piątek, 29 marca 2013

Rozdział 41


Z trudem otworzyłam oczy. W pokoju panował półmrok. Wyjęłam telefon spod poduszki. Oślepił mnie blask wyświetlacza. Była 6 rano. Opuściłam głowę na poduszkę i przekręciłam się na bok. Z cicha nadzieją, że uda mi się zasnąć. Całą noc nie mogłam spać, a właściwie to drugą połowę, więc byłam wyczerpana.
 W głowie cały czas przewijał mi się wczorajszy dzień. Nath, szpital, Alice, park... I tak w kółko! Nath, szpital, Alice, park... No właśnie... Park. Po co ja wam w ogóle pojechałam? Sama nie wiem. Po przeczytaniu kartki od ojca poczułam się jak jakaś mała, bezbronna dziewczynka, która nie ma gdzie się schować przed problemami tego beznadziejnego świata. A właśnie pierwszym miejscem jaki mi przyszło d głowy był park niedaleko willi Alice i Toma... Miejsce w którym wszystko się zaczęło. Pojechałam tam bez wahania. Poszłam nad staw, usiadłam na ławce. Stamtąd było doskonale widać most na którym poznałam Liama, a właściwie pod nim. Przez twarz przebiegł mi lekki uśmiech na wspomnienie tamtego dnia. To tam pierwszy raz spotkałam się z Liamem. Po raz pierwszy napisali o mnie wtedy w gazetach. Tam poznałam resztę zespołu, a później Lindsey. Tam mnie prawie zabili... Wczoraj pierwszy raz od tamtego dnia pojechałam do tamtego parku. Gdy przechodziłam alejkami wszystkie wspomnienia wracały. Zaczęłam wątpić sama w siebie. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam wtedy i czy dobrze robię dziś. Spędziłam w tym parku mroźne cztery godziny. Myślałam o wszystkim i o niczym, gdybałam, płakałam... Tam uświadomiłam sobie w jak małym stopniu zależy ode mnie moje własne życie. Do domu wróciłam ok. 1 nad ranem, gdy zaczęło padać... Z resztą nadal pada.
Wbiłam swój wzrok w krople deszczu spływające po szybie, ale już po chwili  przeniosłam go na śpiącego obok chłopaka. Poczułam ucisk w żołądku. Ciekawe jak będzie wyglądało moje życie, pomyślałam. I o to kolejny punkt na liście rzeczy o których nie mam pojęcia. Co za ironia!
Nie chcąc o tym myśleć zamknęłam oczy i czekałam aż nadejdzie sen. Ale on nie przychodził... Wydawało mi się, że zagubił się w pustych, porannych, deszczowych uliczkach Londynu. Przetarłam ręka oczy, które strasznie mnie piekły. Po chwili zwlokłam się z łóżka. Nie panowałam nad swoim ciałem. Nie miałam siły ustać na nogach. Wszystko mnie bolało, byłam cholernie zmęczona. Zarzuciłam bluzę na plecy i wyszłam z pokoju, z naiwną nadzieją, że przynajmniej część moich problemów położy się obok Troy’a, i zaśnie.
W domu panował mrok oraz cisza, którą zakłócał szum padającego deszczu. Skierowałam się na dół. Po chwili zauważyłam blade światło w kuchni, po której krzątał się Sam. Nie miałam siły, żeby dość do salonu, więc usiadłam na chodach. Oparłam głowę o poręcz i w ciszy przyglądałam się chłopakowi Roy’a. Sam, a to robił sobie kanapki, a to kawę. W między czasie oglądał telewizor. Nie wiedziałam, dlaczego on tak wcześnie wstał. Dopiero po kilku minutach przypomniałam sobie, że obiecał jakiemuś kumplowi, który ma restaurację, pomóc w obsłudze przyjęcia. Gdy zjadł śniadanie, wziął z kanapy pokrowiec na ubrania i wyjął z niego „mundurek kelnera”. Jego widok w samych bokserkach, wcale mnie nie ruszał... Ale musze przyznać, że jest świetnie zbudowany. Istne cudo!- jakby to określił literacko Roy. Zaśmiałam się cicho, widząc jak próbował poprawić sobie, swoją blond czuprynę. Gdy się opanowałam zamknęłam oczy i zaczęłam się przysłuchiwać szumowi deszczu, który w niezwykły sposób mnie uspokajał.
-Hej księżniczko... Nie uważasz, że kanapa byłaby wygodniejsza niż schody?- otworzyłam oczy słysząc głos Sama.
-Nie mam siły...- mruknęłam. Chłopak podał mi gorący kubek. Po zapachu poznałam, że to była gorąca czekolada. Kto jak kto, ale moim zdaniem Sam był mistrzem w robieniu gorącej czekolady. Z uśmiechem wzięłam od niego kubek. Blondyn usiadł obok mnie łypiąc podejrzliwie swoimi zielonymi oczami.
-Dlaczego nie śpisz... i gdzie wy byłaś przez pół nocy? Martwiliśmy się...- objął mnie ramieniem.
-Nie ważne... Nie mogę spać.- oparłam głowę o jego ramie, a on pocałował mnie czoło.
-Wiesz, że za dwa dni się stąd wyprowadzamy... Będziesz miała spokój, a nas przestanie obowiązywać celibat.- zaśmiał się. Szturchnęłam go w ramie.- A tak poza, to wyglądasz strasznie. Wracaj lepiej do łóżka.- położyłam głowę na jego kolanach. Sam zaczął bawić się moimi włosami. Zamknęłam oczy. Nawet nie zauważyłam kiedy usnęłam. Urwał mi się film...

Mój piękny sen, o wspaniałych wakacjach na wyspach, przerwała podświadomość, że ktoś się na mnie zawzięcie gapi. Troy zawsze się mnie pyta jakim cudem potrafię przez sen wyczuć, że ktoś mi się przygląda. Sama nie wiedziałam jak to robię. Powoli wróciłam z wysp do realnego świata. Lekko rozchyliłam oczy. Zobaczyłam okno po którym w dalszym ciągu spływały krople deszczu. Leżałam nieruchomo i starałam się rozgryźć kto tak perfidnie się na mnie gapi i nie nadje mi spać. Wzięłam głębszy oddech. Po chwili poczułam delikatny zapach męskich perfum. Znałam tylko jednego chłopaka który takich używał...
-Sykes... Z łaski swojej weź się tak na mnie nie gap, bo nie mogę spać.- powiedziałam pewnie i przekręciłam się na dom. Jego mina była bezcenna. Stał zdziwiony, nie wiedział co powiedzieć.- Która godzina i kto cię wpuścił.- zapytałam, żeby przerwać tą ciszę. Wiedziałam, że jeżeli zaraz czegoś nie zrobię to zacznę się śmiać.
-Jest po 11. Wpuścił mnie Troy.- usiadłam na brzegu łóżka. Ręką poklepałam miejsce obok siebie.- Skąd wiedziałaś, że to ja?
-Hym... Powiedzmy, że mam szósty i siódmy zmysł. A ty nie powinieneś być teraz w samolocie do USA?
-Na lotnisko jedziemy za godzinę, ale najpierw wpadłem się pożegnać.- pocałował mnie w policzek.- Troy mi o wszystkim powiedział.- dodał niepewnie.- Wszystko ok.?- Westchnęłam. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć, więc zaczęłam mu opowiadać wszystko co się działo zaraz po jego wyjściu. Przez cały czas trzymał mnie za rękę. Gdy skończyłam położyłam głowę na jego kolanach.
-Jeju. Nie wiem co mam robić.
-Najlepiej porozmawiaj z Troy’em.- powiedział. Serio? Tyle to ja sama wiedziałam, ale nie byłam pewna czy chcę się dowiedzieć co mój „tatuś” ma mi do powiedzenia.
-Dzięki.- uśmiechnęłam się lekko, a chłopak odwzajemnił gest. Przesunął dłonią po wewnętrznej stronie mojego uda, na co zareagowałam śmiechem. To było jedyne (dość nietypowe) miejsce w którym miałam łaskotki, a on- niestety- doskonale o tym wiedział. Skutki grania z tą bandą w „prawda czy wyzwanie”. W ramach rekompensaty dźgnęłam go palcem w żebra.
-Jesteś wredny.- powiedziałam i położyłam się na łóżku.
-Ja?! Chyba żartujesz! Przecież jestem najsłodszy z całego zespołu!- pochylił się nade mną.- Ja jestem pewny, że to ty jesteś wredna... To ty mnie dźgnęłaś!- otworzyłam usta z zamiarem wypowiedzenia jakiejś riposty, ale nie zdążyłam, bo Nathan zamknął mi usta pocałunkiem. Jak zwykle delikatny, pomyślałam. Odepchnęłam go od siebie. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Ze mną nie ma tak łatwo, skarbie.- Chłopak uniósł brew do góry. Zaśmiałam się. Przyciągnęłam go za bluzkę.- Będziesz musiał się bardziej postarać.- wyszeptałam mu do ucha. Tym razem to on się zaśmiał i przygniótł mnie do łóżka.
-Skoro, tak mówisz... Na pewno cos wymyślę.- pokazałam mu język. Sykes znowu się zaśmiał i mnie pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnęłam go do siebie. Chłopak jeszcze mocniej wpił się w moje wargi. Przeszły mnie dreszcze. Zakręciło mi się w głowi. Zdecydowanie był dobry w tym co teraz robi, pomyślałam. Nagle zadzwonił jego telefon. Wybuchłam śmiechem. Zrezygnowany chłopak pocałował mnie delikatnie w szyje.
-Odbierz, bo jeszcze Seev na policje zadzwoni...- zaśmiałam się z niego. Nathan odebrał telefon. Jak się okazało miałam rację co do osoby dzwoniącej. Kilka minut później odprowadzałam go wraz z Troy’em do drzwi. Mój, już były ochroniarz, popatrzył na mnie zaciekawiony.
-Gdzie ty wczoraj byłaś... Martwiliśmy się!- powiedział po chwili. Prychnęłam pod nosem.
-Nie potrzebnie... Przecież i tak wiesz gdzie byłam, to po co się pytasz...- mruknęłam pod nosem. Wzruszył ramionami i poszedł do kuchni. Nie rozumiałam jego troski, zwłaszcza, że już nie był moim ochroniarzem. Ponad to zawsze gdy nie odbierałam, przez dłuższy czas telefonu, starał się mnie namierzyć, przez specjalną aplikację... I po co mu to wszystko?! Wzięłam się w garść i też poszłam do kuchni. Troy robił sobie herbatę, a ja przeglądałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Po chwili znalazłam żelki i czekoladę. Usiadłam na kanapie, przed włączonym telewizorem i zaczęłam skakać po kanałach.
-Czego mam wrażenie, że coś jest nie tak?- usłyszałam za sobą głos Troy’a. Odwróciłam się w jego stronę zdziwiona. „Coś jest nie tak...” to mało powiedziane, pomyślałam.- Chodzi o to, że byłaś wczoraj u Alice? Racja?
-A ty byłeś wcześniej u Carlosa... i nie raczyłeś mi powiedzieć po co! Dlaczego mi o tym wcześniej nie powiedziałeś? Myślałeś, że się nie dowiem?! Po co w ogóle to wszystko robisz? Po co mnie wziąłeś do siebie?!
-Nie wiedziałem jak ci to powiedzieć...- Serio? No tak lepiej było poczekać, aż zrobi to ktoś inny, pomyślałam.- Wiedziałem, że i tak się dowiesz....
-Ale dlaczego wziąłeś mnie do siebie? Znałeś mnie wtedy od 3-4 dni?
-Mam powiedzieć?- zapytał niepewnie. Skinęłam twierdząco głową.- Po pierwsze, i tak bym był twoim ochroniarzem. Po 2 doszedłem do wniosku, że tobie będzie się łatwiej przenieść do mnie niż mi nie wiadomo gdzie. A tu cię miałem cały czas na oku. A po trzecie spodobałaś mi się... Taka pewna siebie i zorientowana w temacie...- zaśmiałem się. Chłopak usiadł obok mnie. Oparłam głowę o jego ramię.
-I co teraz będzie?- zapytałam choć nie byłam pewna, czy chce poznać odpowiedź.
-No właśnie...- powiedział drżącym głosem. Przypuszczam, że ta wiadomość mi się nie spodoba.
-Mam się wyprowadzić?
-Co?! Nie!- zaprzeczył szybko. Byłam nieco zaskoczona jego reakcją.
-Ale przecież... Mi wycofali program ochrony świadków... Czyli ty nie jesteś już moim ochroniarzem, a o ile się orientuję to po wycofaniu programu, ochrona znika... Czyli w tym przypadku ty. I nie wolno nam utrzymywać kontaktu... Więc muszę się wyprowadzić.
-Włożyłem wymówienie. Nie musisz się wyprowadzać.- Gdy to usłyszałam zerwałam się na równe nogi.
-Co w ciebie wstąpiło?! Przecież uwielbiasz te robotę! Troy do cholery coś ty zrobił? Dlaczego złożyłeś to wymówienie?!- wybuchłam. Troy powiedział pod nosem coś w stylu „wiedziałem, że tak zareaguje”. Byłam nieźle zdenerwowana.
