sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 42 :)


-Bonnie!- krzyknęłam uchylając drzwi przebieralni.  Po chwili zza rogu wyłoniła się moja przyjaciółka.-Chodź zapniesz mi zamek.- Dziewczyna tylko pokręciła głową i weszła do pomieszczenia. Zrobiła to o co ją poprosiłam. Zrobiła 2 kroki do tyłu i zaczęła mi się przyglądać.
-Chodź a nie się gapisz!- pociągnęłam ją za rękę.
-Gdybym nie była hetero, to zerwałabym z ciebie tą sukienkę...- powiedziała z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałam na nią zdziwiona. Bonnie zaczęła się śmiać.- Wyluzuj! Po prostu  świetnie wyglądasz.
-Weź mnie nie strasz! Już zaczynałam myśleć...
-Ty nie myśl tylko chodź!- rzuciła rozbawiona.
Ledwo wyszłyśmy z garderoby, a już zdążył wpaść na nas półnagi Harry.  Zanim biegł, ubrany w białą koszulę i czarne eleganckie spodnie, Niall, który rzucał w swojego kumpla butami. Mało brakowało a moja twarz by na tym ucierpiała. Nie wiele brakowało, bo bym się roześmiała. Na szczęście się opanowałam. Oparłam ręce na biodrach i zaczęłam się im przyglądać.
-Wow!- wyrwało się z ust Hazzy. Jego mina była nie go opisania. To najlepszy przykład co może zrobić z chłopakiem krótka kiecka i szpilki.- Wyglądasz tak... Tak...
-Sexy!- dokończyła Bonnie. Spiorunowałam ja wzrokiem. Styles szeroko się uśmiechną i „puścił” do niej oczko.
-No dokładnie!- przytaknął.
-Zabije cię!- usłyszałam zdyszany głos Nialla, który wyrwał jakiś materiał z rąk kumpla.- Debilu coś ty zrobił z moja marynarką!- Harry głośno się roześmiał. Wziął z podłogi buta, którym prawie oberwałam w twarz, i rzucił go za blondynem. Nie stąd ni zowąd, za ich plecami pojawił się, ubrany w garnitur, Liam lustrując ich wzrokiem.
-Przepraszam was za nich...- powiedział patrząc na mnie i na Bonnie.- A wy idziecie ze mną! Chłopaki do cholery nie mamy czasu.- syknął. Złapał Harry’ego za koszule a Nialla za pasek od spodni i zaczął ich ciągnąć w stronę garderoby.
-A ponoć to dziewczyny nigdy nie mogą się wyrobić na czas! A tu proszę... niespodzianka!- krzyknęłam. Styles pokazał mi język i zniknął za drzwiami do ich garderoby.
Poszłam do wielkiej sali, w której miała się odbyć sesja. Po drodze spotkałam Simona i zaczęliśmy rozmawiać o moich planach na przyszłość. Dopiero po jakiś 15 minutach zjawiła się cała piątka ubrana w garnitury. Faceci w czerni, pomyślałam ironicznie.
-Liam, mogę cię na chwilę prosić. Twój telefon dzwoni.- powiedziała drobna brunetka w okularach. Simon tylko skinął głową, dając mu znak, że może iść. Ledwo zdążyliśmy się ustawić na tle, a Payne był już spowrotem. Perfidnie się nad czymś zastanawiając stanął obok mnie, jak kazał mu fotograf. Nie zbyt podobał mi się ten pomysł, no ale cóż trzeba robić dobrą minę do złej gry... Zwłaszcza w moim zawodzie. Mi to przychodziło z łatwością, a Liamowi- nie.  Już miałam się go zapytać o co chodzi, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Dookoła nas kręciło się wiele osób. W tłumie dojrzałam Bonnie rozmawiająca z jedną ze stylistek. Lekko się uśmiechnęłam. Po chwili przyszedł fotograf i sesja rozpoczęła się na dobre. Na początku robili naszej 6 zdjęcia z Simonem, gdyż miał jakieś ważne spotkanie. Wybraliśmy kilka najlepszych zdjęć i naszego „wujka” już nie było. Potem mini sesję z każdym z chłopców. Ten pomysł kompletnie mi się nie podobał. Skręcało mnie w żołądku na samą myśl, że mają robić zdjęcia mi i Liamowi. Na całe szczęście on był ostatni na „liście” więc mogłam przygotować się na to psychicznie.
Gdy już nie byłam potrzebna poszłam się pozbyć tej sukienki, która była całkiem ładna, i szpilek.
-Jakie plany na później?- zapytała Bonnie.
-Hym... Teraz jadę do Alice spotkać się z dziadkami. Ok. 2:30 mam wywiad, 2 godziny później kolejny wywiad, tylko że z nimi. A potem wolne, czyli będę się pakowała na jutro.- uśmiechnęłam się lekko na samą myśl, że lecę jutro do Francji. Niestety był dwa minusy. Po pierwsze lecę tam na jeden dzień, a po 2 razem z NIMI. Nagle ktoś zapukał. W pomieszczeniu pojawił się Louis
-Matko! Myślałem, że was nie złapię.- spojrzałam na niego pytająco.- No bo Hazz ma za kilka dni urodziny. No i my robimy imprezę. Chcielibyśmy żebyście przyszły.
-Spoko! Ja przyjdę!- krzyknęła z entuzjazmem Bonnie.
-Sama nie wiem...- mruknęłam. Było wiele powodów dlaczego nie mogłam się tam pojawić.
-No nie daj się prosić! Harry na pewno się ucieszy!- prychnęłam pod nosem. Westchnęłam.
-Zobaczę... Jak będę mogła to przyjdę.
-Świetnie!- Tomlinson klasnął w dłonie.- Damy wam znać co i jak.- wraz z Bonnie kiwnęłam twierdząco głową.
Zabrałam swoje rzeczy i po chwili wyszliśmy z budynku. Troy czekał  już na nas w samochodzie. Odwieźliśmy Bonnie do domu, a sami pojechaliśmy do biura Alice, które znajdowało się 30 min drogi od mojej przyjaciółki. Wjechaliśmy windą na 6 piętro. Nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę babcie i dziadka. Ostatnio spędziłam z nimi święta, więc zdążyłam się za nimi stęsknić. Szliśmy długim oświetlonym korytarzem. Mijaliśmy kolejne drzwi. Czasami zastanawiałam się dlaczego gabinet Alice znajduje się prawie na samym końcu. Bez pukania weszłam do biura Alice. Moi dziadkowie już tam byli. Przywitałam się z nimi. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Nawet nie zauważyłam kiedy minęły 2 godziny i musiałam jechać na wywiad. Poczułam się lepiej. Na początku bałam się, że zaczną rozmawiać o pogrzebie mojego ojca, który odbył się parę godzin wcześniej. Na  szczęście tak nie było.
Przez wywiady przebrnęłam bez większych problemów. Po za jednym, z którym borykam się od dłuższego czasu. Liam rzadko odpowiadał na pytania, a przecież to on zazwyczaj to robi. Tym razem ciągle się nad czymś zastanawiał. Pomijając, że traktował mnie jak powietrze. Z jednej strony pasowało mi to, a z drugiej trochę bolało. Ale nie dziwiłam się jego zachowaniu. Po tym jak potraktowałam go kilka dni wcześniej sama bym się do sienie nie odzywała.
Ok. 8 pm byłam już w domu. Zmęczona padłam na kanapę. Nie miałam siły się ruszyć. Roy i Sam zrobili kolację. Gdy jedliśmy rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałam na chłopaków. Nie tylko ja byłam zdziwiona. Czy oni nie widzą kiedy przychodzić! Albo, że wynaleźli takie cudowne urządzenie jak telefon! Sam wstał od stołu i poszedł otworzyć drzwi. Po chwili wrócił z uśmiechem na twarzy.
-Mamy gości.- oznajmił. Mnie tym czasem zżerała ciekawość kto to może być.- Roy... Dobrze, że zrobiliśmy większą porcję!- Zza jego pleców wyskoczył Justin. Otworzyłam szeroko oczy. Kilka sekund później zobaczyła Scotta.
-Cześć wam!- krzyknął Bieber. Zaczęłam się śmiać. Przywitałam się z nimi.
-Co was do mnie sprowadza?
-Sprawy służbowe...- zaczął Scott.
-Ugh... A mnie wszędzie za sobą ciąga, żebym się nie nudził...- zaczął marudzić Justin. „Sprawy służbowe” czyli co dokładnie, pomyślałam. Nie musiałam długo czekać. Okazało się, ze chodzi o moją nominację na Brit i prę innych związanych z tym spraw.

Oczami Liama:
-Paul... możesz mnie podwieźć do Alice?- zapytałem. On przyjrzał mi się uważnie.- Dzwoniła do mnie, żebym do niej przyjechał jak będę miła czas.
-A to nie za późno już?
-Nie? Mówiłem jej, że najwcześniej będę mógł po 8.- westchnąłem. Wcale nie chciało mi się nigdzie iść. Byłem strasznie zmęczony. Najchętniej położyłbym się do łóżka. Ale ten telefon od Alice nie dawał mi spokoju. Nic nie chciała mi powiedziesz. Po prostu kazała mi przyjechać i tyle. Zmarnowałem cały dzień zastanawiając się o co może chodzić.
-Dobra. Liam za 10 min w samochodzie. Tylko tylnim wyjściem.- skinąłem twierdząco głową. Poszedłem do kuchni. Z lodówki wziąłem butelkę wody. W między czasie zabrałem Niallowi jedną kanapkę. Jak nigdy na to nie zareagował, tylko dalej jadł. Wziąłem z pokoju telefon i włożyłem bluzę z kapturem.
-Zayn... Ja wychodzę. Nie czekajcie na mnie.- powiedziałem do Malika, który oglądał jakiś film popijając piwo.
-Jasne... Do Alice?- odwrócił się w moją stronę. Skinąłem tylko głową. Wziąłem z wieszaka kurtkę i wyszedłem.
Paul siedział w samochodzie i bacznie mi się  przyglądał. Oparłem głowę o chłodną szybę. Moja ciekawość wygrywała ze zmęczeniem. Nawet nie zauważyłem kiedy dojechaliśmy na miejsce. Chłodne powietrze uderzyło mnie w twarz.
-Poczekam na ciebie.- skinąłem twierdząco głową. Przecież jakby to było gdyby nie poczekał. Niepewnie wszedłem do budynku. Portier lekko uśmiechnął się na mój widok, ale go zignorowałem. Szybko wszedłem do windy. Już po paru minutach myłem od drzwiami do jej gabinetu. Alice siedziała za biurkiem i pustym wzrokiem wpatrywała się w okno.
-Dobrze, że jesteś... Musimy pogadać.- powiedziała niepewnie. Coś mi mówiło, że powie mi coś z czego zbytnio się nie ucieszę. I wcale nie się myliłem.

