej pospać. Widzę, że ty jesteś tego samego zdania...
-Noooom...- powiedziała i ziewnęła. Zaczęłyśmy się śmiać. Potem poszła na próbę generalną. Ja w między czasie chodziłam po całym teatrze.
2 godziny później zaczął się koncert. Miałam honorowe miejsce w pierwszym rzędzie. Śmiało mogę stwierdzić, że ta dziewczyna ma talent, a jeżeli ktoś się ze mną nie zgadza niech zamilknie. Wkoło dziewczyny krzyczały i piszczały... No nie tak jak na koncercie JB, bo on to co innego, ale tu było również dość głośno. Po występie Lloyd się ukłoniła i zeszła ze sceny. Gdy sala trochę opustoszała sama poszłam za kulisy jej pogratulować.
Posiedzieliśmy jeszcze przez chwilę we 3 w garderobie umówiłam się z Cher jutro na zakupy. Potem wróciłam z Troy’em do domu i resztę wieczoru, może raczej nocy, spędziliśmy przed telewizorem.
-------------------------
Hej.... :) Tak, wiem, że rozdział beznadziejny.... -,- Ale mam zamiar się poprawić :)
Nie wiem kiedy będzie kolejny. Mo że w weekend albo za tydzień,
Pozdrawiam :)

 

 

2 komentarze:

  1. Aaaaaaaaa Zajebisty!
    Kocham go normalnie <3
    I wcale nie jest beznadziejny!
    Wiedziałam, że w końcu się jakoś spotkają ;p
    I mam nadzieje, ze to nie jest ich ostatnie spotkanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeej :) w końcu nowy rozdział :) Ogólnie jest zajebisty (jak zwykle :P) ale jest kilka błędów, np. przy perspektywie Louisa (z której bardzo się cieszę :))napisałaś "z porodu naszej pracy" chyba miało być z powodu :P. Siedziałam i się śmiałam z tego z 5 min :) Niezłe. Nie nooo, ogólnie ci mówię, że rozdział jest cudowny. A ta "tania podróbka Hazzy" to pewnie twój Georg, takk?? Powiedz, że taaaak :) NO, to chyba wszystko co chciałam ci przekazać. Teraz czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń