poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 29 :)

2 dni później:
Wstałam bardzo wcześnie rano i kręciłam się cały czas po domu. Ten dzień jest tak strasznie dołujący. Dziś jest pogrzeb i to ‘mój’! Nie wiem czy dobrze robię ale się na niego wybieram. Zapewne będę tego potem żałowała ale chcę ich wszystkich zobaczyć ten ostatni raz... Początkowo Troy nie chciał się zgodzić, żebym tam szła ale po kilku godzinnych namowach wymiękł. Jeśli chodzi o dzisiejszy pogrzeb to policja miała się wszystkim zając. Będę pochowana na jakimś cmentarzu kilka kilometrów od miasta. Oczywiście w trumnie nie będzie mojego ciała, tylko jakaś NN znaczy ciało dziewczyny w moim wieku, której nikt nie szukał i nie udało się ustalić kim jest. Nie wiem czego, ale czegoś się boję. A może po portu za bardzo panikuję?? Spojrzałam na zegarek. 9:30 kurcze! Pobiegłam szybko na górę i poszłam do pokoju mojego ochroniarza... Czuję się jak jakaś gwiazda, mam prywatnego ochroniarza, ale ja jestem w lepszej sytuacji bo nie muszę mu płacić.
-Wstawaj! Człowieku czy ty wiesz która jest godzina?!
-Daj mi spokój...- mruknął pod nosem i przekręcił się na drugi bok. Po prostu jak z Niall’em lun Zayn’em ich tez nie dała się tak po prostu kulturalnie obudzić, pomyślałam.
-No weź! Zaraz się spóźnimy.- nie zareagował.- Serio tego chcesz?- powiedziałam sama do siebie i poszłam do kuchni wyjęłam z lodówki butelkę zimnej wody a gdy wróciłam do pokoju wylałam mu ja prosto na twarz.
-Czy wszystko z tobą w porządku?!- zapytał oburzony.- Mogłaś przynajmniej wziąć ciepła wodę!
-Zimna jest lepsza... Taka orzeźwiająca...- powiedziałam z uśmiechem.- chłopak tylko pokręcił przecząco głowa i zgramolił się z łóżka. Zadowolona poszłam do kuchni. Przeszukałam wszystkie szafki i w końcu doszłam do wniosku, że mam ochotę na płatki z żelkami. Taki zły nawyk żywieniowy przechwycony od Niall’a. Wzięłam mleko z lodówki i wlałam je do miski, potem wsypałam płatki kukurydziane i kilka żelków haribo.
-Co ty jesz?- zapytał zdziwiony Troy siadając naprzeciwko mnie.
-Płatki z żelkami chcesz trochę?
-Blee... Jak ty to możesz jeść? I skąd w ogóle ty wzięłaś na to pomysł?
-Jak dziecko. A odpowiadając na twoje pytania. Możemy powiedzieć, że to zły nawyk żywieniowy który nabyłam w ciągu ostatnich 2 miesięcy od pewnej bandy idiotów, a właściwie to od jednego. A jeśli chodzi o to jak ja to mogę jeść to odpowiem ci, że normalnie.- pokazałam mu język.- To jest całkiem dobre chcesz spróbować?
-Nie dzięki. Nie przekonuje mnie to.- odpowiedział i poszedł po kawę, ja w tym czasie zaczęłam jeść moje śniadanie. W między czasie zastanawiałam się jak będzie wyglądał mój dzisiejszy dzień. Najpierw pogrzeb, potem Alice przyjedzie z moimi dziadkami ( którzy formalnie już nimi nie są), żeby porozmawiać i im to wszystko wytłumaczyć, i przywiozą resztę moich ubrań z domu Brownów. A potem pewnie zamknę się w pokoju z laptopem na kolanach...
-Masz zajebiste oczy...- wyrwał mnie głos Troy’a z rozmyślań.
-Że co?
-Masz ładne oczy...- nie zrozumiałam o co mu chodzi. Dziwnie nie na niego popatrzyłam a on podał mi lusterko. Spojrzałam na swoje odbicie. Dopiero wtedy zrozumiałam o co mu chodzi. Miałam swoje niebieskie oczy, bo jeszcze nie założyłam soczewek, jakoś nie mogę się do nich przyzwyczaić...
-Daruj sobie.- powiedziałam bez emocji. Chwilę potem poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Wzięłam szybki prysznic i doprowadziłam do względnego porządku moje włosy. Ubrałam się w czarne rurki, szary T-shirt i również czarny żakiet i botki na niedużym obcasie w tym samym kolorze. Wyjęłam również z szafy płaszcz, bo dziś pogoda była typowo brytyjska, prawie cały czas padało. Zeszłam na dół i usiadłam na kanapie. Po chwili przypomniałam sobie, że nie założyłam soczewek. Właśnie wchodziłam po schodach gdy wpadłam na Troy’a. Ubranego w garnitur.
-Do twarzy ci...- powiedziałam z lekkim uśmiechem i weszłam do pokoju z którego kilka sekund później wyszłam.
-Co to było?- zapytał zdziwiony.
-Nic powiedziałam prawdę.
-Ale mi nie oto chodzi... Prawie mnie zabiłaś.
-Weź ty mi lepiej nic nie mów o zabijaniu! Po prostu soczewek nie wzięłam.- odpowiedziałam a chwilę później siedzieliśmy już w samochodzie. Po 30 minutach jazdy byliśmy już na miejscu. Stanęłam kilkadziesiąt metrów dalej nad jakimś grobem i obserwowałam. Prawdę mówiąc nie spodziewałam się tylu osób. Była cała rodzina Brownów, chłopaki ze swoimi rodzicami, moi dziadkowie i kilku policjantów...
-Masz tu kluczyki, jak coś to idź do samochodu.- powiedział Troy i poszedł do pozostałych. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, widok płaczącej babci łamał mi serce. Jak na razie dziadkowie nie wiedzą, że żyję, ale to tylko dla lepszego efektu, dowiedzą się jak to się skończy. W pewnym momencie spostrzegłam Liam’a. Nogi się pode mną ugięły. Stał mocno wtulony w swojego tatę i trzymał swoją mamę z rękę. Chciałam podejść i mocno go przytulić, powiedzieć, że to nie prawda, że ja nadal żyję a to tylko ustawała. Ale doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę togo zrobić i najprawdopodobniej nigdy mu tego nie powiem. Gdy skończy się to całe śledztwo będę mogła zrezygnować z programu ochrony świadków, ale jako normalna dziewczyna nie będę miała już do nich ‘dostępu’... Obserwowałam wszystko co się działo dookoła mnie. Może Troy miał racje? Może byłoby lepiej gdybym została w domu? Stałam jak wmurowana. Czas się nagle zatrzymał. Wydawało mi się, że każda sekunda trwa kilka minut, że obserwuję wszystko klatka, po klatce, jak w filmie. Spuścili trumnę do dołu. Moje serce zaczęło walić. Do oczu napłynęły mi łzy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ich straciłam... Tak na zawsze, bez powrotu. Nie będę już miała takich wspaniałych przyjaciół. Właśnie straciłam najwspanialszą rodzinę na świecie. Rozpłakałam się na dobre. Nie ocierałam łez. Kapały sobie swobodnie. W pewnej chwili zaczął padać deszcz. Nie miałam nawet siły naciągnąć sobie na głowę kaptura. Wbiłam swój wzrok w ziemię. W głowie miałam różne obrazy. Odwróciłam się i spojrzałam w ich stronę. Liam właśnie brał na ręce zapłakanego Maxa i mocno go przytulał. Ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. Było mi ich wszystkich żal. I to tak strasznie. Wpatrywałam się w ten uroczy a zarazem smutny obrazek. W pewnej chwili uchwyciłam wzrok Liam’a. Może i stałam dość daleko, ale i tak widziałam te jego przepełnione smutkiem, czekoladowe oczy. Po chwili odwróciłam głowę. Nie mogłam na to wszystko patrzeć. Nie mogłam patrzeć na niego! Na jego cierpienie! Na cierpienie ich wszystkich! Wiedziałam, że dłużej tu nie wytrzymam, chciałam stąd wyjść i nie wrócić, ale z drugiej strony chciałam zostać z nimi jak najdłużej. Spojrzałam na nich ten ostatni raz i poszłam do samochodu. Deszcz rozpadał się na dobre. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam się jak krople wody uderzają o szkoło. Wyjęłam z kieszeni telefon i podpięłam słuchawki. Włączyłam ‘Lost In The Echo’- Linkin Parku. Podgłosiłam najgłośniej jak się tylko dało i wyłączyłam się. O niczym nie myślałam, nic nie czułam. Byłam bezmyślną, żywą lalką, która wpatruje się w jeden punkt, ale łzy cały czas spływały po moich policzkach. Nawet nie zauważyłam kiedy przyszedł Troy. Zorientowałam się dopiero wtedy gdy położył rękę na moim ramieniu. Wyjęłam słuchawki z uszu.
-Wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie.
-Tak... Raczej tak. A może nie? Ugh... Nie wiem...- powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.- Jak się trzymają?
-Szczerze?- skinęłam głową.- To nie najlepiej. Wszyscy to bardzo przeżywają...- powiedział mi mnie przytulił. Wybuchłam płaczem. Byłam mu wdzięczna, że nie powiedział nic w stylu „A nie mówiłem?!”. Gdy się trochę uspokoiłam pojechaliśmy w kierunku MSC. Troy wziął dwa czekoladowe Shake i pojechaliśmy do domu. Od razu poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w luźne dresy z niskim kroczem i za dużą bluzkę. Siadłam na parapecie i obserwowałam ludzi. Po chwili podjechał po nasz dom samochód z którego wysiadła Alice z Tomem, moją babcią i dziadkiem. Wyjęli z bagażnika walizkę i skierowali się w stronę drzwi. Prawdę mówiąc bałam się zejść na dół. Szukałam motywacji. Po chwili wyszłam  pokoju. I usłyszałam rozmowę. „Ale ja nic z tego nie rozumiem”, powiedziała moja babcia. Niepewnie zeszłam na dół.
-Cześć babci, cześć dziadku.- powiedziałam cicho. Byli wyraźnie zszokowani tym co powiedziałam.
-C- c- co?- wydukała babcia. Usiadłam przy stole i Alice zaczęła im wszystko tłumaczyć. Gdy zrozumieli, że to naprawdę ja, mocno mnie przytulili. Lekko się uśmiechnęłam. Może i już nie mogę nazywać ich publicznie moimi dziadkami, ale i tak są nadal moją najbliższą rodziną.
-No to skoro już wszystko jasne.- powiedział Tom i uśmiechnął się do Troy’a.- Mela, mamy dla ciebie niespodziankę.- zaskoczyli mnie tym nie miałam pojęcia o co może chodzić.  Po chwili obaj wyszli z domu.
-O co chodzi?- zapytałam Alice, ale ona tylko się uśmiechnęła. Kilka minut później wrócili.
-Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!- powiedział Troy wyjmując  z pudełka tort. Stałam jak wryta. Nie widziałam co mam powiedzieć byłam kompletnie tym zaskoczona.
-Pragnę ci przypomnieć, że dzisiaj obchodzisz swoja osiemnastkę.- powiedział Tom z uśmiechem.
-I mamy dla ciebie prezent.- dodała Alice. Po chwili jej mąż przyniósł z korytarza czarną gitarę.- Wiemy, że Niall cię uczył grać i tak sobie pomyśleliśmy, że może będziesz chciała nadal ćwiczyć.
-Dziękuję, ale naprawdę nie trzeba było... Jest idealna!- powiedziałam i podbiegłam i Brownów i mocno ich  przytuliłam.
-Ja nie jestem gorszy, też coś mam.- oznajmił dziarsko Troy.- To zawsze się sprawdza na takie okazje ale zaczekaj chwilę.- dodał i poszedł na górę. Ja tylko wzruszyłam ramionami i zaczęłam brzdękać na gitarze.
-Babciu a wy kiedy wracacie do Polski?
-Nie wiem... Może jutro, albo po jutrze...- powiedziała zamyślona.- A co?
-Bo ja mam pomysł. A gdybyśmy tak jutro poszli pozwiedzać Londyn?
-Musisz pogadać ze swoim ochroniarzem.- powiedział Tom.- Ma cię nie odstępować na krok. W końcu za to mu płacą.
-Za co mi płacą?- zapytał Troy wchodząc do niedużego salonu.
-Za pilnowanie mnie.- pokazałam mu język a on zrobił to samo.- Wpadałam na pomysł, żeby moi dziadkowie tu zostali a jutro poszlibyśmy pozwiedzać Londyn. No ale ty musisz się zgodzić...- dodałam i zrobiłam maślane oczy.
-Nie ma problemu i tak chciałem cię jutro gdzieś wyciągnąć. A teraz chodź tu do mnie.- powiedział z dziwnym uśmiechem. Zrobiłam to o co mnie prosił. Złożył mi życzenia a chwilę potem wręczył mi wielgachnego pluszowego miśka.
-Aww... Dzięki!! Jest mega!- przytuliłam chłopaka. Znamy się od jakiś 4 dni a już się praktycznie z nim zaprzyjaźniłam dokładnie tak jak... Od razu sobie wszystko przypomniałam. Co z tego, że to było kilka godzin wcześniej. Poczułam jak ktoś klepie mnie po ramieniu. Odwróciłam się i lekko uśmiechnęłam.
-No to co jemy ten tort?- Wszyscy pokiwali twierdząco głowami. Wzięłam Troy’a za i poszliśmy do kuchni. Kilka minut później wszyscy siedzieliśmy przy stole pijąc kawę i jedząc ciasto.
-Mela, mogę cię prosić na chwilę?- zapytała Alice i poszłyśmy do mojego pokoju.-Wiesz, nie mogę się przyzwyczaić do nowej ciebie,- powiedziała i cicho się zaśmiała.
-W sumie to ja ta też. O czym chciałaś porozmawiać?
-Właściwie to chciałam zapytać jak sobie z tym wszystkim radzisz?- podeszłam do okna i wbiłam swój wzrok w szybę.
-Szczerze?- kobieta skinęła głową.- To wcale.- prychnęłam pod nosem.- To do mnie kompletnie nie dociera. Wiem, że o tym rozmawiałyśmy już wcześniej ale ja nie umiem tego zaakceptować...Czego to musi być takie trudne?
-Mogłaś wybrać inne wyjście.- powiedziała cicho.
-Wiem, ale wtedy cały czas byli by narażeni na coś z mojej strony.- odwróciłam się do niej.- A tak nic im już nie grozi...
-Ale cierpisz ty... I oni.
-Dadzą sobie rade... Są silni. Fani będą ich wspierać... I nie będą musiały być o mnie zazdrosne.- lekko się uśmiechnęłam.- A ja nie wiem...
-Też dasz rade. Ale to nie będzie łatwe.- skinęłam głową.- Masz nas, Troy’a i poznasz nowych ludzi.
-Też mi pocieszenie... A najgorsze w tym wszystkim jest to, że będę o tym wszystkim pamiętać a oni będę mnie ‘prześladować’ na każdym kroku.- Alice tylko mocno mnie przytuliła. Posiedziałyśmy jeszcze trochę w pokoju i zeszłyśmy na dół. Chwile później Brown’owie pojechali. Ok. 9 pm. Moi dziadkowie już poszli spać, odstąpiłam im mój pokój, więc ja miałam się przespać na kanapie. Troy siedział u siebie w pokoju. Nie wiedziałam co mogę robić i w końcu zaczęłam przeglądać stojak z płytami. Było kilka horrorów kilka jakiś romansów, coś okropnego,  i jakieś bajki. „Toy Story” (wszystkie części) „Potwory i spółka”, „Barbie” ( to ciekawe, chłopak po 20 a takie rzeczy ogląda) „Alladyn” i wiele innych. Wszystkie te bajki przerobiłam z Max’em i Lucy. Jedyna bajka którą znalazłam i jej nie oglądałam była pt.: „Księżniczka i żaba”. Włączyłam telewizor a w między czasie poszłam po lody. W końcu w czymś trzeba topić smutki! W momencie gdy ‘żaby’ były na bagnach i śpiewały jakąś piosenkę z Louis’em ( no nawet tu oni są!) ktoś rzucił we mnie poduszką.
-Oj źle z tobą. Zjadłaś już prawie całe litrowe pudełko lodów czekoladowych...- powiedział Troy. Staną przede mną i zasłonił mi telewizor. Miał na sobie tylko jakieś czarne dresy.
-Weź się ubierz z łaski swojej! I rusz swoją dupę! Ja tu oglądam.- syknęłam i rzuciłam w niego poduszką. Chłopak gdzieś poszedł, ale po chwili wrócił z kolejnym pudełkiem lodów czekoladowych i łyżeczką.- Skąd ty masz taki rzeczy do oglądania?
-Są przydatne?- odpowiedział nie odrywając wzroku ok. telewizora. Spojrzałam na niego pytająco.- Mam 7-letnią siostrę. Daphne. Uprzedzając twoje pytanie, jest z rodzicami we Francji, przeprowadzili się tam 5 lat temu.
-Nie wiedziałam.
-Bo ty jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.- powiedział i pokazał język.
-Jak dziecko... Ile ty masz właściwie lat?
-Yyy no 24.
-A zachowujesz się jak dziesięciolatek.
-Dzięki za komplement.
-Mam pytanie? Czym ty się tak właściwie zajmujesz?- zapytałam zaciekawiona.
-Ochroną... Ale nie często mam takie przypadki jak ty. Zazwyczaj to ja ‘mieszkam’ u kogoś kilka dni i go, że tak to ujmę pilnuję, a teraz mam raz na ziemi... Nic nie musze robić, a i tak mi płaca i to całkiem nieźle.
-Widzisz jak ty masz ze mną dobrze!- powiedziałam podjadając mu lody. Spojrzał na mnie tak jak Niall gdy podbierałam mu żelki i po chwili zepchnął mnie z kanapy. Zaczęliśmy się ganiać po całym domu, starając zachowywać się w miarę cicho, co nie do końca nam się udawało. W końcu zamknęłam się w jego pokoju. Przez kilka minut próbował wejść do środka ale w końcu się poddał i chyba poszedł na dół. A ja rozłożyłam się na jego łóżku i poszłam spać... xD
*****************************
Juz na samym wstepie MASSIVE SORRY!!! Przepraszam za opóźnienie i chcę powiedzieć, że nie wiem kiedy będzie następny rozdział, ostatnio nawet nie mam czasu żeby właczyć laptopa... -,- Ale mam nadzieję, że uda mi się jakimś cudem dodać rozdział w weekend alebo na początku następnego tygodnia.
A jeśli chodzi o rozdział to nie mam zielonego pojęcia jaki wyszedł bo był pisany 'tak na szybko' byle by cos dodać... Jeszcze raz przepraszam... ;(
Liczę na komentarze ;)

1 komentarz:

  1. Rozdział świetny <3
    Tylko, że to wszystko jest takie skomplikowane ;( Czemu oni nie mogą być szczęśliwi? Musisz im tak życie komplikować ;/ No, ale cóż twój wybór ;) Mam jednak nadzieje,że się wszystko w końcu wyjaśni, bo ja nie to wiesz co cię czeka ;p
    Oddaj chociaż połowę talentu co? <3

    OdpowiedzUsuń