-Bo... Tak jak mówiłaś musiałabyś się wyprowadzić i zerwać ze mną kontakt tak sami z Samem i Roy’em. A tego chciałem uniknąć... Poza tym mam w papierach, że jestem twoim prawnym opiekunem i nie obchodzi mnie to, że masz 18 lat!- podszedł do mnie.- Pond to miałem nadzieję, że zatrudnisz mnie jako swojego dźwiękowca, czy coś w tym stylu.- Zaśmiałam się słysząc jego słowa. Walnęłam go kilka razy pięścią w klatę.
-Jesteś wielkim idiotą! I to takim, jakiego świat jeszcze nie widział!- zaśmiałam się i przytuliłam.
-Uczę się od najlepszych...- pokazał mi język.
-Wal się.- syknęłam. Troy objął mnie ramieniem.
Resztę dnia spędziliśmy na kanapie. Grając w Fifę i oglądając różne filmy. Potem dołączył Sam i Roy.
Ok. 8 pm ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Spojrzałam na chłopaków zastanawiając się kto to może być. Troy zadeklarował, że otworzy drzwi. Po chwili usłyszałam głos dwóch innych chłopaków. Bez problemu poznałam, że to Louis z Zaynem. Gdy tylko Troy mnie zawołał podeszłam do nich i się z nimi przywitałam.
-Co was do mnie sprowadza o tej porze?- zapytałam zaciekawiona.
-Mamy sprawę...- Zaczął Tomlinson.
-... nie było by nas tu gdybyś miała włączony telefon.- dokończył Malik. Wzruszyłam tylko ramionami. Pomijając fakt, że nawet nie do końca wiedziałam gdzie był mój telefon, domyślałam się, że padła mi bateria.
-Otóż... Simon wymyślił sobie sesje zdjęciową z tobą i z nami, która ma być jutro ok. 9 rano... adres przyślemy ci rano albo przyjedziemy  po ciebie.- Powiedział Louis.- Jutro ci damy znać jak to ma dokładnie wyglądać.- Spojrzałam na nich zdziwiona. „Simon wymyślił...” to mi utknęło w głowie. Skoro to Cowell wymyślił to z dlaczego przysłał ich... przecież Liam załatwia zawsze takie sprawy. Nie żebym była rozczarowana, ale to mnie zaskoczyło.
-Naturalnie Liam do cb dzwonił, ale miałaś wyłączony telefon, więc przysłał nas... Bo on jeszcze nie wrócił...- mruknął Zayn. No i wszystko jasne, zaśmiałam się w myślach. Jednak nic się nie zmieniło.
-Ok. Wejdziecie?- zapytałam z czystej uprzejmości. Nie miałam zbytnio ochoty z nimi siedzieć. Na ich widok przypomniała mi się rozmowa z Alice i sam fakt, że mogę im powiedzieć kom jestem.
-Nie, dzięki.- uśmiechnął się Lou.- Dziś jesteśmy umówieni. Może innym razem.- uśmiechnęłam się lekko. Pożegnałam się z nimi i po chwili wyszli.
-A! I weź ze sobą Bonnie może się przydać.-  krzyknął Zayn gdy zamykałam drzwi. Skinęłam twierdząco głowa i wróciłam do chłopaków.
No to jutro zapowiada się ciekawy dzień, pomyślałam.

---------------------------------------------------------

3 komentarze:

  1. Weź mi może oddaj trochę swojego talentu co?
    Piszesz zdecydowanie za dobrze ; c <3
    Rozdział świetny jak zwykle z resztą *.*
    Grrr ahh ten Nathan, czemu ona musi być akurat z nim! Mam nadzieje, że niedługo się to zmieni xd
    Ja chce już następny rozdział! Bo chce zobaczyć tą sesję ; > No nie wiem co jeszcze mogę napisać ; c

    OdpowiedzUsuń
  2. Mela i Nathan ! <33 Yes !! ^^ Na to czekałam.. A co do rozdziału to powiem to co Aga... Masz talent dziewczynoo. Ty weź książkę napiisz !! Mówię serio.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś przez mnie nominowana do The Versalite Blogger.
    Wszystkie informacje: http://opowiadaniainmydream.blogspot.com/2013/04/the-versalite-blogger.html

    OdpowiedzUsuń