-Że niby co?- podniosłem głos.- Hahaha. Alice proszę nie rozśmieszaj mnie!.
-A czy ja wyglądam jak bym żartowała?- powiedziała sucho. Przyjrzałem jej się uważnie. Była poważna. Jej mina mówiła sama za siebie, ale to co przed chwilą usłyszałem było tak cholernie nieprawdopodobne, że... Wszystko mówiło mi, że to prawda, ale mózg nie chciał przyjąć tego do wiadomości.
-Czekaj... Bo nie wiem czy dobrze zrozumiałem.- potarłem się po karku.- Czyli tak. Anita nadaj żyje i jest nią Melisa Maynard... Śmierć była sfingowana a potem tylko program ochrony świadków i zmiana tożsamości. Tak?- kobieta pokiwała twierdząco głową nie odrywając wzroku od biurka. Miałem kompletny mętlik w głowie.- Ale, że jak? Że to tak ujmę nie zgadza się kilka rzeczy.
-Liam! Litości. No więc ma soczewki, które zmieniają kolor oczy, tatuaże przykrywa specjalnym pudrem i kremem. To takie skomplikowane? Blizny z nadgarstka i ta po postrzale usunęliśmy laserowo. O to cała filozofia.
-Hahaha... To jest chore! Najpierw wmawiasz mi, że ona nie żyje... chodziłem na terapię... A jak już się jakoś pozbierałam do kupy to ty mi mówisz, że ona żyje i w dodatku cały czas mam ja pod nosem. Do cholery czy ty wiesz jakie to niedorzeczne?!- Alice nic nie powiedziała.
-Przepraszam, ale nie mogliśmy ci wcześniej nic powiedzieć dziś był pogrzeb jej ojca, a przed wczoraj wycofaliśmy program ochrony...
-To ja przepraszam... Nie powinienem...- schowałem twarz w dłoniach. Nie wiedziałem co mam myśleć. Jakąś część mnie cieszyła się, że Ona żyje, ale już oswoiłem się z myślą, że jej już nigdy nie zobaczę. Miałem mętlik w głowie. Chciało mi się śmiać! Bo przecież sam powiedziałem Melisie, że przypomina mi Anitę. Cholera jasna!
-Spokojnie. Rozumiem się.- poklepała mnie po placach.
-Czy ona...
-Nie, nie wie. Mogłaby ci to sama powiedzieć, ale ona tego by nie zrobiła.- westchnęła. Podniosłem na nią wzrok. Do oczu zaczęły mi napływać łzy. Już sam nie wiedziałem czy to łzy radości, czy nie. Targały mną sprzeczne emocje.- No może dopiero za kilka lat.
-Dlaczego mi o tym powiedziałaś?- zapytałem łamiącym się głosem.
-Liam! Przecież widziałam jak ci na niej zależy i jak cierpiałeś. Uwierz mi. Z nią wcale nie było lepiej. Potem nauczyła się ukrywać to co czuje i tak zostało. I do cholery weź się w garść, i zrób coś z tym. Ostrzegam, że nie będzie łatwo.- znowu usiadła z a biurkiem.- Liam... Nie idź z tym do niej od razu.
-Jasssne.- mruknąłem. Odchyliłem głowę do tyłu.- Wytłumacz mi to jeszcze raz. Tylko powoli...


2 komentarze:

  1. Powiedziała mu! <3
    Nareszcie sie dowiedział!
    Teraz tylko czekać na reakcje Anity/Melisy xd
    Rozdział świetny jak zawsze *.*
    Pisz szybko następny! ; >

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah.. Ty i ten twój talent do pisania <33 Kocham te opowiadania i czekam na nexta ;D

    OdpowiedzUsuń